Retro. Eliminacje ME 2008

Leo Beenhakker, który doprowadził do zwycięskich kwalifikacji, skończył 2 sierpnia 75 lat.

Co by nie mówić o holenderskim trenerze, zajęliśmy wtedy pierwsze miejsce w grupie eliminacyjnej. Tamten czas to była prawdziwa huśtawka. Źle, dobrze, bardzo dobrze, fatalnie, znów dobrze – nadzieja i zwątpienie przeplatały się ze sobą.

14 meczów, 14 subiektywnych mgnień eliminacji. Po dogłębnej analizie okazało się, że widziałem jedynie dwa spotkania na żywo, z pięć w TV, a reszty nie oglądałem, albo nie pamiętam, że się odbyły, co nie znaczy, że nie mogę mieć wybornych wspomnień z nimi związanych.

Prolog
Początek tej historii miał miejsce, o dziwo, w Hamburgu. Ale nie w portowej dzielnicy Sankt Pauli, a w okolicach stadionu HSV, gdzie mundialowy mecz rozgrywały Argentyna z Wybrzeżem Kości Słoniowej.

Przepychając się po odbiór biletu, kątem oka (bo jednocześnie musiałem jeść hesburgera i pilnować kieszeni) śledziłem w TV zmagania piłkarzy Szwecji oraz Trynidadu i Tobago. Pomyślałem, że prowadzący piłkarzy z Karaibów Leo Beenhakker byłby dobrym wyborem dla naszej drużyny. I tak się stało. Nie dziękujcie.

O polskich piłkarzach Leo miał wiedzę prawie zerową. W czasie któregoś z pierwszych treningów holenderski trener miał zapytać asystującego mu „Bobo” Kaczmarka, który z piłkarzy nazywa się „K…a”, bo ciągle go nawołują – musi być strasznie aktywny.

1. Polska – Finlandia 1:3
Tego dnia wracałem z jakiegoś międzyzakładowego turnieju piłkarskiego, chyba nawet medal zdobyliśmy i chyba w drodze powrotnej bardzo trzęsło. Albo nawet na pewno, bo straszny sen mnie zmorzył. Obudziłem się na przednim siedzeniu koło kierowcy autobusu, by usłyszeć, że przegraliśmy z Finlandią w Bydgoszczy. Pomyślałem, że to na pewno jakiś dziwny koszmar i położyłem się na drugi bok. No bo jak to? Polska z Finlandią u siebie? Rano okazało się, że to prawda. Jerzy Dudek i Arkadiusz Głowacki byli współtwórcami fińskiego sukcesu. Ten drugi po raz kolejny potwierdził, że jest piłkarzem pechowym.

2. Polska – Serbia 1:1
Mimo licznych zmian w składzie (m.in. „Gibon” Kowalewski za Dudka) nasi cały czas byli w szoku po gongu otrzymanym od Skandynawów. Pamiętam pustki na starym stadionie Legii i szczęśliwy dla naszych gości remis. Mało było wtedy osób wierzących w szczęśliwy finał eliminacji.

3. Kazachstan – Polska 0:1
Ten mecz zastał mnie na jakimś śmiertelnie nudnym szkoleniu w Kopenhadze. Na szczęście pobyt został urozmaicony meczem miejscowych Olsenów z Irlandią Północną. Kibice tych drugich wódkę pili z gwinta i ogólnie dobrze się bawili. Między siódmym Carlsbergiem, a ósmym Tuborgiem dostałem SMS-a, że wygraliśmy z Kazachstanem, a „Cycuś” Lewandowski (nie mylić z „Bobkiem”) został przedwcześnie ściągnięty z placu gry i śmiertelnie się obraził.

4. Polska – Portugalia 2:1
Znów wyjazd, tym razem wakacyjnie – marokański Agadir. Mimo że już październik, to piekielny gorąc, w końcu Sahara tuż. Poza tym wielbłądy i stare francuskie citroeny, renault i peugeoty; motoryzacyjna sceneria niczym z filmów o żandarmie z Louisem de Funèsem. Trwał ramadan, więc miejscowi nie mogli jeść za dnia, to znaczy nie mogli, jak Allach patrzył. Jak nie widział, wtedy na szybko coś przegryzali. Podczas meczu z Portugalią dostałem mnóstwo SMS-ów, że prowadzimy, że jest dobrze, ale z różnych źródeł. Chyba się bractwo nie zmówiło, żeby mnie kolektywnie zrobić w bambuko?

Na zdjęciu wyżej mój syn Kuba właśnie dowiedział się, że wygraliśmy 2:1 z Portugalią, porzucił nawet plażową zabawę z wielbłądami i świeżo poznaną koleżankę ze Skawiny. Tej od paluszków Lajkonika. Mówiono później, że Portugalczycy przed meczem poszli w tan. No i co z tego, przecież nasi też. Że nie ma dowodów? Przecież każdy wie, że wszyscy nasi piłkarze piją zawsze i wszędzie. Konieczność gry na kacu powinna znaleźć się w przepisach gry w piłkę nożną. Patrząc na ich późniejsze wyczyny, wciąż zachodzę w głowę, jakim cudem sztabowi szkoleniowemu udało się przekonać Pawła Golańskiego i Grzegorza Bronowickiego, że nie są gorsi od Ronaldo…

5. Belgia – Polska 0:1
Całonocna podróż na Heysel toyotą w pięć osób. Nie wiem jak, ale jakoś byłem pewien, że wygramy. Podobnego zdania były tysiące kibiców biało-czerwonych, którzy zalali Brukselę. Przy dziewięcioprocentowym procentowym piwie odbyło się pierwsze spotkanie na szczycie z belgijskimi kibicami RWD Molenbeek – klubu, który przestał istnieć, a obecnie powraca do tamtejszej III ligi. Taki był początek, od tej pory odbyły się dziesiątki spotkań, wyjazdów i imprez.

1

Na trybunach doping jedynie dla Polaków, na boisku też nasza przewaga. Gol „RadoMatu”, który parę tygodni później udzielał porad na temat inwestycji giełdowych i najlepszych rodzajów win na łamach tygodników kolorowych. Ktoś wie, co się z nim działo później i co się dzieje dzisiaj? Genialny pomysł Bogusława „Boba Budowniczego” Kaczmarka – Dariusz Dudka zamiast w obronie zagrał w linii pomocy. To zmyliło rywali. Jacka „Komara” Bąka ktoś przed meczem usiłował przekupić. Ogólnie działo się wtedy…

6. Polska – Azerbejdżan 5:0
Pamiętam 8:0 z eliminacji MŚ 2006, ale tego meczu jakoś nie. Zapisy statystyczne mówią o golu Przemysława „Kaza” Kaźmierczaka. Tego to już w ogóle nie pamiętam…

7. Polska – Armenia 1:0
Wymęczone zwycięstwo po golu „Żurawia”.

8. Azerbejdżan – Polska 1:3
Stadion im Tofika Bachramowa, czyli sędziego liniowego, który uznał gol-widmo w finale MŚ 1966 dla Anglii w meczu z RFN. Piłkarze z Kaukazu długo prowadzili, ale wtedy do roboty wziął się Jacek Krzynówek, który w kadrze nie zwykł zawodzić…

9. Armenia – Polska 1:0
Koniec zwycięskiej passy. Ten mecz zastał mnie na ukraińskich, a właściwie krymskich bezdrożach, gdzie brałem udział w niezapomnianym rajdzie dziennikarzy, choć wielokrotnie w czasie tego rajdu czy po nim podkreślałem, że dziennikarzem nie jestem, nie byłem, a kto wie, może nie będę. Trzeba Wam wiedzieć, że już wówczas Krym od reszty Ukrainy dzieliło swoiste przejście graniczne, które dziś wygląda trochę inaczej.

2

Co tam się wtedy działo, to trudno opisać. Ugrzeczniona wersja zdarzeń tutaj.

10. Portugalia – Polska 2:2
Nie żartuję, ale znów wyjazd i znów nie na mecz. Tym razem śladem rodziców, czyli bułgarskie Złote Piaski, tyle że samolotem, a nie maluchem, jak oni przed laty. Ogólnie raj na ziemi, chociaż znów zdany byłem na relację SMS-ową z Lizbony. Meczu nie dane mi było obejrzeć, gdyż czułem się jak w filmie „Lost in Translation”. Gdy Bułgarzy kiwają głową z góry na dół, to znaczy „NIE”, a jak na odwrót, to „TAK”. Czyli zupełnie odwrotnie niż u normalnych ludzi w normalnych krajach. Nie wiedzieć czemu, wszyscy mówili mi wtedy „zdrastwujtie” – być może dlatego, że z okazji wakacji wstawiłem sobie odświętny złoty ząb. Aha, bolało jeszcze to, że mieli tam jedynie dwa rodzaje piwa: Kamienica i Zagorka.

3

11. Finlandia – Polska 0:0
Twarda walka o punkty, bez fajerwerków. Miałem jechać, ale nie pojechałem. Niestrawność miałem po Bułgarii czy coś.

12. Polska – Kazachstan 3:1
Zgasło światło i z 0:1 zrobiło się 3:1. Po hat-tricku „Ebiego” Smolarka. „Bobo” całował Leo po rękach. Nazajutrz wyjazd do Pruszkowa, ale nie w celu porachunków mafijnych, ale na mecz Znicz (z „Bobkiem” w składzie) – Lechia 1:2. Komfortowe oglądanie w legendarnej klatce dla kibiców gości.

4

13. Polska – Belgia 2:0
Belgijscy goście, z którymi spotkałem się Warszawie, byli w szoku, że tyle się jedzie PKP ze stolicy do Katowic. Było to jakieś sześć godzin, u nich przejechałoby się cały kraj tam i z powrotem. Nie ukrywam, że dałem się ponieść Leomanii. Na wiadukcie koło dworca w Katowicach dorwała mnie jakaś telewizja, która sprytnie podpuściła, i zacząłem naszego Holendra wychwalać, co potem zamieszczona zostało na płycie pt. „Droga do Wiednia” dołączonej do „Przeglądu Sportowego”.

Wówczas w katowickim „Novotelu” zebrała się cała śmietanka polskiego futbolu. Byli Szaranowicz ze Szpakowskim trzymający się pod pachy, był „Listek” z cygarem, był Lubański udzielający wywiadów, był Materna, ale bez Manna, byliśmy również i my. Było upiornie zimno, na szczęście szwagier przemycił na stadion łychę w kapturze, którą zresztą częstowali się odśnieżający trybunę żołnierze. Po latach wyrzeczeń, wyjazdów na przegrane mecze i wygrane wakacje czekała wtedy w „Novotelu” nagroda w postaci półminutowej rozmowy z Jackiem Gmochem. Fotę gdzieś mi wcięło. Jak znajdę, to wrzucę…

„Ebi” ustrzelił dublet w meczu, który nawet w stanie upojenia wyglądał na ustawiony. Pierwszy w historii awans na ME stał się faktem. Młody Smolarek zakończył eliminacje mając dziewięć goli na koncie – Kazachstan (wyjazd) – 1, Portugalia – 2, Azerbejdżan – 1, Kazachstan (dom) – 3, Belgia – 2. Niczym tata.

14. Serbia – Polska 2:2
Serbski bojkot i pustki na trybunach. Naszych dwa tysiące, miejscowych tysiąc.

Epilog…
…a potem były finały i sławetna odsiecz wiedeńska, czyli wyprawa na mecz z Austrią na Praterze.

Maciej Slomiński