Retro. Słowacja 2010

Naszych południowych sąsiadów na rosyjskim mundialu zabraknie. Osiem lat temu dali nam pstryczka w nos i zamiast biało-czerwonych grali na mundialu w RPA.

Po nieudanym Euro 2008 czekały nas wcale niełatwe eliminacje do mundialu 2010. Los przydzielił nam w grupie obu południowych sąsiadów – Czechów i Słowaków. Oprócz tego czekały nas mecze ze Słowenią, Irlandią Północną i San Marino.

Słowacy byli bliscy awansu na mistrzostwa świata w 2006 roku, gdzie graliśmy i my, pod wodzą Pawła Janasa. Wówczas ekipa Dusana Galisa zajęła 2. miejsce w grupie dzięki korzystniejszemu bilansowi bezpośrednich spotkań z Rosją (1:1 w Moskwie, 0:0 w Bratysławie) i grała w barażach o niemiecki mundial. Jednak w decydujących starciach na Słowaków czekał piekielnie trudny rywal – Hiszpania. Na Tehelnym Polu padł remis 1:1. Dla La Furia Roja trafił wówczas David Viila i był to jego pierwszy gol w kadrze. W rewanżu na Vicente Calderon ekipa Galisa poległa aż 1:5 i marzenia o mundialu trzeba było odłożyć co najmniej na cztery lata.

W eliminacjach do Euro 2008 Słowacja nie miała wiele do powiedzenia – zajęła 4. miejsce za Czechami, Niemcami i Irlandią. Chociaż zlała Cypryjczyków 6:1 u siebie i Walię na wyjeździe 5:1.

Wpadka w Mariborze
W 2008 roku Słowacy zaczęli eliminacje do południowoafrykańskiego mundialu od wygranej nad Irlandią Północną 2:1. Wygraną ekipie Vladimira Weissa zapewnili wówczas młodzi i zdolni – Martin Skrtel oraz Marek Hamsik.

Podczas gdy my przeżywaliśmy wielkie męczarnie w San Marino (wygrana 2:0 po golach Euzebiusza Smolarka i Roberta Lewandowskiego), Słowaków w Mariborze załatwił Milivoje Novaković, który zdobył dwa gole dla Słowenii. Honor, ale nie choćby punkt, ekipy Weissa uratował Martin Jakubko.

Potem była wygrana 3:1 w San Marino (dla ekipy z maleńkiej republiki trafił niezawodny Andy Selva) aż wreszcie przyszedł pamiętny dla nas mecz w Bratysławie, w którym wszystko dobrze nam się układało. Prowadziliśmy 1:0 po golu Smolarka w 70. minucie. I pewnie dowieźlibyśmy tę wygraną do końca, gdyby nie niewytłumaczalne błędy polskiej defensywy, które popełniliśmy w ciągu 86 sekund. Obie bramki strzelił Stanislav Sestak.

Lepsi od Czechów!
Poważne granie w 2009 roku Słowacy rozpoczęli dopiero 1 kwietnia. Nie byli skorzy do żartów, wygrywając w Pradze 2:1. „Sokoli” strzelili wszystkie trzy gole, sęk w tym, że do własnej trafił Skrtel. Na szczęście Petra Cecha pokonali Sestak oraz Erik Jendrisek. Potem przyszła gładka wygrana 7:0 z San Marino i przed decydującą o wszystkim jesienią drużyna Weissa miała na koncie 16 punktów. O sześć więcej niż biało-czerwoni.

Jesień Słowacy rozpoczęli od pojedynku na noże, z Czechami u siebie. Podopieczni Weissa dwukrotnie wychodzili na prowadzenie (Sestak i Hamsik z karnego), by dwukrotnie je stracić (Daniel Pudil, Milan Baros). Może prowadzenie 2:1 udałoby się dotrzymać do końca, gdyby nie czerwona kartka dla Hamsika w 76. minucie? Następnie w Belfaście Słowacy zrobili to, co nie udało się nam – wygrali 2:0 po trafieniach Sestaka i Filipa Holosko. W tym czasie Polacy dostawali łupnia w Lublanie 0:3, a Dariusz Szpakowski wygłaszał jeden ze swoich najsłynniejszych monologów.

Awans w Chorzowie
Okazało się, że Słoweńcy byli nie tylko katami biało-czerwonych. Na Tehelnym Polu wygrali 2:0 po golach w drugiej połowie Valtera Birsy i Andreja Pecnika. Ponieważ Czesi wygrali 2:0 z Polską prowadzoną już przez Stefana Majewskiego, o awansie do finałów mistrzostw świata decydowała ostatnia kolejka. Słowacy jechali do Chorzowa, Czesi grali u siebie z Irlandią Północną.

W Chorzowie miała miejsce jedna z największych kompromitacji Polaków – nie tylko sportowa, ale i organizacyjna. Odpowiedzialne za mecz służby nie potrafiły sobie poradzić z opadami śniegu, piłkarze grali w białym puchu po kostki. W dodatku nasi wyręczyli Słowaków, sami strzelając sobie gola, autorstwa Seweryna Gancarczyka. Na trybunach śląskiego giganta zasiadło cztery i pół tysiąca zziębniętych kibiców. Atmosfera bardziej przypominała pogrzeb niż piłkarskie święto. Niemniej Słowacy w takich okolicznościach świętowali pierwszy w historii awans na mundial.

Czekali mistrzowie świata
Wyniki meczów towarzyskich nie napawały optymizmem przed mundialem. W marcu „Sokoli” ulegli Norwegii 0:1, w maju zremisowali 1:1 z Kamerunem (gol Kamil Kopunek). Wreszcie w próbie generalnej wygrali z Kostaryką 3:0, a Keylora Navasa pokonali: Douglas Sequeira (gol samobójczy), Robert Vittek i Sestak z karnego.

W grupie Słowacja wylosowała mistrzów świata – Włochów, Paragwaj z Roque Santa Cruzem i Nelsonem Valdezem oraz Nową Zelandię. Weiss zdecydował, że do RPA poleci 23 następujących zawodników:
Bramkarze – Dusan Kuciak (mecze i gole w kadrze: 3/0), Jan Mucha (14/0), Dusan Pernis (2/0)
Obrońcy – Marek Cech (39/5), Jan Durica (36/1), Peter Pekarik (20/1), Martin Petras (38/1), Kornel Salata (3/0), Martin Skrtel (38/5), Radoslav Zabavnik (43/1)
Pomocnicy – Marek Hamsik (31/8), Kamil Kopunek (8/1), Jan Kozak (23/2), Juraj Kucka (6/0), Marek Sapara (24/2), Zdeno Strba (20/0), Miroslav Stoch (11/1), Vladimir Weiss jr (8/0)
Napastnicy – Filip Holosko (37/5), Erik Jendrisek (14/2), Martin Jakubko (22/4), Stanislav Sestak (30/10), Robert Vittek (69/18).

Ledwie dwóch graczy (Salata, Kopunek) grało w rodzimej lidze. Po jednym grało w Polsce (Mucha), Czechach (Kucka), Szkocji (Pernis), Grecji (Strba) i Rosji (Jakubko). Dwóch kopało we Włoszech (Petras, Hamsik) i w Rumunii (Kuciak, Kozak), trzech w Turcji (Sapara, Holosko, Vittek). Czterech Słowaków grało w Anglii (Cech, Skrtel, Stoch i Weiss jr) i pięciu w Bundeslidze (Durica, Pekarik, Zabavnik, Jendrisek i Sestak).

Dorównali hokeistom!
Mecz otwarcia nasi południowi sąsiedzi grali w Rustenburgu z Nową Zelandią. Do przerwy było bez goli. Po zmianie stron do siatki trafił Vittek po akcji Sestaka. Gdy wydawało się, że Słowacja dowiezie wygraną do końca, w doliczonym czasie gry wyrównał strzałem głową obrońca duńskiego Midtjylland, Winston Reid.

W drugim spotkaniu Słowacy musieli uznać wyższość Paragwaju (0:2), a Jan Mucha wyciągał piłkę z siatki po strzałach Enrique Very oraz Cristiana Riverosa.

Mecz o wszystko ekipa Weissa grała z Włochami, którzy sensacyjnie zremisowali po 1:1 z Paragwajem i Nową Zelandią. Zastępujący Gianluigiego Buffona bramkarz Cagliari, Federico Marchetti w pierwszej połowie skapitulował po strzale Vittka. W drugiej połowie nie popisał się przy strzale Vittka przy bliższym słupku, a potem dał się przelobować Kopunkowi. Włochom na otarcie łez pozostały trafienia Antonio di Natale i kapitalny lob Fabio Quagiarelli. Zszokowani mistrzowie świata płacząc, padli na murawę. Za burtę mundialu wyrzucili ich debiutanci ze Słowacji!

– Pod względem popularności dorównaliśmy hokeistom – rzucił do dziennikarzy Sestak.

W 1/8 finału nasi południowi sąsiedzi zmierzyli się z Holendrami, którzy w grupie odnieśli komplet zwycięstw. W pierwszej połowie Muchę zaskoczył płaskim strzałem Arjen Robben. Potem bramkarz Legii bronił strzały Robbena i Robina van Persiego. Z kolei w idealnej sytuacji w Maartena Stekelenburga trafił Vittek. Wreszcie w 84. minucie Holendrzy wymanewrowali słowacką obronę i na 2:0 trafił Wesley Sneijder. Ekipa Weissa godnie pożegnała się z mundialem. Karnego po faulu na Kucce w 90. minucie wykorzystał Vittek. Do ćwierćfinału awansowali jednak „Oranje”.

Występ na mundialu 2010 to jak do tej pory największy w historii sukces słowackiego futbolu.

Grzegorz Ziarkowski