Retro. Tottenham Hotspur – Everton 11.X.1958

Wczoraj Tottenham zremisował w Londynie z Evertonem 2:2. Był jednak w przeszłości mecz między tymi drużynami, który przeszedł do historii światowego futbolu. Wsiadamy w wehikuł czasu i cofamy się na White Hart Lane o 55 lat…

Wczorajsze spotkanie między tymi dwoma utytułowanymi klubami można było obejrzeć w TV. Jeśli ktoś nie miał czasu lub nie ma możliwości oglądania meczów Premier League, może dziś przeczytać recenzje, komentarze i czego tylko dusza zapragnie. Ale o historii futbolu (czy jest coś piękniejszego?) dziś już się zapomina. Teraz ważna jest teraźniejszość, Liga Mistrzów. Swoją drogą, jak można było tak spieprzyć Puchar Europy? Liga to przecież nie Puchar. Wg mnie to oksymoron, a UEFA zjada własny ogon (nawet się zrymowało). Chciwość moi drodzy i niepohamowana żądza pieniądza (wybaczcie, ale ponad dekadę mieszkałem w Bogucicach, a jak wiadomo, tylko w Bogucicach rymy rosną na ulicach).
Napisałem, co mi leżało na wątrobie i zostawiam już w spokoju plastikowe i różowe krawaty zarządzających nowoczesnym futbolem…

Do rzeczy, bo szkoda czasu. Postanowiłem poszperać w swoim archiwum i napisać o meczu, jakiego próżno szukać w „naszych czasach”. Będzie też rozdział poświęcony wielkiemu trenerowi, który w tym spotkaniu debiutował na ławce szkoleniowej…

Przed 12. kolejką sezonu 1958/59
W tamtym sezonie, obu ekipom w rozgrywkach o mistrzostwo Anglii nie wiodło się najlepiej. Pisząc wprost – zarówno Tottenhamowi jak i Evertonowi groził spadek z I ligi (wtedy jeszcze nazywanej Division One). Tak wyglądała tabela po 11. kolejce 1958/59:

tabel

Ostatecznie obie ekipy się utrzymały. Everton zakończył sezon na 16. pozycji, Spurs na 18.

Dla porządku napiszę, iż mistrzostwo Anglii zdobył wtedy Wolverhampton, a Puchar Nottingham Forest. Spadek natomiast zanotowały Aston Villa i Portsmouth.

Pogrom, czyli jak Koguty rozdziobały Tofiki
Był 11 października 1958 r. Na White Hart Lane waliły tłumy ludzi, wierzących, że ich ukochany Tottenham pod wodzą legendarnego Billa zacznie w końcu wygrywać. Nie spodziewali się jednak aż takiego scenariusza. Ale po kolei…

18223

Tamto spotkanie przebiegało w zawrotnym tempie, wszak obie drużyny potrzebowały punktów by oddalić się od strefy spadkowej.

Tottenham ruszył z impetem od samego początku i objął prowadzenie już w 2.min po strzale Stokes’a. Goście nie dawali za wygraną i wyrównali osiem minut później po golu Harrisa. Następne pół godziny, to był prawdziwy majstersztyk w wykonaniu gospodarzy. Spurs bezlitośnie punktowali rywali, wykorzystując słabe punkty nieszczelnej tamtego dnia defensywy „Tofików”. Bramki zdobyli jeszcze przed przerwą: Smith (dwie), Robb, Stokes i Medwin.
Zawodnicy schodzili do szatni przy stanie 6:1, a to jeszcze nie był koniec emocji…

Asystentami wszystkich sześciu goli byli dwaj kreujący grę w środku pola zawodnicy – Harmer i Blanchflower.

Harmer został zresztą uznany zawodnikiem tego meczu. Był ulubieńcem publiczności na White Hart Lane. Nazywany przez kibiców i dziennikarzy „Charmer”, czyli „Czarodziej”. Potrafił bowiem z piłką robić niesamowite rzeczy, był świetnie wyszkolony technicznie i przerastał wielu zawodników z tamtego okresu o klasę. Niestety, nie znalazł uznania u selekcjonerów i nigdy nie zagrał w reprezentacji, co wielu ówczesnych angielskich znawców piłki uważało za skandal. Harmer był jednak konfliktowy; przed tym meczem nie grał czterech spotkań z powodu zakazu nałożonego przez zarząd klubu…

Trenerzy kadry tłumaczyli się jednak, że Harmer nie pasuje do ich koncepcji, bo jest… zbyt szczupły i niski.

Na zdjęciu poniżej Harmer (drugi od lewej w dolnym rzędzie), obok niego po prawej stronie Blanchflower, bohaterowie tamtego spotkania:

4037085108_1ecd0bd3ae_o

Wracamy do meczu. Na drugą połowę Everton wyszedł zmotywowany, a zawodnicy mimo wyniku nie zamierzali składać broni (przez szatnię zapewne przeszło tornado).
Od pierwszej minuty drugiej połowy goście zaczęli atakować i to przyniosło efekt w postaci bramki Harrisa. Tottenham był jednak tamtego dnia nie do zatrzymania – chwilę po stracie gola, Smith podwyższył na 7:2. Ósme trafienie dla THFC dołożył z 20 metrów wolejem „Man of the match” Harmer. To był jedyny w karierze gol tego zawodnika zdobyty spoza pola karnego.

Tyrający jak wół Harris skompletował hat-tricka, po czym Smith, chcąc być jeszcze lepszym od napastnika Evertonu, strzelił swojego czwartego gola. Na tablicy widniał wynik 9:3, dobiegała ostatnia minuta meczu, kiedy Collins zdobył gola na otarcie łez dla gości. Tylko jednej bramki brakowało, by wyrównać rekord ligi angielskiej w ilości strzelonych goli w meczu (1892 rok, Aston Villa – Accrington 12:2). Długo nie trzeba było czekać i rekord został wyrównany – gwoździa do trumny Evertonu przybił obrońca Ryden w ostatnich sekundach spotkania. Mecz zakończył się wynikiem 10:4.

Jak się czuł Harris, który zdobył trzy bramki, a jego drużyna przegrała sześcioma? To pozostanie tajemnicą…

Obie drużyny wyszły na tamto spotkanie w następujących składach (w nawiasie ilość bramek strzelonych w omawianym meczu):

Tottenham
John Hollowbread – Peter Baker, Mell Hopkins, John Ryden (1) – Danny Blanchflower, Jim Iley, Terry Medwin (1) – Tommy Harmer (1), Bobby Smith (4), Alfie Stokes (2), George Robb (1)

Everton
Albert Dunlop – Alan Sanders, John Bramwell, Brian Harris – John King, Emlyn Jones, Dave Hickson, Eddie O’Hara – Wally Fielding, Jimmy Harris (3), Bobby Collins (1)

Bill Nicholson
Rano, tuż przed tym niesamowitym meczem z Evertonem, w siedzibie Tottenhamu podano nazwisko nowego menedżera klubu – został nim Bill Nicholson.

5934632586_efb2517340_z

Poprzedni trener, Jimmy Anderson, który prowadził drużynę od roku 1955, podał się do dymisji po nieudanym początku sezonu.

Wolne stanowisko od razu zaproponowano legendzie klubu, ówczesnemu kierownikowi drużyny – Nicholsonowi. Władze wiedziały co robią. Kibice byli niezadowoleni, klub był bliski spadku z ligi, zawodnicy nie grali z zaangażowaniem, słowem, trzeba było człowieka zaufanego, który znał klub od podszewki i spełni oczekiwania fanów.
Bill wydawał się kandydatem idealnym; był uwielbiany przez sympatyków „Kogutów”, grał w klubie na pozycji defensywnego pomocnika przez 17 lat, w tym czasie rozegrał 314 spotkań i zdobył sześć goli.

Debiut przypadł na mecz, który jest tematem dzisiejszego odcinka „Retro”. Trzeba przyznać, że ów debiut wypadł okazale… Pierwszą decyzją nowego trenera, było przywrócenie Harmera do drużyny. Ten odpłacił się trenerowi szczodrze.
Gdy menedżer pogratulował mu po meczu, Harmer odparł – „Trenerze, nie będziemy co tydzień wygrywać po 10:4”…

Historia Nicholsona w Spurs tak się potoczyła, że jest on do dziś uważany za największego trenera w historii klubu z północnego Londynu.

Nicholson był trenerem przez kolejnych 16 lat, zrezygnował z posady w 1974 roku po przegranym finale Pucharu UEFA z Feyenoordem. Jak sam później przyznał, zadecydowały ekscesy chuligańskie (Holendrzy rozkręcili sporą awanturę), a nie przegrana na boisku.

William Edward Nicholson, bo tak brzmiały jego pełne imiona i nazwisko, zdobył w ciągu 16 lat prawie połowę trofeów klasycznych, jakie Tottenham ma w swoim dorobku (11/24). To imponujący wynik, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że klub istnieje już 131 lat!

Pod jego wodzą, Spurs rozegrali 832 mecze, z czego wygrali aż 408.
Tottenham Nicholsona to pierwszy brytyjski klub, który zdobył międzynarodowe trofeum (Puchar Zdobywców Pucharów 1963). Wygrał także batalię o Puchar UEFA w 1972 r. Tym samym ponownie zapisał się w piłkarskich annałach, były to bowiem pierwsze rozgrywki pod tą nazwą (wcześniej Puchar Miast Targowych).

Na krajowym podwórku także wiodło mu się fantastycznie – Mistrzostwo Anglii (1961), trzy Puchary Anglii (1961, 1962, 1967), dwa Puchary Ligi (1971, 1973) i trzykrotnie Tarcza Dobroczynności (1961, 1962, 1967).

Na jego cześć droga dojazdowa do White Hart Lane zwie się Bill Nicholson Way.

Legendarny Bill zmarł w 2004 roku.

Pozwólcie że przypomnę o jego trenerskim debiucie – 11 października 1958, Tottenham Hotspur FC – Everton FC 10:4…

Dariusz Kimla