Retro. Polska – Czechy 2:1, 28.04.1999

Wówczas do meczu z południowym sąsiadem też przystępowaliśmy z pewnymi problemami…

Pod koniec marca 1999 roku reprezentacja złotoustego Janusza Wójcika przerżnęła dwa niezwykle ważne mecze eliminacji Euro 2000: z Anglią na Wembley (1:3 po hat-tricku Paula Scholesa) oraz w Chorzowie ze Szwecją (0:1), gdzie załatwił nas – jak to kiedyś określił Wójcik – „ten śmierdziel Fredrik Ljungberg”.

Zmiany, zmiany, zmiany
Rywal na przełamanie był idealny. Czesi przed meczem zajmowali piąte miejsce w rankingu FIFA, a w swojej grupie eliminacyjnej wygrali wszystkie dotychczasowe spotkania. Inna sprawa, że przeciwników mieli średnio wymagających (Szkocja, Bośnia i Hercegowina, Litwa, Estonia, Wyspy Owcze). Wciąż byli aktualnymi wicemistrzami Europy z 1996 roku. Ich selekcjoner Jozef Chovanec nie mógł skorzystać z kilku powołanych zawodników, więc w ostatniej chwili do Warszawy nie przylecieli stranieri: Jan Suchopárek, Vladimír Šmicer, Tomáš Řepka oraz pomocnicy praskich klubów – Miroslav Baranek i Richard Dostálek. W ich miejsce szansę gry otrzymali zawodnicy z ligi czeskiej: Michal Horňák, Petr Vlček, Pavel Horváth, Jan Polák oraz Vratislav Lokvenc.

Także w naszym zespole Wójcik postanowił sprawdzić kilka nowych twarzy. Nie powołał m.in. Andrzeja Juskowiaka (VfL Wolfsburg), który na gola w Bundeslidze czekał ponad 750 minut, oraz niegrającego Wojciecha Kowalczyka (UD Las Palmas), którego szczytowym osiągnięciem w tamtym czasie był kwadrans na boiskach Segunda División. Miały ich zastąpić „młode wilki”: Artur Wichniarek (wówczas w reprezentacji olimpijskiej Sydney 2000) oraz Tomasz Frankowski, strzelający jak na zawołanie w krakowskiej Wiśle. W środku pola szansę otrzymał klubowy kolega Juskowiaka, Krzysztof Nowak. Wójcik żałował, że nie może wypróbować będącego wówczas w wysokiej dyspozycji Ryszarda Czerwca, którego z udziału w zgrupowaniu wykluczyła kontuzja.

Trochę jak… Estonia
Polscy piłkarze komplementowali przeciwnika, z którym przyszło im się zmierzyć.
– Mają bardzo wyrównany zespół. Uważam, że są lepsi niż Szwedzi – stwierdził Tomasz Hajto.
Z kolei czeski selekcjoner nie bawił się w dyplomację. Przyznał, że przygotowuje zespół do meczów z Estonią i taki rywal jak Polska nadaje się do tego w sam raz. Taka wypowiedź szkoleniowca chyba nie dodała animuszu jego podopiecznym. Wicemistrzowie Europy grali słabo. Eksperymentalnie zestawiony polski środek pola (Nowak, Radosław Michalski) zdominował gości z Pavlem Nedvědem na czele. Nowak kierował grą, Michalski był silniejszy i dynamiczniejszy od przeciwników, wreszcie wracający po kontuzji kolana Tomasz Iwan brylował na skrzydle, wygrywając pojedynki jeden na jednego.

W 16. minucie na indywidualną akcję zdecydował się Mirosław Trzeciak. Napastnik drugoligowej CD Osasuny zbiegł z lewej strony do środka i przy dość biernej postawie Karela Rady strzałem sprzed pola karnego zaskoczył Pavla Srnička. Uderzenie było wyjątkowo precyzyjne, piłka idealnie przy słupku wpadła do siatki. W polskim zespole szczęścia próbowali także Rafał Siadaczka i Nowak, lecz chybiali celu. Najgroźniejszą akcją Czechów w pierwszej połowie był efektowny wolej… Michalskiego, który sprawdził refleks stojącego na linii bramkowej Adama Matyska.

Gwiazdorzy zawiedli
Dwie minuty po przerwie w polu karnym Michalski wypatrzył Nowaka, lecz pomocnik Wolfsburga uderzył zbyt lekko i piłkę sprzed bramki zdołał wybić wracający czeski obrońca. Po kornerze Czesi nie potrafili oddalić niebezpieczeństwa daleko od swojej bramki, co wykorzystali Polacy, i po prostopadłym podaniu Wichniarek urwał się obrońcom, minął Srnička i strzelił do pustej bramki. Było 2:0 dla Polski. Zawodzili czescy gwiazdorzy – Nedvěd głównie kłócił się z sędziami i wymuszał faule, Karel Poborský także wiódł prym w przepychankach i dyskusjach z rozjemcą. W 55. minucie fantastycznym uderzeniem z dystansu popisał się Horváth i Matysek tylko wzrokiem odprowadził piłkę, która uderzyła w poprzeczkę. W 79. minucie po błędzie Tomasza Łapińskiego prawą stroną popędził Pavel Kuka i zagrał do Lokvenca. Rezerwowy Czechów wpakował piłkę pod poprzeczkę naszej bramki.

Polacy dowieźli do końca korzystny rezultat, jakim było prowadzenie 2:1. Choć nie obyło się bez ofiar – Czesi poczynali sobie na boisku bardzo ostro: Nowak ze zwichniętym barkiem znalazł się w szpitalu, Jacek Zieliński miał rozbity łuk brwiowy i wstrząśnienie mózgu, z poobijaną głową mecz zakończył Tomasz Wałdoch, któremu przyszło toczyć pojedynki powietrzne z wielkim jak budka telefoniczna Janem Kollerem.

28 kwietnia 1999, stadion im. Wojska Polskiego w Warszawie

Mecz towarzyski

Polska – Czechy 2:1 (1:0)

Gole: Trzeciak 16., Wichniarek 49. – Lokvenc 79.

Polska: Adam Matysek – Tomasz Hajto (63. Tomasz Kłos), Tomasz Łapiński, Jacek Zieliński (88. Grzegorz Wędzyński), Tomasz Wałdoch – Tomasz Iwan, Radosław Michalski, Krzysztof Nowak (71. Jacek Bąk), Rafał Siadaczka (84. Grzegorz Kaliciak) – Artur Wichniarek (72. Maciej Żurawski), Mirosław Trzeciak (66. Tomasz Frankowski).

Czechy: Pavel Srniček – Marek Nikl, Tomáš Votava (39. Petr Vlček), Karel Rada (63. Vratislav Lokvenc) – Karel Poborský (58. Libor Sionko), Tomáš Galašek, Martin Čížek (76. Jan Polák), Pavel Nedvěd (54. Pavel Horváth), Jiří Němec – Jan Koller (89. Michal Horňák), Pavel Kuka.

Żółte kartki: Hajto, Zieliński/Nedvěd, Čížek.

Sędziował: Georgios Bikas (Grecja).

Widzów: 4000.

Grzegorz Ziarkowski