Retro. Steaua Bukareszt 1986

W rocznicę urodzin „Geniusza Karpat” czas przypomnieć największy triumf rumuńskiej piłki…

Każde dziecko wie, że dziś przypada rocznica urodzin Nicolae Ceaușescu. „Słońca Karpat”, „Światła Dacji”, „Gwiazdy Bałkanów”, „Jutrzenki Wszystkich Rumunów”, „Gwiazdy Przewodniej”, „Granitowego Drogowskazu Promiennej Przyszłości”, „Słonecznego Brylantu Rumunów”, „Wielkiego Sokoła Górskiego”, „Błękitnego Orła Karpackiego”, „Świetlistego Diademu Rumunii” itd. Mój ulubiony pseudonim tego wielkiego człowieka to „Dunaj Myśli”.

1

A tak mniej politycznie to w cyklu retro jestem z samej definicji zmuszony pisać o tym, co było. Dziś historia pierwszego klubu z bardziej pokojowej strony „Żelaznej kurtyny”, który zdobył Puchar Europy Mistrzów Krajowych. Będzie o roku 1986 i przodownikach socjalistycznej pracy ze Steauy Bukareszt.

Szaro, buro i ponuro
Jeśli za komuny Polska była najweselszym barakiem Układu Warszawskiego, Rumunia musiała być najbardziej ponurym. Wszechobecna bezpieka Securitate i wódz Nicolae Ceaușescu, wysysający krew z narodu niczym hrabia Drakula, tylko że bardziej.

Pamiętam osiedlową wycieczkę do Grecji i plastikowe leje po drodze. To znaczy nie po bombach, taką tam mieli walutę. Bezdomne dzieci na bosaka błagające o „cygarety”… Najlepiej o kenty, bo te były cenniejsze od lei. Bezpańskie psy i wszechobecny zapach moczu. W PRL przynajmniej nie śmierdziało na taką skalę.

Piłkarska liga rumuńska odzwierciedlała ponurą sytuację w kraju. Steaua Bukareszt reprezentowała wojsko, lokalny rywal Dinamo był klubem bezpieki. Z sytuacji w tabeli można było odczytać, która frakcja w łonie partii ma właśnie przewagę.

Dwa bukaresztańskie kluby strzelały rywalom tyle goli, ile potrzebowały; poważne były jedynie bezpośrednie mecze między nimi. Oczywiście na tyle, na ile poważny może być mecz w kraju rządzonym przez „Geniusza Karpat”. W pewnym momencie Steaua nie przegrała 104 meczów ligowych z rzędu, ale umówmy się: sędziowie nie przeszkadzali; jak trzeba było, mecz trwał trochę dłużej.

Aż trzech piłkarzy Dinama zostało w latach 70. i 80. zdobywcami Złotego Buta, trofeum przeznaczonego dla najlepszego strzelca lig europejskich. Rodion Cămătaru, Dorin Mateuț i dwukrotnie Dudu Georgescu. Późno, bo późno, ale w końcu organizatorzy konkursu z francuskiego „L’Equipe” zrozumieli, co jest grane, i w 1991 roku plebiscyt zawiesili. Po paru latach przywrócili go, ale w jakiejś karykaturalnej formie, w której gole z mocniejszych lig są „więcej warte” od tych zdobytych w mniej prestiżowych rozgrywkach.

1

Sewilski antyfutbol
Na arenie międzynarodowej nie było już podpórek. Rok 1986 pokazał, na jak wysokim poziomie stał wówczas rumuński futbol.

Arie Haan, którego Anderlecht został przez Steauę odprawiony 3:0 w półfinale, mówił, że nigdy nie widział drużyny grającej w takim rytmie. A przecież był członkiem legendarnego Ajaksu w połowie lat 70.

Finał, między drużyną z Bukaresztu a Barceloną, nie był dobrą reklamą futbolu, ale nie był też aż taką zbrodnią na nim, jak mecz finałowy Crvenej zvezdy Belgrad z Olympique Marsylia z roku 1991.

Na usprawiedliwienie zachowawczej taktyki rumuńskich piłkarzy można przywołać miejsce rozegrania finału. Była nim hiszpańska Sevilla, czyli dla Steauy było to właściwie spotkanie wyjazdowe. Także bilans wcześniejszych meczów poza domem w PEMK nie napawał optymizmem. Te spotkania przyniosły wygraną, remis i dwie przegrane, mimo że rywalami byli m.in. tacy giganci, jak duńskie Vejle, fińskie Kuusysi czy węgierski Honvéd.

Również późna pora meczu stanowiła problem nie lada dla przybyszy z Rumunii. Ostatnie treningi przed wyjazdem odbyły się nie na macierzystym stadionie Ghencea, ale na Stadionie Narodowym im. 23 Sierpnia, jedynym, który wówczas w Rumunii miał jupitery.

Na zdjęciu niżej pocztówka z rumuńskiej stolicy z tamtego czasu.

1

Na mecz przybył okrągły tysiąc turystów z Rumunii, w tym 200 działaczy sportowych i 800 działaczy Partii Komunistycznej. Mimo że wszyscy pilnowali siebie nawzajem, 40 osób wybrało wolność i zostało w Andaluzji.

Klęska faworyta
Dziwne to wszystko, bo pamiętam finał Pucharu Zdobywców Pucharów, rozegrany w Lyonie w piątek 2 maja 1986 r. pomiędzy Dynamem Kijów a Atlético Madryt, a finału PEMK, rozegranego 7 maja, jakoś sobie nie przypominam. Ten pierwszy mecz mam na DVD, we właściwym czasie podzielę się spostrzeżeniami…

Na spotkanie o Superpuchar Europy w Monaco przyszło 8456 widzów. Rumuni wygrali 1:0 po golu Gherorghe Hagiego.

1986 super cup 50

Wracając do finału w Sewilli – „Blaugrana” była absolutnym faworytem. Miała lepszych piłkarzy, poza tym grała właściwie u siebie. Im dłużej jednak trwał mecz, tym bardziej Barça biła głową w mur, tym bardziej wzrastała frustracja podopiecznych Terry’ego Venablesa. Tamta Barcelona sprężynowała jak napięta brzoza; Bernd Schuster po tym, jak został zmieniony, wyleciał ze stadionu niczym wystrzelony z rakiety.

17 minut przed końcem trener Emmerich Jenei dokonał mistrzowskiej zmiany. W miejsce Luciana Bălana wprowadził 36-letniego Anghela Iordănescu (późniejszy rumuński selekcjoner zwany „Majorem” albo „Generałem”), który oprócz tego meczu nie zagrał w tamtym sezonie ani minuty. Wprowadzenie weterana uspokoiło przebieg meczu, który zakończył się bezbramkowym remisem.

Popatrzmy na serię rzutów karnych, bo wcześniej nie było za bardzo na co.

Mentalnie rozbita i sfrustrowana Barça w rzutach karnych dała najgorszy popis w historii nowoczesnego futbolu. José Alexanco, Ángel Pedraza, Pichi Alonso, Marcos – strzały tych piłkarzy z 11 metrów obronił kolejno bramkarz Helmuth Duckadam. Seria rzutów karnych zakończyło się niecodziennym wynikiem 2:0.

Co było dalej? Rok później obrońcy tytułu dotarli do półfinału PEMK, a jeszcze trochę później w finale tych rozgrywek sromotnie polegli 0:4 z Milanem Arrigo Sacchiego…

Mimo wszystko nie zmieniłbym niczego…
Mecz w Sewilli był dla Helmutha Duckadama ostatnim w barwach Steauy. Oficjalna diagnoza wykazała bardzo groźnego tętniaka w ramieniu piłkarza, które zostało uratowane jedynie dzięki ośmiogodzinnej operacji.

Jednak w roku 1986 mało kto wierzył w oficjalną wersję, przynajmniej w Rumunii. Mówiono, że syn krwawego dyktatora, Nicu, zażądał od bramkarza rękawic, w których bronił w Sewilli, a gdy otrzymał odmowną odpowiedź, kazał Duckadamowi połamać kończyny. Albo że dyktator i jego syn zazdrościli bramkarzowi sławy. Albo że Nicu zażądał Mercedesa, który Duckadam otrzymał od UEFA jako najlepszy piłkarz finału.

Po odzyskaniu wolności, gdy już nie miał się, czego bać, Duckadam zaprzeczał wszystkim fantastycznym historiom. „To najgłupsze plotki, jakie słyszałem w życiu. Ramię bolało mnie długo przed finałem, ale lekkomyślnie nie sprawdzałem przyczyny. Ludzie tak nienawidzili Ceaușescu i jego rodziny, że byli gotowi uwierzyć w najbardziej nieprawdopodobne historie”.

Bohater z Sewilli powrócił do swej rodzinnej wsi, gdzie na własne ryzyko grał dla drugoligowego zespołu, Vagonulu Arad. Przez chwilę znów było o nim głośno, gdy zdobył gola bezpośrednio z rzutu wolnego przy pomocy mocnego wiatru. Próbował różnych biznesów, w tym sklepu z zabawkami dla dzieci, ale bez powodzenia.

Sytuacja materialna zmusiła go do sprzedaży rękawic z Sewilli. Poszły za parę tysięcy euro.
W roku 2003 wydawało się, że jego fatalna passa się skończy, gdy w loterii wizowej wygrał stały pobyt w USA. Rodzina Duckadamów osiedliła się w Phoenix, ale po dwóch latach Helmuth zdecydował się na powrót. „Amerykański styl życia jakoś mi nie pasował”. Za to jego żona Ildiko i córka Brigitte zdecydowały się w Stanach pozostać.

Jak mówi sam bohater, suma szczęścia i pecha równa się zero.

„Gdybym miał przeżyć to wszystko znowu, nie zmieniłbym swego życia nawet o jotę. Tamten finał jest wart tak wiele. Dzięki niemu pozostałem szczęśliwym człowiekiem”.

W 2006 roku Duckadam ujawnił się ponownie przy okazji ćwierćfinału Pucharu UEFA Steaua – Rapid Bukareszt, gdy zeznawał w mediach, że nie było go stać na podróż z jego rodzinnego Aradu do Bukaresztu na mecz.

W końcu zaświeciło dla niego słońce. 25 marca 2008 roku Duckadam został przez rumuńskiego prezydenta odznaczony orderem zasłużonych II klasy za wybitne osiągnięcia z roku 1986. A dwa lata później, 11 sierpnia, były bramkarz został mianowany prezesem Steauy.

1

Maciej Słomiński