Retro. Herbowa Tarcza Krakowa

Mecze derbowe rządzą się swoimi prawami, a te w Krakowie jeszcze innymi. Był czas, że spotkania o prymat pod Wawelem rozgrywano co roku… w styczniu.

Kraków to Rynek, Wawel, smok, Grechuta, Maanam, Piwnica pod Baranami, paluszki „Lajkonik”, obwarzanki i hejnał w samo południe. To również „Święta Wojna”.

„Święta Wojna” w grodzie Kraka musiała być zawsze. Dlatego też podczas fatalnych ligowych występów Cracovii i jej gry w niższych klasach rozgrywkowych tęgie głowy tamtych czasów wpadły na fantastyczny pomysł. Wskutek starań kibiców, władz miasta i dziennikarzy krakowskiego „Tempa” od 1974 do 1993 roku odbywały się mecze derbowe o Herbową Tarczę Krakowa.

Atrakcja dla kibiców, wielkie emocje, pełne stadiony, ale przede wszystkim historia ludzi nieugiętych, którą warto wspominać…

Lot w dół
Pod koniec lat sześćdziesiątych i z początkiem siedemdziesiątych Cracovia przeżywała prawdziwy koszmar. Nie tylko regres formy, ale i olbrzymie kłopoty finansowe zmuszały ten zasłużony klub do stopniowego obniżania poziomów ligowych. Wprawdzie jeszcze w 1969 roku „Pasom” udało się wrócić do ekstraklasy, ale już w kolejnym sezonie beniaminek znowu wylądował w futbolowym piekle. Nic nie dały starania i ambicja szefów klubu. Cracovia przeżywała dramat, który nigdy wcześniej i później się nie powtórzył. Sezon po sezonie pikowała: z pierwszej ligi do drugiej, z drugiej do trzeciej. W międzyczasie rozgrywki zdążyły przejść reorganizację, ale to nie uratowało „Pasów” przed spadkiem jeszcze niżej – do upokarzającej czwartej ligi.

Zdarzyło się jednak wówczas coś, o czym w dzisiejszych czasach nie możemy nawet po cichu marzyć. Rada Seniorów Wisły Kraków, pod przewodnictwem mecenasa Mieczysława Kosska, wystosowała apel do prezydium Wisły o pomoc dla jej rywala zza miedzy. – W ramach tego planu mieściło się zorganizowanie derbów Krakowa. Inicjatorzy chcieli uczcić datę pierwszego po wyzwoleniu meczu obu drużyn z 28 stycznia 1945 roku. Atmosfera była wprawdzie nieszczególna, bo ligowa sytuacja Cracovii była, delikatnie mówiąc, słaba, ale wszyscy się cieszyli, że mogą jej pomóc – wspominał po latach krakowski dziennikarz Jerzy Cierpiatka. Wracając jeszcze do wydarzeń sprzed ponad pięćdziesięciu lat, warto przytoczyć wypowiedź dla katowickiego „Sportu”, z roku 1986, Jerzego Jurowicza, byłego bramkarza Wisły, który wystąpił w pierwszych wolnych derbach Krakowa: – Najbardziej wzruszającym dla mnie momentem był fakt, że wraz z ponad 10-tysięczną widownią, tłumiąc łzy, mogliśmy wspólnie odśpiewać „Mazurka Dąbrowskiego”. Cieszyliśmy się ogromnie, że możemy wreszcie rozegrać mecz w wolnym Krakowie, nie narażając się na szykany i prześladowania ze strony hitlerowskiego okupanta – mówił po latach uczestnik tamtych historycznych wydarzeń.

W Krakowie szykowano powtórkę z rozrywki…

1

Nasz pierwszy raz
Organizacja tych spotkań trochę trwała. Pomysł podłapało „Tempo”, którego redaktorem naczelnym był Jan Rotter. Najbardziej zaangażowany w tę inicjatywę był jednak Aleksander Cichowicz – zastępca naczelnego. W pewnym momencie pojawił się problem: dotyczył oczywiście nagrody dla zwycięzcy. Zlecenie wykonania Herbowej Tarczy Krakowa dostał jednak znany krakowski metaloplastyk, Stefan Luchter. – Co ciekawe, był on młodszym bratem Mieczysława, który z powodzeniem grał na przedwojennych polskich boiskach. Występował m.in. w Garbarni Kraków, Pogoni Lwów, czy Fabloku Chrzanów – sięga pamięcią niezawodny w krakowskich tematach Cierpiatka.

W każdym razie nagroda została sprawnie wykonana i nic już nie stało na przeszkodzie, by rozegrać pierwsze spotkanie w ramach Herbowej Tarczy Krakowa.

– Mecz odbył się 27 stycznia na stadionie Cracovii. Wygrała Wisła 2:1, ale gospodarze długo prowadzili. Dopiero pod koniec „Biała Gwiazda” wzięła się do roboty i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść – opisuje Cierpiatka.

1

Termin niefortunny
Wraz z biegiem czasu temat interesował coraz większą rzeszę ludzi. Nie zawsze było to na rękę organizatorom. Pod specjalnym nadzorem organizowano zawody przede wszystkim w styczniu 1982 roku, a więc miesiąc po wprowadzeniu stanu wojennego. Był zakaz zgromadzeń, a tu mecz, w dodatku derbowy, który elektryzował całe miasto. To musiała być jazda! Ale jednak organizatorzy byli twardzi. Pewnie w taki sposób próbowali pokazać, że są niezależni.

– Te mecze to zawsze była ogromna atrakcja dla kibiców. Cracovia grała wówczas w niższych ligach i w normalnych okolicznościach nie byłoby możliwości rozgrywania spotkań derbowych. A tak – zawsze było ciekawie. Pełne stadiony pomimo niefortunnego terminu. Minęło już trochę czasu i nie wszystko pozostaje w głowie, ale na pewno było to ogromne wydarzenie dla Krakowa – wspomina Kazimierz Moskal, wówczas piłkarz, a obecnie trener Wisły.

Według świadków meczów o Herbową Tarczę najbardziej zapadło w pamięć spotkanie z roku 1975. Ogromna różnica klas, która dzieliła obie drużyny, skazywała czwartoligową Cracovię na wysoką porażkę. Nic podobnego. Dzielny outsider zaprezentował w jaskini lwa dobry futbol i pokonał renomowanego rywala aż 4:1. – To było wydarzenie bez precedensu – zauważa Cierpiatka. I dodaje: – Szok dla całego Krakowa. Ten mecz wywołał ogromne emocje u wszystkich bez wyjątku. Do dziś pamiętam tytuły w prasie, które pojawiały się po tym wielkim triumfie Cracovii.

Wisła nie pozostała jednak dłużna. Już dwanaście miesięcy później pokazała, kto rządzi w Krakowie, i pokonała „Pasy” aż 5:1.

1

Na tym koniec
Wielkie święto, które towarzyszyło tym meczom, skończyło się z rokiem 1989. Po wyborach czerwcowych zmieniła się atmosfera polityczna w naszym kraju i te spotkania nie miały już racji bytu. Już w roku 1990 zaczęto kombinować i nadano nową nazwę. Zawody „przejął” prezydent Krakowa i to o puchar przez niego ufundowany grano. Co ciekawe, mecz nie odbył się w styczniu, tylko w maju. – Ten pomysł nie był taki zły, bo mecze zimą w naszych warunkach klimatycznych to jednak mordęga – celnie zauważa Kazimierz Moskal.

Ale to był początek końca spotkań o Herbową Tarczę Krakowa. Te mecze straciły swój niepowtarzalny smaczek i zainteresowanie szerszej publiczności. Jeszcze trzy lata później udało się zorganizować ostatnie spotkanie, ale to nie było już to samo. Patronat przejął Uniwersytet Jagielloński, dochód przeznaczono na jego cele, ale udało się rozegrać tylko jedną edycję, o puchar rektora UJ.

1974 r. Cracovia – Wisła 1:2
1975 r. Wisła – Cracovia 1:4
1976 r. Cracovia – Wisła 1:5
1977 r. Wisła – Cracovia 2:2, w karnych 4:2 dla Wisły
1978 r. Cracovia – Wisła 0:1
1979 r. Wisła – Cracovia 5:0
1980 r. Cracovia – Wisła 1:1 w karnych 4:8 dla Cracovii
1981 r. Wisła – Cracovia 4:1
1982 r. Cracovia – Wisła 0:1
1983 r. Wisła – Cracovia 1:0
1984 r. Cracovia – Wisła 0:0, w karnych 6:5 dla Cracovii
1985 r. Wisła – Cracovia 4:0
1986 r. Cracovia ­– Wisła 3:1
1987 r. Wisła – Cracovia 1:0
1988 r. Cracovia – Wisła 2:0
1989 r. Wisła – Cracovia 2:1
1990 r. Cracovia – Wisła 1:0
1993 r. Wisła – Cracovia 2:0

Tyle dobrze, że w następnej dekadzie Cracovia wróciła na należne jej miejsce w polskiej piłce, i teraz nikt nie musi wpadać na genialne pomysły organizacji specjalnych spotkań, bo derby stały się normą. I oby odbywały się one do końca świata i o jeden dzień dłużej!

Heysel w Krakowie
Opowiedzieć o historii spotkań o Herbową Tarczę Krakowa nie będzie pełna bez wspomnienia wydarzeń z roku 1990. Oddajmy głos jednemu z kibiców „Białej Gwiazdy”, uczestnika tamtych zdarzeń:

„W sumie sam nie wiem, jak do tego doszło, a była to przedziwna sytuacja. Po meczu wychodzimy (Wisła) ze stadionu od strony zegara i udajemy się przez Błonia w kierunku hotelu Cracovia. Cracovia w tym czasie wychodzi przeciwnym wyjściem i od strony hotelu kieruje się w naszym kierunku. Nie wiem, ilu w tym momencie było osób po stronie, ale z całą pewnością kilkaset. Tego nikt się chyba nie spodziewał, że w tak prosty sposób dojdzie to zwarcia dwóch ekip. Część osób szybko próbowała się dozbroić (kamienie, deski), a inni zdejmowali wojskowe/milicyjne paski (To były czasy… Ale zapewniam, że nie było żadną przyjemnością dostać klamrą przez głowę). Sam uzbroiłem się w kamień i idąc w kierunku przeciwnika, czekałem na rozwój wypadków. Kiedy dwie ekipy były w odległości kilkunastu metrów od siebie, padły jakieś okrzyki i… ci, co byli na przedzie, przybili piątki z przeciwnikami (tak mi się przynajmniej wydawało – jeśli było inaczej, proszę o poprawienie mnie).

A później rozpoczął się słynny pochód. Atakowana była milicja, prawie żadna szyba na drodze przemarszu nie została cała, część sklepów została zdemolowana (z charakterystycznych to sklep z okularami, sklep muzyczny [latające płyty], „firmowy” sklep Wisły). Z rynku pochód dotarł pod konsulat sowiecki w Krakowie. Ci, co byli na przedzie, chyba dobrze pamiętają uciekającego milicjanta (z wyciągniętą bronią) z budki stojącej przed konsulatem. Posypały się kamienie i… nie pamiętam, czy były tez koktajle Mołotowa, ale może się to mi mylić z innymi zadymami pod konsulatem. Później zostały już walki z milicją na dworcu głównym.

Najtrafniejsze będzie stwierdzenie, że jednodniowa zgoda powstała przeciw milicji (choć jak można przeczytać, była to bardzo dziwna sytuacja), a pochód po meczu przerodził się w pochód przeciw komunie”.

1

Kamil Szendera