Seans piłkarski (112). Cały ten futbol. Gerard Badía
„Jego nie da się nie lubić” i „Można go albo kochać, albo nienawidzić. Nie ma nic pośrodku” – często słyszymy te dwa frazesy (przy drugim powinno być chyba „niczego”).
Prawda jest taka, że pierwszy opisuje niejednokrotnie kogoś, kogo uważam za palanta, a drugi – osobę, która autentycznie mi zwisa. Nie zmienia to faktu, że trudno nie lubić Gerarda Badíi, o którym reportaż miałem przyjemność obejrzeć.
Rzecz została wyemitowana w Canal+ w serii „Cały ten futbol”. I w przeciwieństwie do ocierającego się o żenadę kawałka o Lukasie Podolskim, jest niezła.
Kim jest Badía, właściwie nie trzeba mówić (kolejny frazes). To Hiszpan, który zostawił trwały ślad w naszej z gruba ciosanej ekstraklasie, dodał jej kolorytu. Jest legendą mistrzowskiego Piasta Gliwice – numer, z którym biegał po boiskach, 21, został zastrzeżony w klubie ze stadionu im. Piotra Wieczorka. No i – last but not least – to świetny gość. Nawet gdyby grał w klubie, którego najbardziej nienawidzisz, o nim nie pomyślisz źle.
Takim też jawi się w reportażu Pawła Grabowskiego, gdy opowiada o swojej Horta de Sant Joan (trochę ponad 1 tys. mieszkańców), do której wrócił po zakończeniu wspaniałej przygody z Piastem. O klubie z Gliwic mówi zresztą z uczuciem, raz nawet ze łzami w oczach. W końcu spędził w nim osiem lat.
Nie ma tu żadnego silenia się na kontrowersję, nie ma też żadnego tzw. piaru. Gerard, gdy opowiada swoją historię, nie szczerzy zębów jak cymbał; jego uśmiech jest naturalny. Pracuje w rodzinnej firmie, wieczorami spotyka się z tymi, za którymi tęsknił przez osiem lat, cieszy się, gdy dostaje zdjęcie gliwiczanina z koszulką z jego nazwiskiem na plecach.
Nie jest to jednak nudziarz, dla którego wszyscy są piękni, wszyscy są mili. Z lekkim niesmakiem opowiada o próbie dołączenia do Gimnàsticu Tarragona, w którym został potraktowany, zdaje się, jak emeryt, który chce przytulić parę euro, nie dając gwarancji, że wciąż wie, do której bramki kopać. Było nie było, facet był gwiazdą ligi z kraju, który jakieś tam futbolowe tradycje ma. Widać jednak dzięki tej historii, jak ceniona jest nasza ekstraklasa w innych krajach…
Z satysfakcją obejrzałem reportaż o zawodniku, który obecnie gra w FC Ascó, klubie z Tercera División RFEF, czyli tak naprawdę – jeśli dobrze czytam hiszpański bajzel – z piątego poziomu rozgrywek.
Wygląda na to, że Gerard Badía Cortés ma udane życie. Co ważne, wygląda też na to, że na takowe zasłużył.
Zauważyłem, że moje ostatnie teksty to pochwała normalności. Najwyraźniej się starzeję.
A do Horty chętnie pojechałbym na wakacje.
Marcin Wandzel