Retro. FC Internazionale – Legia Warszawa

– Już wypisywałem kartkę, kto będzie strzelać karne, gdy załatwił nas ten przeklęty Pietro Fanna – wspominał po latach Jerzy Engel, ówczesny szkoleniowiec Legii.

Latem 1985 roku Wojskowi zostali wicemistrzami Polski, z punktem straty do zabrzańskiego Górnika. Przysługiwało im więc prawo startu w Pucharze UEFA. W pierwszej rundzie warszawianie ograli norweski Viking FK 3:0 (gole: Dariusz Dziekanowski, Tomasz Arceusz i Kazimierz Buda) i 1:1 (Dziekanowski). W drugiej rundzie wyeliminowali finalistę poprzedniej edycji, węgierski Videoton SC 1:0 (gol Jarosława Araszkiewicza) i 1:1 (trafienie Dziekanowskiego). W III rundzie los przydzielił legionistom mediolański Inter.

Engel chciał… buty
23 listopada 1985 roku w Polsce kończyła się runda jesienna. Legioniści zremisowali w Łodzi z ŁKS 1:1. Korespondent „Przeglądu Sportowego” ocenił, że warszawianie grali na pół gwizdka, wyraźnie myślami będąc przy starciu na San Siro. Największy problem trener Engel upatrywał w obuwiu swoich podopiecznych.

– Najlepsze byłyby specjalne skórzane, z drobno nabitymi gwoździkami. Poślizg w nich jest znacznie mniejszy. Niestety, nie mamy takich. Napisaliśmy prośbę do Adidasa, może przyślą przed rewanżem z Interem – mówił przyszły selekcjoner.

Mecz z Interem rozgrywany był w środę, 27 listopada. Samolot ze stołeczną ekipą wylądował w Mediolanie już w poniedziałek. Warszawianie byli oblegani przez włoskich żurnalistów. Na najwięcej pytań musiał odpowiadać Dziekanowski. Także na te, czy chciałby zagrać w Italii. „Dziekan” dyplomatycznie odpowiedział, że pomyśli o tym dopiero wówczas, gdy Legia… wygra z Interem. Drużynę z Polski zakwaterowano w hotelu „Leonardo da Vinci”. W przeddzień meczu na San Siro legioniści przeprowadzili trening. Ponoć odpowiadało im wszystko – przyjęcie we Włoszech, oświetlenie i murawa.

Mediolańczycy wcale nie czuli się faworytami w konfrontacji z Legią. Największe nadzieje pokładali w swoich „stranierich” – Niemcu, Karl-Heinzu Rummenigge oraz Irlandczyku Liamie Bradym. Tym samym, który musiał zrobić miejsce w Juventusie dla Zbigniewa Bońka.

Bezzębny Inter
Rummenigge jednak nie zagrał, podobnie jak wspomniany Fanna, a na ławce rezerwowych siedział wracający po kontuzji słynny Marco Tardelli. Pierwsza połowa przyniosła emocje… jak na rybach.

Legioniści byli skupieni na bronieniu dostępu do własnej bramki, z rzadka atakowali. Inter z kolei osiągnął wyraźną przewagę, ale z konkretów mógł się pochwalić jedynie uderzeniem Alessandro Altobellego z 4. minuty, gdy Jacek Kazimierski pewnie chwycił piłkę. Gospodarze posyłali wiele dośrodkowań w pole karne Legii, ale tam królował właśnie pan Jacek. Nieco odważniej Legia zaatakowała pod koniec pierwszej części meczu – strzał Dariusza Wdowczyka z 36. minuty, jak i uderzenie głową Zbigniewa Kaczmarka na dwie minuty przed przerwą były niecelne. Gospodarze odpowiedzieli jedynie niecelną główką Enrico Cucchiego po dośrodkowaniu aktywnego Altobellego.

Chamski Marco
W drugiej połowie legioniści zaczęli grać odważniej. Efektem były uderzenia nad poprzeczką Kazimierza Budy i Andrzeja Buncola. Buda wreszcie trafił w bramkę z rzutu wolnego, ale na posterunku był niezawodny Walter Zenga. Chwilę później refleks Kazimierskiego strzałem głową sprawdził Altobelli – nasz golkiper spisał się bez zarzutu.

Później trzy świetne sytuacje mieli legioniści. W 64. minucie Dariusz Kubicki mając przed sobą jedynie Zengę zbyt długo zwlekał ze strzałem i zdążył zablokować go włoski obrońca. 180 sekund później po akcji Wdowczyka zbyt lekko uderzał Araszkiewicz. Wreszcie w 82. minucie po podaniu Dziekanowskiego Kaczmarek ograł obrońcę i przelobował Zengę, lobując przy okazji… bramkę.

Tuż po wejściu na boisko pokaz chamstwa dał Tardelli, który „wyciął” Wdowczyka. Obrońca Legii musiał opuścić boisko i Wojskowi kończyli w dziesiątkę. Wcześniej z murawy powinien wylecieć Riccardo Ferri, który skosił wychodzącego na czystą pozycję Tomasza Arceusza. Inter mógł wygrać ten mecz. Już w doliczonym czasie gry z rzutu wolnego w słupek huknął Brady.

27 listopada 1985, Stadion Giuseppe Meazzy (San Siro)

III runda Pucharu UEFA

FC Internazionale – Legia Warszawa 0:0

Inter: Walter Zenga – Luciano Marangon, Riccardo Ferri, Fulvio Collovati, Giuseppe Bergomi – Giuseppe Baresi, Andrea Mandorlini, Enrico Cucchi, Liam Brady – Massimo Pellegrini (81. Marco Tardelli), Alessandro Altobelli.

Legia: Jacek Kazimierski – Dariusz Wdowczyk, Krzysztof Gawara, Dariusz Kubicki – Andrzej Sikorski, Jan Karaś (67. Witold Sikorski), Kazimierz Buda, Zbigniew Kaczmarek, Andrzej Buncol – Dariusz Dziekanowski, Tomasz Arceusz (56. Jarosław Araszkiewicz).

Żółte kartki: Tardelli/Wdowczyk, A. Sikorski.

Sędziował: Adolf Prokop (NRD).

Widzów: 33 965.

Kataklizm przy Łazienkowskiej
„Przegląd Sportowy” z 6 grudnia 1985 roku opisał taką oto scenkę:

„Przed głównym wejściem na trybunę Stadionu Wojska Polskiego – tam, gdzie mieszczą się szatnie piłkarzy, stoi klubowy autokar. Czeka na graczy Legii. Kilku w ogóle nie przyjdzie, a także nie wszyscy, którzy stawią się o dziesiątej, bo o tej godzinie rozpoczynają się zajęcia, pojadą na Forty Bema, gdzie trenerzy Engel i Zbigniew Kociołek zaplanowali trening.

– Do tej pory nie przeżywaliśmy takiego kataklizmu – ni to się żali, ni to stwierdza Jerzy (a może Władysław, bo tak uparcie jest podawane w programie zawodów) Engel. – Araszkiewicz – zapalenie ucha środkowego, Arceusz – zapalenie okostnej, Kubicki – w czasie meczu na San Siro utracił paznokieć na dużym palcu u prawej nogi, nie może nawet założyć normalnego buta, Wdowczyk – bolesne stłuczenie lewego kolana, wynik brutalnego wejścia Tardellego…”.

Fifty – fifty
W poniedziałek 9 grudnia, o godzinie 15.50 na lotnisku Okęcie wylądował specjalny czarterowy samolot z włoską drużyną. Piłkarze z Mediolanu byli oblegani zarówno przez kibiców, jak i dziennikarzy. W milczeniu przed żurnalistami uciekł Rummenigge, ale chętny na pogawędkę był legendarny obrońca, Bergomi.
– Musimy grać uważnie, nie da się ukryć, że czujemy pewien respekt przed legionistami – powiedział defensor. – Chciałbym wiedzieć, jaka jest murawa stadionu?
– Doskonała – usłyszał odpowiedź. – Nie ma ani płatka śniegu, zresztą jak w całej Warszawie.

Trener „I Nerazurri” Mario Corso nie zabrał do Polski Tardellego (kontuzja ręki) oraz Collovatiego (rozbita głowa w ligowym meczu z Torino). Corso zapowiadał, że jedynie w roli straszaka przywiózł do Warszawy Fannę. Ostatni z przepytywanych, Brady, rzucił tylko, że „szanse awansu są fifty-fifty”) i zniknął w lotowskim autokarze, który zawiózł ekipę z Włoch do hotelu Forum. Tam została zakwaterowana drużyna i dziennikarze. Pięciuset fanów Interu znalazło pokoje w Victorii i innych stołecznych hotelach.

Legia postarała się o specjalny program, który sprzedawano przed meczem. Kosztował 100 złotych. Na murawie stadionu przy Łazienkowskiej rozłożono specjalną folię, która miała chronić boisko na wypadek nagłego powrotu zimy. W przeddzień meczu na trening Interu wybrało się kilka tysięcy warszawiaków. Wrażenie robiły na nich technika Rummenigge, stałe fragmenty gry Brady’ego i pracowitość Fanny. Kibicom nie chciało się wierzyć, że tego ostatniego zabraknie w rewanżowym meczu. Wśród obserwatorów był także obrońca Legii Witold Sikorski. On nie mógł zagrać z powodu żółtych kartek. Kontuzjowanych piłkarzy (Araszkiewicz, Wdowczyk, Kubicki, Arceusz) wojskowi lekarze szybko postawili na nogi.

Powtórka z San Siro
Pierwsza połowa meczu przyniosła niewiele emocji. Legia ruszyła do przodu, ale Włosi są znani z doskonałej organizacji defensywy. Z kolei pod bramką Legii zacięte boje z Rummenigge toczył Gawara. W miarę upływu czasu gra stawała się coraz bardziej wyrównana. Jednak strzały w kierunku obu bramek należały do rzadkości.

Coś ruszyło się po przerwie. Uważnie pilnowany przez włoskich defensorów Dziekanowski harował dla zespołu, podawał, zastawiał, zgrywał piłkę. Miał jedyną sytuację, w której po prostopadłym podaniu od Buncola w ostatniej chwili uprzedził go Mandorlini. Legia próbowała głównie strzałów z dystansu. Zaporą nie do przejścia był świetnie broniący Zenga. Próbowali go pokonać Buda, Karaś i Wdowczyk. W 67. minucie po bombie tego ostatniego mediolańczyków od utraty gola uratowała poprzeczka.

Błysk Fanny
Po 90 minutach gry było jednak 0:0. To oznaczało dogrywkę. Wydawało się, że będący w natarciu gospodarze w końcu coś wcisną do włoskiej bramki. Ale gra warszawiaków przypominała bicie głową w mur. W 97. minucie Corso wpuścił na boisko Fannę. Łysy pomocnik tchnął w drużynę Interu nowego ducha. Odnalazł się niewidoczny dotychczas Altobelli, wspomagał go świetny technicznie Rummenigge.

Wreszcie nadeszła 108. minuta. Na lewej stronie Araszkiewicz nie powstrzymał Altobellego. Włochowi nie dał rady także Kubicki. Włoski napastnik zacentrował w pole karne. Przy Fannie był Kaczmarek. Nie dał rady go zatrzymać. Wydawało się, że rezerwowy Interu chciał trafić w piłkę nogą, jednak potknął się i sytuacyjnie uderzył głową. Trafił idealnie. Piłka wpadła do siatki. W tym momencie Fanna wydawał się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Legia, by awansować, musiała strzelić jeszcze dwa gole. Było to zadanie ponad siły warszawiaków. W ćwierćfinale znalazł się Inter.

11 grudnia 1985, stadion im. Wojska Polskiego w Warszawie

III runda Pucharu UEFA

Legia Warszawa – FC Internazionale 0:1 (0:0, 0:0)

Gol: Fanna 108.

Legia: Jacek Kazimierski – Dariusz Wdowczyk, Krzysztof Gawara, Andrzej Sikorski (47. Jarosław Araszkiewicz), Dariusz Kubicki – Jan Karaś (104. Tomasz Cebula), Kazimierz Buda, Zbigniew Kaczmarek, Andrzej Buncol – Dariusz Dziekanowski, Tomasz Arceusz.

Inter: Walter Zenga – Luciano Marangon, Riccardo Ferri, Daniele Bernazzani (103. Giuseppe Minaudo), Giuseppe Bergomi – Giuseppe Baresi, Alberto Rivolta (97. Pietro Fanna), Andrea Mandorlini, Liam Brady – Karl-Heinz Rummenigge, Alessandro Altobelli.

Żółte kartki: Kaczmarek, Kubicki/Bernazzani.

Sędziował: Ulf Eriksson (Szwecja).

Widzów: 25 000.

Grzegorz Ziarkowski