Retro. Real Sociedad San Sebastian 1981, 1982

Chcieliśmy dziś wrzucić zupełnie inny tekst, ale doszliśmy do wniosku, że należałoby zatrzymać się na chwilę (a właściwie cofnąć w czasie) i podkreślić pewne wydarzenie sprzed kilku dni. Uwaga, zabieramy Was do Kraju Basków, gdzie w miniony piątek odbyły się ostatnie tamtejsze derby na legendarnym San Mamés.

W maju „Katedra” – najstarszy i chyba najbardziej klimatyczny stadion w Hiszpanii – zostanie zamknięta. W ostatnich derbach Kraju Basków chciał uczestniczyć dosłownie każdy. Do otwartej sprzedaży przeznaczono jednak tylko niepełna tysiąc biletów. Przed kasami rozbito namioty. Ostatecznie wygrał Real Sociedad (3:1).

Sięgnijmy po artykuł sprzed kilku lat…

Tekst opublikowany 13.04.2011 na Futbolnet.pl

Zbliża się starcie na śmierć i życie hiszpańskich gigantów. I to niejedno, a prawdopodobnie aż cztery. Patrząc na ogromną przewagę punktową i finansową duopolu Barca-Real, dość ciężko uwierzyć, że był czas, że inne dwa kluby nadawały ton rozgrywkom ligi hiszpańskiej.

Co jeszcze bardziej zaskakujące, nie było to w epoce kamienia łupanego, ale za mojego życia. We wczesnych latach 80. w Hiszpanii rządzili Baskowie, z Realu Sociedad San Sebastian i Athletic Bilbao. Każdy z tych klubów wygrał dwa tytuły pod rząd.

Baskijska dominacja
Nie da się ukryć, że najbardziej znanym baskijskim klubem jest Athletic Bilbao, ale dziś napiszemy trochę o Mistrzach Hiszpanii z sezonów 1980/81 i 1981/82 – Real Sociedad San Sebastian.

Dzisiejszy retro odcinek jest pełen zaskakujących faktów, bo proszę sobie wyobrazić, iż wówczas kluby nie mogły zatrudniać dowolnej liczby obcokrajowców, a jedynie dwóch. Rywalizacja była bardziej wyrównana, bo Real i Barca nie mogły wystawić – tak jak dzisiaj – składów rodem z PlayStation. Nikt zresztą wtedy nie marzył o PlayStation…

Nie było tak jak teraz, że można było sobie nakupować gwiazd w sklepie „Koła Fortuny” z nadzieją, że któraś odpali. Dla przykładu niejaki Diego Maradona rozegrał dwa bardzo przeciętne sezony na Camp Nou w latach 1982-84.

Polityka klubów baskijskich była jeszcze bardziej restrykcyjna od reszty, miały w swoich składach jedynie piłkarzy pochodzących z Kraju Basków. Władze klubu z San Sebastian z czasem tą politykę nieco rozluźniły, a pierwszym obcokrajowcem był Irlandczyk John Aldridge kupiony z Liverpoolu w roku 1989. A czemu tak się stało, przeczytacie pod koniec tego retro odcinka.

Dziś Sociedad gra na eleganckim stadionie Anoeta z bieżnią lekkoatletyczną, ale wówczas mecze rozgrywane były na obiekcie o nazwie Atotxa (hiszpańskie Atocha). Typowo brytyjskim, gdzie bramkarz rywali czuł oddech kibiców na swym karku. Także Aldridge musiał się czuć jak w domu.

Dopiero w sezonie 2002/03 w biało-niebieskich barwach Sociedad zagrał pierwszy Hiszpan, Boris zakupiony z Oviedo.

Więcej nie myślałem, strzeliłem z całej siły. Weszło…
Historia jest o tyle ciekawa, że Real Sociedad zwyciężył w Mistrzostwach Hiszpanii jedynie dwa razy w swej 96-letniej historii. Baskowie byli bliscy tytułu już rok przed premierowym triumfem, czyli w roku 1980. Wówczas w ostatniej kolejce ponieśli dość zagadkową i jedyną w sezonie porażkę 1:2 z grającą w dziewiątkę Sevillą. W efekcie mistrzostwo wylądowało w rękach “Królewskich” z Madrytu.

Ale w sezonie 1980/81, z siedmioma punktami mniej niż rok wcześniej piłkarzom z San Sebastian udało się wreszcie dopiąć celu. Co prawda piłkarze Realu mieli lepszą różnicę bramek (+29, podczas gdy Baskowie +23), ale wówczas liczył się iloraz bramek strzelonych i straconych (1,79 przy 1,78 Realu).

Tak czy inaczej wydarzenia ostatniego dnia sezonu na zawsze przeszły do historii. Wydawało się, że politycznie zaprzyjaźniony z Realem Madryt, Real Valladolid łatwo odda punkty „Królewskim”. Losy tytuły miały się rozstrzygnąć w Gijon gdzie Sporting podejmował Real Sociedad, który musiał wywieźć remis, aby zatriumfować. Juanito, napastnik Sociedad, obiecał, że doczołga się do szatni w przypadku zdobycia przez Basków tytułu mistrzowskiego. Zgodnie z przewidywaniami „Królewscy” pokonali Valladolid 3:1, a Sociedad na chwilę przed ostatnim gwizdkiem arbitra przegrywał w Gijon 1:2. W końcu, 12 sekund przed końcem Jesus Zamora wyrównał, a Juanito z emocji runął twarzą w błoto.

Jesus Zamora

To zdjęcie przedstawiające strzelca historycznej bramki w magicznym momencie wisi na ścianach w połowie barów w San Sebastian z podpisem: hej czy oglądacie tam w Madrycie?

Oddajmy głos wąsatemu strzelcowi złotego gola: „Rozejrzałem się dookoła, lało jak cebra, trząsłem się z zimna i emocji. Na trybunach było mnóstwo naszych kibiców i myślałem, że nie możemy tego spieprzyć, jak rok wcześniej. Jeden z naszych obrońców wrzucił piłkę na aferę po raz kolejny, ale nie miałem już siły biec, chciałem znaleźć się w ciepłym domu. Bixio Gorriz starał się strzelić, ale piłka okrutnie mu zeszła. Jakimś cudem futbolówka doleciała do mnie. Więcej nie myślałem, strzeliłem z całej siły. Weszło…”

Porwany Król Strzelców 
Mało śmieszna ciekawostka ze zwycięskiego dla Realu Sociedad sezonu dotyczy króla strzelców tamtych rozgrywek. Z 20 golami został nim gracz Barcelony Quini, mimo, że opuścił aż 4 tygodnie rozgrywek ligowych, po tym jak został… porwany. Porywacze byli na tyle mili, że pozwolili Quiniemu obejrzeć w TV mecz Anglia-Hiszpania (1:2 na Wembley). Gdyby nasz bohater był wówczas na wolności, zapewne w tym meczu by zagrał.

Jan Paweł II został w trakcie tamtego sezonu socio nr 108.000 Barcelony, tuż po tym jak wyszedł cały z zamachu Ali Agcy.

Jak zwykle nie zabrakło polskich akcentów. W mistrzowskich barwach Sociedad zadebiutował młody pomocnik, niejaki Jose Mari Bakero.

Obecny trener „Kolejorza” przybył do Polski parę lat później na mecz śp. Pucharu Zdobywców Pucharów ze Śląskiem Wrocław. Po bezbramkowym remisie w Kraju Basków Wrocławianie mieli prawo być pełni nadziei przed rewanżem rozgrywanym na Stadionie Olimpijskim. Niestety skończyło się 0:2 po bramkach Lorena w 75 minucie i Beguiristaina w 82 minucie. Ten drugi grał zresztą później w barcelońskim „Dream Teamie” razem z Bakero, a potem został Dyrektorem Sportowym Barcy. Z perspektywy czasu wynik we Wrocławiu nie wydaje się niespodzianką, gdyż wówczas Baskowie mieli passę 11 wygranych i 2 remisów w 13 kolejnych spotkaniach ligowych. To był sezon 1987/88, a wszystkie polskie drużyny wystąpiły w meczach europejskich pucharów z reklamą jeansów „Casucci”. Z pewnością to był deal warty grube miliony.  Jako ciekawostka skład WKS-u z rewanżowego meczu: Jedynak – Tęsiorowski, Król, Machaj, Góra – Mandziejewicz, Prusik, Tarasiewicz, Gil – Mikołajewicz (70’ Socha), Marciniak (80’ Łuszczyński). Co nazwisko to legenda…

Żelazna defensywa
W hiszpańskim składzie na Mistrzostwa Świata w roku 1982 znalazło się trzech napastników i dwóch pomocników z San Sebastian, ale tytuły zostały zdobyte przede wszystkim dzięki żelaznej defensywie. Tytuł w sezonie 1980/81 to najmniejsza średnia strzelonych goli w meczu ze wszystkich zwycięzców La Liga –  jedynie 52 w 34 meczach. Bramkarz Luis Arkonada wystąpił blisko w 400 spotkaniach ligowych w biało-niebieskich barwach Sociedad i 68 razy zagrał dla Hiszpanii. Wydaje mi się, że Luis Arkonada był jednym z piłkarzy opisanych w książce Zbigniewa Bońka „Moi rywale” – jednej z pierwszych, które przeczytałem samodzielnie. Warto dodać, że współautorami tej pozycji byli Roman Hurkowski i Andrzej Person. Następcą Arkonady w reprezentacyjnej bramce był inny Bask (ale z Bilbao), Andoni Zubizarreta – rekordzista pod względem występów w kadrze Hiszpanii (126) i La Liga (622), z czego jednak ponad połowę rozegrał w Barcelonie gdzie przybył w roku 1986.

Ich pan spyta, panie kochany!
Tytuły Realu Sociedad świętowano wówczas również w Bilbao. Od tego czasu sytuacja trochę się zmieniła. Szczególnie biało-niebiescy kierują pretensje w stronę Bilbao. Za ich arogancję oraz to, że Athletic uważa się za nieoficjalną reprezentację Kraju Basków, za podkupywanie piłkarzy. Flagowy przykład to Joseba Etxeberria, który jako 17-latek w roku 1995 zdobył dwa gole w swym debiucie dla Sociedad w meczu z Gijon w 1995r. Wkrótce po tym ojciec młodego piłkarza poczuł zapach peset i wytransferował syna za miedzę za równowartość 3 milionów funtów, co było wówczas rekordową sumą zapłaconą za nastolatka. Jednocześnie została złamana dżentelmeńska umowa między władzami obu klubów o nie zaczepianiu juniorów baskijskich rywali.

W następnym sezonie Etxeberria zapadł na tajemniczą chorobę właśnie przed meczem o prymat w Kraju Baskow. Fani z San Sebastian byli okrutnie zawiedzeni, bo poprzedzające tygodnie spędzili na przygotowywaniu ogromnych banknotów pesetowych. Etxeberria był dla nich „pesetero” czego chyba nie trzeba tłumaczyć. Od tego momentu atmosfera między oboma klubami mocno się zepsuła. W 2001r. „Judasz” zdobył dwa gole dla Athletic zapewniając biało-czerwonym pierwsze od 13 lat wyjazdowe zwycięstwo. Odpowiedział mu chór „hijo de puta” (czego chyba też nie trzeba tłumaczyć).

Prezes klubu z San Sebastian zapytany, czemu zaczęli sięgać po piłkarzy nie-Basków gniewnie wskazuje na zachód. Ich pan spyta, panie kochany! Chociaż nadal podczas meczów między klubami kibice siedzą ramię w ramię i jest święto futbolu oraz baskijskości.

Dziś faktem jest, że to Sociedad ma w składzie więcej piłkarzy ze swej prowincji (Gipuzkoa) niż Bilbao ze swojej (Vizcaya). Szerokim echem odbiło się wydarzenie sprzed paru tygodni, gdy w biało-czerwonej koszulce nie wystąpił żaden piłkarz z prowincji Vizcaya. Z daleka polityka Bilbao może wyglądać na romantyczną, ale kibice i działacze w San Sebastian mają na ten temat odmienne zdanie. Nie bez powodu.

Maciej Słomiński