Seans piłkarski (26). Barcelona ’92

Zgredy jak ja, Maciek Słomiński czy Darek Kimla (panowie się obrażają i idą do TVP) znają ich lepiej niż niektórych członków rodziny.

Mowa o piłkarzach, którzy w 1992 roku zdobyli srebro na IO w Barcelonie.

Stare dzieje, sto lat temu. Piłkarskie stroje, w których można by zmieścić Zdzisława Kręcinę, zabójcze fryzury (tzw. płetwa albo dywan), wąsy, przekonanie, że Dariusz Szpakowski to dobry komentator… Tak, to było naprawdę dawno. Te wspomnienia wracają dzięki filmowi Kuby Polkowskiego „Barcelona ’92”, nadanemu przez Canal Plus w serii „Sport bez fikcji”. To bardzo dobra, choć jednak niespójna robota. Ale: nic, tylko chwalić.

Głównymi bohaterami filmu są: Janusz Wójcik, Grzegorz Mielcarski, Piotr Świerczewski, Tomasz Łapiński, Jerzy Brzęczek i Aleksander Kłak. Coś tam od siebie dodają też Wojciech Kowalczyk i Paweł Janas.

Jak pisałem wyżej, znamy ich jak własne kieszenie. Wygadany Mielcar, wiecznie pobudzony Świr (zabawne jest to, jak słabą pamięć ma były zawodnik Bastii), małomówny Łapa, zdominowany przez Wójta Janosik (nie wiem, czemu, ale lubię tego gościa, Janasa znaczy się), inteligentny i spokojny Papież (czyli Brzęczek), Kowal, któremu nie odbiera przed kamerą rozumu jak w necie.

Niewątpliwym hitem jest scena, w której Wójcik nazywa słynnego napastnika Atlético Madryt, Kiko – „Kaką”. Legendarna futbolowa wiedza Wójta. Fajnie, że to zostało w filmie. Potem były trener przeprasza za pomyłkę, ale, ogólnie rzecz biorąc – cała sytuacja rozpierdala.

quico


Z lewej Piotr „gramy na chaos” Świerczewski. Z prawej Kaká z obciętą głową. Tak naprawdę Kiko, a w ogóle to Quico, bo taki napis na koszulce miał zawodnik Los Colchoneros

Fajnie patrzy się i słucha siedzącej przy stoliku trójki Świerczewski – Łapiński (Łapa pije piwko, więc pełne poparcie, mimo że to Żywiec) – Mielcarski, choć Świr robi wrażenie kolesia, który niekoniecznie ma stały kontakt z bazą. Najważniejsza w filmie Polkowskiego jest jednak inna postać.

Aleksander Kłak. Prosty, ale nie głupi synek opowiada swoją przejmującą historię. Medal olimpijski, ale też alkoholizm, zły charakter, głupie decyzje – wszystko to opowiedziane zwykłymi słowami, ale pełnymi refleksji. W filmie jest scena, w której Kłak klęczy w kościele. Kiedyś wariat, dziś (mam nadzieję, że wciąż tak jest) człowiek mający świadomość błędów, jakie popełnił. Swojej pychy, która sprowadziła go niemal na dno. Wzruszające.

Skąd pojawiający się na początku zarzut niespójności? Nie do końca pasuje mi zestawienie z jednej strony wyluzowanych Świerczewskiego, Mielcarskiego i Łapińskiego, wspominających stare czasy przy piwie i chyba winie, a z drugiej Kłaka, który opowiada, jak dostał w dupę od życia.

A może tak miało być? Tu ludzie sukcesu, eksperci, tam – gościu, który raczej nie bryluje w studiach telewizyjnych. Jeżeli taki był zamiar, by poprzez ten dysonans pokazać różne koleje losów bohaterów igrzysk w Barcelonie, to chyba nie do końca się udało.

No ale dość narzekania, bo to kapitalna, przypominająca stare, dobre czasy telewizyjna robota. Z archiwaliami nie tylko z meczów, ale pokazującymi dawnych bohaterów również prywatnie. Robota z dala od gniotów typu „Kuba Wojewódzki” czy studio mundialowe TVP.

No i tak jak nie lubię Wojciecha Kowalczyka, tak mogę sto razy patrzeć na to, jak cieszy się po golu strzelonym Hiszpanom w finale. Chyba mało kto był kiedykolwiek tak szczęśliwy, jak wtedy Kowal.

Marcin Wandzel