Retro. Polska – Węgry 06.09.1997

Selekcjonerski debiut Janusza Wójcika. Były trener reprezentacji Polski zmarł w poniedziałek w wieku 64 lat.

Szkoleniowiec, który doprowadził nas do ostatniego medalu na wielkiej imprezie – srebro na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku – objął funkcję po nieudanej kadencji Antoniego Piechniczka i tymczasowym (jednorazowym) meczu z Gruzją, w którym „biało-czerwonych” prowadził Krzysztof Pawlak. Wójcik miał za zadanie dokończyć przegrane eliminacje do mistrzostw świata w 1998 roku i poprowadzić Polaków do awansu na belgijsko-holenderskie Euro 2000.

Dobra zmiana
– Już po igrzyskach w Barcelonie w 1992 roku była propozycja, by objął pan kadrę. Czy te pięć lat nie było stracone? – pytali na konferencji dziennikarze.
– Jak dzisiaj zobaczyłem Tomasza Łapińskiego to zdziwiłem się, że tak wyłysiał – żartował trener. – Piłkarze są starsi, ale nie na tyle, by nie móc zawiązać butów, wyjść na boisko i dobrze grać w piłkę.

– Po olimpiadzie grałem u wszystkich trenerów reprezentacji. Wójcik w Barcelonie był prawdziwym przywódcą. On ma ten dar, że szybko potrafi wyłapać i wyeliminować nieprawidłowości – zaznaczył Tomasz Wałdoch.

– Jest inaczej niż wcześniej. Wójcik żartuje, wprowadza luźną atmosferę, a jednocześnie potrafi zmobilizować piłkarzy – mówił Aleksander Kłak.

– Teraz musimy potwierdzić, że nadajemy się do kadry. To wielkie wyzwanie dla olimpijczyków – przyznał Jerzy Brzęczek.

– Kadra Wójcika to zupełnie coś innego. Nie będzie tak, że w drużynie są dwie gwiazdki i reszta do biegania. Teraz wszyscy będziemy walczyć – zapewniał Wojciech Kowalczyk, który był skonfliktowany z Piechniczkiem. W kadrze „Piechnika” nie chciał też grać Tomasz Iwan: – Nic na tym nie straciłem. Teraz będzie inaczej. Już widzę, że w drużynie Wójcika nie ma miejsca dla pesymistów. A ja jestem optymistą.

– Coś się w tej drużynie dzieje. Nie ma marazmu, jest wiara – przyznał Radosław Michalski.

To tylko kilka z wypowiedzi piłkarzy. Widać było, że ufali w siłę wielkiej motywacji Wójcika.

Bratankowie na początek
– Przeciwnika szukaliśmy w pośpiechu. Węgrzy chcieli grać i uważam, że to dobry rywal. Choć tak jak my, są w kryzysie, wciąż mają szansę na awans na mundial – mówił dziennikarzom Wójcik. – Niedawno zremisowali ze Szwajcarią.

Na mecz z Węgrami szkoleniowiec wysłał powołania do 18 zawodników. Wśród nich było sześciu wicemistrzów olimpijskich z Barcelony. Byli też powoływani przez Piechniczka: Michalski, Adam Ledwoń, Marek Jóźwiak i Tomasz Sokołowski, jak i pomijani przez poprzedników: Iwan, Krzysztof Ratajczyk oraz Krzysztof Bukalski.

To była kadra przypominająca drużynę jedności narodowej niż autorską koncepcję Wójcika. Selekcjoner musiał jednak załagodzić spory na linii sztab szkoleniowy – piłkarze. Każdy u niego miał czystą kartę. Mecz rozegrano w sobotę. W piątek drużyna wybrała kapitana – został nim Brzęczek.

Mecz dla… powodzian
W przeddzień spotkania sprzedano osiem tysięcy biletów. Na więcej nie pozwolił ówczesny wojewoda mazowiecki. Dochód z wejściówek, reklam, transmisji telewizyjnych i premie dla piłkarzy – wszystko przeznaczono na rzecz poszkodowanych w powodzi stulecia. Oprócz tego oficjele wrzucali pieniądze do puszki na trybunie honorowej. Zebrano około miliarda starych złotych. Węgrzy także zaproponowali pomoc – zafundowali wakacje nad Balatonem dla 30 dzieci z rodzin poszkodowanych przez powódź.

Kibice na stadionie Legii przyjęli Wójcika bardzo gorąco. Na udanym debiucie selekcjonera zależało także piłkarzom. Tak bardzo, że pierwszą groźną akcję wypracowali jeszcze przed początkiem transmisji w TVP, która jak zwykle się nie popisała. W 14. minucie w ostrym starciu poważnie wyglądającej kontuzji doznał Andrzej Juskowiak. Po wejściu węgierskiego obrońcy noga naszego napastnika zalała się krwią. „Jusko” został przewieziony do szpitala. Zmienił go rosły napastnik HSV Hamburg, Jacek Dembiński.

W 20. i w 21. minucie dwóch doskonałych okazji nie wykorzystał Kowalczyk, choć w obu przypadkach stanął oko w oko z Szabolscem Safarem. W środku pola dobrze rozgrywał Brzęczek, na lewej stronie niemal wszystkie pojedynki wygrywał ambitny Iwan. Łapiński umiejętnie dyrygował defensywą, zaś Jóźwiak z Ratajczykiem byli tak „napakowani”, że nie dali się przepchnąć węgierskim napastnikom. Polska drużyna funkcjonowała na tyle dobrze, że Kłak… skarżył się po meczu na bezrobocie.

Bomba „Rataja”
W przerwie Wójcik zdecydował się na cztery zmiany, które spowodowały nieco chaosu w naszym ustawieniu. Nadal mieliśmy przewagę, ale już nie tak wyraźną. W 58. minucie „biało-czerwoni” wykonywali rzut wolny z 30. metrów. Do piłki podbiegł Ratajczyk i huknął w samo okienko bramki Safara. Radość na stadionie Legii była ogromna. Brawo kolegom bił też Juskowiak, który zdołał wrócić na stadion.

Potem nastąpiło dobrze znane rozprężenie w naszej drużynie, czego omal nie wykorzystał Laszlo Klausz. Węgierski napastnik strzelił głową, ale Grzegorz Szamotulski zdołał odbić piłkę. W 66. minucie trzeciej sytuacji sam na sam nie wykorzystał Kowalczyk.
– Te sytuacje śniłyby mi się po nocach, gdybyśmy przegrali albo zremisowali – mówił „Kowal”. – Ale wygraliśmy i to w bardzo dobrym stylu.
– Nawet za czasów, gdy ja go prowadziłem „Kowal” nigdy nie błyszczał skutecznością – bronił swojego podopiecznego Wójcik. – Myślę jednak, że nie zawiódł. Stworzył wiele groźnych sytuacji. Nadal potrafi uwolnić się od przeciwnika.

Mecz zakończył się zwycięstwem Polaków. Na pomeczowej konferencji Wójcik i szkoleniowiec Madziarów Janos Csank wybrali na najlepszych graczy swoich zespołów Brzęczka i Safara. Obaj piłkarze otrzymali pamiątkowe puchary.

– Różnica między tą reprezentacją a reprezentacją Piechniczka jest taka jak między Niemcami a Azerbejdżanem – rzucił po meczu Kowalczyk.
– Czy nie obawiam się powrotu Piotra Nowaka? Czekamy, niech wróci. Oby tylko nie odnosił kontuzji w każdym meczu, zwłaszcza w momencie, kiedy Polska przegrywa. Jeśli oglądał dzisiejszy mecz, może się czegoś od nas nauczył – mówił po meczu Brzęczek.

***

6 września 1997, stadion im. Wojska Polskiego w Warszawie
Mecz towarzyski
Polska – Węgry 1:0 (0:0)
Gol: Ratajczyk 58.
Polska: Aleksander Kłak (46. Grzegorz Szamotulski) – Marek Jóźwiak, Tomasz Łapiński (46. Jacek Zieliński), Krzysztof Ratajczyk (68. Krzysztof Bukalski) – Adam Ledwoń (46. Tomasz Wałdoch), Radosław Michalski (46. Mirosław Szymkowiak), Jerzy Brzęczek, Sławomir Majak (71. Tomasz Sokołowski), Tomasz Iwan – Wojciech Kowalczyk, Andrzej Juskowiak (14. Jacek Dembiński).
Węgry: Szabolcs Safar – Vilmos Seboek (46. Atilla Dragoner), Andras Kereszturi (55. Zoltan Szlezak), Zoltan Geress – Mihaly Mracsko, Tibor Dombi (76. Gabor Egressy), Florian Urban, Elek Nyilas (86. Zoltan Nagy), Peter Lipcsei (64. Laszlo Farkashazy) – Istvan Kovacs (46. Laszlo Klausz), Gabor Toma.
Żółte kartki: Jóźwiak/Geress, Farkashazy.
Sędziował: Josef Krula (Czechy)
Widzów: 8.000

Grzegorz Ziarkowski