Retro. Lyon – Marsylia 5:5. Ligue 1. 08.11.2009

Lawina goli, a i tak po meczu zadziały się rzeczy znacznie ważniejsze…

Od kiedy poznałem parę osób z Lyonu nawet wciągnąłem się w rozgrywki Ligue 1 i nie żałuję, naprawdę warto. Francuzi znani są też z tego, że z racji kolonialnej przeszłości mają dobre rozeznanie na Czarnym Lądzie, gdzie można zawodnika kupić za bezcen, aby potem sprzedać za miliony. Zresztą widać na końcu tego kawałka, gdzie wypisane są składy, że dwie czołowe francuskie Olimpie posprzedawały swych piłkarzy tu i ówdzie. Naczelnym kierunkiem była i jest Anglia, bo tam płacą najwięcej.

Tamtego weekendu grano też właśnie na szczycie Premier League, Chelsea z MU. Wygrali ci pierwsi 1:0 po golu Johna Terry’ego. Poprzedni tydzień był średnio udany dla jego rodziny, bo w niedzielny poranek brukowiec „News of the World” opublikował materiał przedstawiający dowody jakoby ojciec Johna miał sprzedawać kokainę w pubie. Znając wiarygodność tej gazety, może się okazać, że nie sprzedawał, tylko kupował. I nie kokainę, tylko coca-colę. I nie ojciec Terry’ego, tylko stryj Lamparda.

Ale z tego meczu zapamiętam, że gdy na boisko wchodził Salomon Kalou w tle wyraźnie było widać czarnoskórego mężczyznę, myjącego zęby (!) w ciemnych okularach (mimo że już było ciemno).

Różne ciekawe teorie słyszałem na ten temat. Jedna mówi, że ten murzyn jest niewidomy (stąd ciemnie okulary), a jego „życzliwi” koledzy wkręcili go (jak mówi młodzież), że cały czas znajduje się w swojej łazience. Inna teoria mówi, że to nowa, innowacyjna kampania reklamowa jednej z korporacji sprzedającej pastę do zębów, jak Colgate.   

Klasyk na Wyspach zawiódł, za to francuski hit wcześniejszy brak emocji zrekompensował z dużą nawiązką. Wystarczy spojrzeć na wynik. Rezultat 5:5 padł w rozgrywkach francuskiej ekstraklasy, po raz pierwszy od roku 1957!      

A mogło być 10:10! Słowa nie oddadzą, jak ten mecz wyglądał, dlatego każdemu polecam niezwłocznie obejrzeć powtórkę od deski do deski. W meczu OL-OM nie zabrakło niczego: były piękne gole (autorstwa Miralema Pjanica czy zespołowa akcja, która poprzedziła bramkę na 5:4, zdobyta przez Bastosa w 90. minucie), gole-szmaty (rzadki błąd Hugo Llorisa zupełnie w stylu Marcina Cabaja) i gol z karnego, za rękę, której nie było. Były też niespodziewane zwroty akcji: Lyon przegrywał 2:4 na 10 minut przed końcem, aby w ostatniej minucie wyjść na prowadzenie i stracić gola samobójczego (!) w doliczonym czasie gry. Nie wiem jak to jest po francusku, ale kibice na Gerland na pewno śpiewali ”co tu się k…a dzieje?”. Szczególnie podczas paru ostatnich minut.      

08.11.2009, 13. Kolejka Ligue 1

Olympique Lyon – Olympique Marsylia 5:5 (2:2)

Gole: Pjanic 3, Gouvou 14, Lopes 80, 83k, Bastos 90 – Diawara 11, Cheyrou 43, Kone 47, Brandao 79, Mbia 90+2.

L: 1. Lloris – 32. Gassama, 3. Cris, 24. Cissoko, 6. Kallstroem (67’ 7.Bastos), 8. Pjanic, 28. Toualalan, 17. Makoun, 10. Ederson (55’ 18.Gomis), 14. Gouvou, 9. Lopes. Na ławce m.in. Boumsong, Kolodziejczak, Golanons. Tr: Puel.

M: 30. Mandanda – 24. Bonnart, 21. Diawara, 5. Hilton, 19. Heinze – 17. Mbia, 18. Abriel, 7. Cheyrou (68’ 6.Cisse), Kone (56’ 28.Valbuena), 11. Niang, 9. Brandao. Na ławce m.in. Morientes, Ben Arfa, Taiwo. Tr : Deschamps

Widzów : 41.000.

Sędzia : Stephan Bre

Żółte kartki : Makoun, Cris, Lisandro, Bastos – Niang, Diawara.

Co było dalej?

Dalej to w ogóle było grubo. Transmisja z meczu dwóch Olympique’ów skończyła się przed północą, a o drugiej w nocy żona obudziła mnie kopniakiem z informacją, że trzeba jechać do szpitala, bo jej wody odchodzą. Mały Antoś („czy to na cześć Piechniczka?” – spytał mnie jeden kumpel) urodził się w poniedziałek, 9 listopada 2009 roku o godzinie 8:35. A tego momentu, w którym zobaczyłem jego główkę, nie można porównać z niczym. To magia, przy której chowa się nawet najlepszy z meczów. A zaraz chłopina kończy osiem lat – kiedy one minęły?

Maciej Słomiński