Seans piłkarski (37). Niedziela Barabasza

Małe podobno jest piękne. Krótkie też może być.

On jest bramkarzem lokalnej drużyny… hm, sądząc po warunkach w jakich drużyna gra – dość nisko-ligowej. Na tyle jednak dobrym bramkarzem i z na tyle długim stażem, że miejscowa ludność śpiewa o nim piosenki. Ona jest jego żoną – niezbyt zadowoloną, że tego, że taki stary, a taki głupi, żeby ciągle się ciapać w błocie, gdy w domu remont czeka i inne obowiązki rodzinne. Zjawia się więc na meczu swojego chłopa, staje za jego bramką i podejmuje działania perswazyjno-rozpraszające.

[1972] Niedziela.Barabasza.avi_snapshot_19.24_[2013.03.24_16.26.30]


O co mi chodzi? Ja ci generalnie powiem, o co mi chodzi!

Oczywiście, wszystko kończy się źle. Na wierzch wyłażą wszystkie małżeńskie pretensje i żale. „Bo ja bym chciała, żebyśmy jak ludzie i żeby w niedzielę na telewizję popatrzeć” zderza się z „Miałbym harować jak wół, a potem wskakiwać w ciepłe bambosze i twoją rodzinkę zabawiać? Niedoczekanie!”, a „Na remont nie masz czasu, nie masz czasu dziecka wyjąć z balkonu, które od rana tam utknięte siedzi!” spotyka się z „Jestem wolnym człowiekiem i mam prawo żyć!” Na dodatek zajęty kłótnią Barabasz puszcza dwie bramki, z czego jednej nawet nie zauważył, obrócony tyłem do boiska. Trener ściąga bramkarza z murawy, małżeństwo leży w gruzach, kariera leży w gruzach, ale na wielki dramat nie ma na razie czasu, bo trzeba syna wyjąć z balkonowej barierki. A propos, kto z Was utknął kiedyś w ten sposób między szczeblami balustrady – ręka w górę.
– Pierwszy!

[1972] Niedziela.Barabasza.avi_snapshot_22.44_[2013.03.24_16.30.48]


W dłoni pana Barabasza piłka. Doooo meeeetaaaaaluuuuu

Koncercik aktorski Anny Seniuk i Zdzisława Kuźniara. On jednym grymasem przechodzi między dumą sportowca i dramatem starszego łysego pana, taplającego się błocie, a ona za bramką śmiga od histerii do groteski, od krzyku do szeptu. A widz siedzi i raz rechocze, raz się wzrusza, raz myśli, że to żona ma rację, innym razem, że mąż, a na koniec dociera do niego, że tak naprawdę to nie tylko film i nie tylko o piłce nożnej, i smutnieje obserwując, jak pan Barabasz wypiłowuje syna z balustrady, mamrocząc pod nosem: „Zobaczysz, jeszcze im pokażesz. Pokażesz im na co cię stać”, nie wiadomo, czy bardziej do siebie, czy do syna…

Tło naturszczykowskie – piłkarze naprawdę potrafią w piłkę grać, a publiczność naprawdę z gatunku tych chodzących na mecze. Choć momentami wieje trochę sztucznością: reżyser każe szaleć, publika szaleje wprost propocjonalnie do dniówki, ale nieadekwatnie do sceny, a doping w tle puszczany jest w trybie losowym i zdarza się, że w stuprocentowej sytuacji jest cisza, a przy wykopie bramkarza – aplauz.

Warto? Ba! – trzeba. Tym bardziej, że krótkie.

***

Niedziela Barabasza
1972
Czas: 25 minut
Reżyseria: Janusz Kondratiuk
Scenariusz: Janusz Kondratiuk, Leszek Płażewski (na podstawie opowiadania Leszka Płażewskiego)
Obsada: Zdzisław Kuźniar, Anna Seniuk

Tekst pochodzi z bloga poliszmuwi.blogspot.com

Andrzej Kałwa