Retro. Puchar Lata z Ruchem Chorzów

Był czas, że interesowałem się rozgrywkami oficjalnie nazywanymi Pucharem Intertoto…

Od kilku lat one nie istnieją, gdyż zostały zlikwidowane. Rozgrywane w okresie wakacyjnym mecze stanowiły formę zastępczą futbolu, od którego odpoczywaliśmy z uwagi na przerwę po dopiero co zakończonym sezonie.

Historia tych rozgrywek sięga początku lat 60. Ten letni turniej w ciągu kolejnych lat zmieniał zarówno samą nazwę, jak i formułę rozgrywania spotkań. Z początku nie uzyskał on akceptacji oficjalnych władz piłkarskich UEFA. Dopiero po upływie długiego czasu działacze tej organizacji postanowili włączyć Puchar Intertoto do swoich struktur i nadać mu swoją formę.
Przez blisko pół wieku były w sumie rozgrywane mecze w ramach tego pucharu. Koniec nastąpił w 2008 roku.

Wiele razy w PI występowały polskie kluby. Jedynym triumfatorem z Polski pozostaje Polonia Bytom, która w sezonie 1964/1965 pokonała w finałowym dwumeczu Lokomotiv Lipsk 5:4 (rok wcześniej bytomianie również doszli do finału, lecz ulegli w nim drużynie Slovnaft Bratysława – dzisiaj znanej jako Inter Bratysława). Wiele lat później przed szansą powtórzenia takiego osiągnięcia stanął inny ślaski przedstawiciel – Ruch Chorzów.

Pamiętam dokładnie, że mocno trzymałem kciuki za powodzenie „Niebieskich” w edycji z 1998 r. Na transmisje z poszczególnych meczów letniego pucharu nie było co liczyć. Zadowalałem więc się suchymi, podstawowymi informacjami na temat wyników ekipy prowadzonej przez doskonale znanego trenera Oresta Lenczyka.
Do udziału w tamtej edycji PI chorzowianie przystąpili po zajęciu 6. miejsca w ówczesnej pierwszej lidze polskiej.

W pierwszej rundzie zagrali przeciwko Austrii Wiedeń. Drużyna osiągnęła korzystny wynik w pierwszym meczu rozegranym w Wiedniu, pokonując gospodarzy 1:0 po golu Mariusza Śrutwy.
W rewanżu przy ulicy Cichej było 2:2, po golach strzelonych z karnego przez Śrutwę i Krzysztofa Bizackiego.

Kolejna runda to dwumecz z Örgryte IS (dwunastokrotnym mistrzem Szwecji). Na nich również gracze Lenczyka znaleźli sposób, ale awans nie przyszedł łatwo.
W pierwszym meczu rozegranym na wyjeździe Ruch przegrał 1:2, a jedyną bramkę zdobył wprowadzony do gry z ławki rezerwowych Śrutwa.
W Chorzowie jednak przewaga należała do „Niebieskich”, którzy co prawda minimalnie, ale pokonali 1:0 przyjezdnych po trafieniu niezawodnego snajpera Śrutwy.

Jak wyczytałem na oficjalnej stronie ruchchorzow.com.pl, na awans gracze Ruchu zdecydowanie w przekroju drugiego meczu zasłużyli. Stwarzali więcej sytuacji od rywali, oddając więcej celnych strzałów na bramkę gości.

W trzeciej rundzie przyszło chorzowianom zmierzyć siły z Estrelą Amadora. Wynik meczu w Chorzowie nie był zaliczką, której można by zazdrościć przed rewanżem w Portugalii: w spotkaniu padł remis bramkowy 1:1. Jedynego gola dla gospodarzy zdobył Bizacki w 54. minucie, ale portugalski średniak wyrównał kilka minut po golu popularnego (lewonożnego lewego napastnika) „Bizaka” za sprawą samobójczej bramki Janusza Nawrockiego. Wyrównanie było efektem niefortunnego w skutkach przecięcia piłki przez byłego reprezentanta Polski po jednej z centr zespołu gości.

IMG_0002.preview

W meczu rozegranym w Lizbonie również było 1:1, a do siatki ponownie trafił Bizacki. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia i doszło do rzutów karnych. Po ich zakończeniu mogli się radować z kolejnego awansu bramkarz Piotr Lech i jego koledzy. Zaważyła o tym obroniona „jedenastka” przez naszego golkipera, jak i chybiony później strzał obok bramki jednego z rywali. Chorzowianie w wykonywaniu karnych okazali się bezbłędni, a do siatki trafiali: Bizacki, Maciej Mizia, Łukasz Surma (dla którego występy w PI były debiutanckimi w niebiesko-białych barwach) oraz Nawrocki.

Półfinałowe mecze Ruch rozegrał z Debreceni VSC. Pierwsze spotkanie odbyło się w Chorzowie i nie mógł w nim wystąpić pauzujący za żółte kartki Śrutwa. Gola na wagę wygranej i zaliczki przed rewanżem na Węgrzech zdobył w 70. minucie Surma. W grze Ruchu brakowało świeżości, bo drużyna miała za sobą 120 minut w nogach i długą podróż powrotną z Portugalii. Po zakończonym meczu trener Lenczyk powiedział jednak, że jego zespół uzyskał 30 procentową zaliczkę.

Na boisku w Debreczynie niepodważalnie panował Ruch, wygrywając pewnie 3:0. Dwie bramki w krótkim czasie zdobył Bizacki, w 23. i 25. minucie. Na dokładkę, wynik podwyższył jeszcze Śrutwa w 81. min.
Pracę wykonaną przez „Niebieskich” podkreślił ich szkoleniowiec, który stwierdził w swoim stylu, że wyraźnie jego piłkarzom chciało się tego dnia grać. Z kolei „Bizak” zauważył, że poprzednio dwa trafienia w jednym spotkaniu zanotował rok temu z Petrochemią Płock.

Finałowy dwumecz z Bologną rozgrywano w sierpniu przy wysokich i upalnych temperaturach. Kadra Ruchu mogła liczyć na podróż rządowym samolotem JAK-40, o czym również wyczytałem po latach na oficjalnej stronie chorzowskiego klubu. Pozwoliło to uniknąć długiej i wyczerpującej podróży do Włoch.

Na boisku „Niebiescy” minimalnie ulegli 0:1, co pozwalało na zachowanie odrobiny nadziei czy też umiarkowanego optymizmu przed drugim spotkaniem. Choć położenie Ruchu było trudne, nie ma co ukrywać. To był przecież czas, w którym włoska piłka słynęła z solidnej gry w obronie. A przecież gola na wyjeździe gracze z Chorzowa nie zdobyli.

25 sierpnia Ruch mógł podważyć skuteczną grą opinię o swoim rywalu. Tak się jednak nie stało.
W kronice klubowej strony odnotowano, że w tym dniu włączone zostało nowe oświetlenie stadionu przy ulicy Cichej o mocy 1625 luksów. Efektu ponoć wielkiego nie dawało z uwagi na porę roku i godzinę rozgrywania meczu. Ponadto tego dnia urodziny obchodził prezes Ruchu Krystian Rogala.
Sam wynik działań na boisku był mizerny. Chociaż nie brakowało opinii, że jedna z bramek dla gości padła po niesłusznie podyktowanym rzucie karnym za rzekomy faul na Rosjaninie Igorze Koływanowie. Ale to nie była jedyna strata tego dnia, bowiem Ruch przegrał ostatecznie 0:2.

Po końcowym gwizdku 4 tysiące fanów „Niebieskich” podziękowało oklaskami swoim pupilom za dostarczone emocje w Pucharze Lata. Trener Lenczyk powiedział o słabszej dyspozycji w tym finałowym meczu Bizackiego i Śrutwy, ale jednocześnie nakłaniał do podziękowań dla nich za występy w całych rozgrywkach. Bez nich, jak podsumował, Ruchu prawdopodobnie nie byłoby w finale.

Paweł Król