Seans piłkarski (42). Paragon gola

Przypomnienie pełnometrażowego filmu, który powstał na bazie książki Adama Bahdaja…

Nakręcił go Stanisław Jędryka, a powieść „Do przerwy 0:1” doczekała się – mniej więcej w tym samym czasie co film fabularny – również serialowego odpowiednika. I jego autorem także był urodzony w Sosnowcu reżyser.

Bohaterem jest tytułowy Paragon (w tej roli Marian Tchórznicki), nastolatek uganiający się za piłką. Wraz z kolegami z podwórka pod szyldem Syrenka rywalizuje z nielubianą formacją sąsiednią, która skupia młodych graczy i nazywa się Huragan. Spory między nimi są na porządku dziennym, a dotyczą dla przykładu trudności w pogodzeniu dzielenia jednego boiska, na którym jedni i drudzy chcieliby trenować do woli. Wszystko kończy się jednak na placu gry, gdzie w bezpośrednim i sportowym już starciu każda ekipa z osobna stara się udowodnić swoją wyższość i pokazać tym samym charakter. Zanim jednak do meczu dojdzie, „gospodarze” muszą postarać się o porządną skórzaną piłkę, bo ta, którą posiadają, zostaje wyśmiana przez zawadiackich przeciwników, na czele których stoi niejaki Królewicz.

Sprawy w swoje ręce bierze więc Paragon, który za namową swojego najlepszego kolegi; bramkarza Perełki, udaje się na trening seniorów. Podaje na nim piłki, wypadające raz po raz za jedną z bramek. Pokusa pozyskania takiej cacy meczówki jest wielka. I tak też w pewnym momencie się staje: elektronowy mózg chowa sprytnie futbolówkę w schowku pod jedną z trybun stadionu. Zwraca tym samym tylko jedną, ale nikt nie jest w stanie się połapać. Chociaż w ślad za skórzaną kulą, która wypada w nieznane, udaje się jeden z biorących udział w treningu dorosłych zawodników Wacław Stefanek (Józef Nalberczak). Pojawia się w okolicach tego miejsca, ale ufa spotkanemu chłopakowi od podawania piłek.

ImagePreview.aspx

Mecz Syrenki z Huraganem kończy się remisem 1:1, lecz w jego trakcie lewoskrzydłowy tych pierwszych wychodzi na krętacza i podpada kolegom z drużyny. Wszystko za sprawą zorganizowanej przez niego piłki, a przede wszystkim – przejeżdżającego w trakcie gry obok na motocyklu Stefanka, który bez trudu rozpoznaje zaginiony przedmiot, gdy ten praktycznie wpada mu w pewnej chwili prosto w ręce…
Paragon wyjaśnia powód ukrycia piłki, ale jego postawa wzmaga w chłopakach niezadowolenie, bo co jak co: nikt raczej nie toleruje kradzieży i kombinatorstwa. Więcej zrozumienia ma dla niego Stefanek, który pozwala mu na odpracowanie czynu. Będzie nim najpewniej wyczyszczenie sprzętu w magazynku klubowym.

Tymczasem szybko każdy zapomina o sprawie piłki, na której legalny zakup młodych adeptów Syrenki nie było stać. Grucha wiadomość doniesiona przez Perełkę, który wyczytał na ostatniej stronie „Sportu” o zbliżającym się turnieju Dzikich Drużyn. Każdy z nich przyjmuje wiadomość radośnie i optymistycznie. Z czasem padają jednak wątpliwości dotyczące ewentualnego poradzenia sobie w tych amatorskich rozgrywkach. Z obozu Huraganu wysuwa się nawet propozycja połączenia sił, ale natychmiast zostaje odrzucona, ponieważ młodzi gracze pochodzący z Syrenki mieliby tworzyć w nowo powstałej drużynie zdecydowaną mniejszość.

Kłopotów ciąg dalszy. W skarbonce Syrenki brakuje pieniędzy na zakup jednolitych strojów i emblematów, które miałyby być na koszulki naszyte. Wszystko spada, jak znów, na blondyna z czupryną – Paragona, skarbnika i jednocześnie czołowego piłkarza Syrenki. Okazuje się, że mama chłopca chciała zadbać o jego odpowiednie okrycie, pożyczając z klaseru zgromadzone środki klubowe…
A rywal nie odpuszcza, bo wie, że utalentowany skrzydłowy mógłby z powodzeniem występować w Huraganie, zwiększając jego siłę. Brat Królewicza Roman (Roman Wilhelmi), imający się podejrzanych zajęć, wysuwa więc pozostającemu w zafrasowaniu Paragonowi propozycję pożyczki w zamian za złożenie podpisu pod kartą zgłoszeń. Trzysta złotych, potrzebne Syrence na sprzęt, udaje się zdobyć – tym samym wyrównując straty.

Co jednak będzie, jeśli czołowy zawodnik będzie musiał zagrać w jednej ze zwaśnionych drużyn? Tego nikt nie potrafi sobie wyobrazić. Pozostającemu w kłopotach, których przybywa o kolejny związany z wypadkiem i hospitalizacją matki – motorniczej z zawodu, Paragonowi na pomoc przychodzi tym razem zabłąkany Rudy Milek. Żyjący z dziadkiem, a raczej z marzeniami o wyjeździe w nieznane Milek wpada na pomysł z handlem, który ma wybawić ostatecznie przynajmniej z jednego kłopotu Paragona…

Pozyskane w ten sposób pieniądze Paragon spłaca podstępnemu Romanowi, czym chociaż na chwilę odzyskuje zaufanie chłopaków z drużyny. Każdy z nich jednak zdaje sobie sprawę z kłopotów, które jak natrętne muchy przylepiają się do niego.

3225-Paragon_gola_3-700x700-watermark

Paragon wreszcie trafia pod opiekę Wacława, który zajmie się chłopakiem do czasu powrotu do zdrowia jego matki (jedynego prawnego i domowego opiekuna). Poza tym zostaje namówiony przez nowego mentora do uczciwej pracy w warsztacie samochodowym, gdzie ma świadczyć rozmaitą pomoc.

I tak też pewnego dnia zostaje w przerwie wysłany po piwo. I napotyka jednego kierowcę, który wcześniej zajechał do warsztatu i prosił o naprawę skrzyni biegów w swoim dostawczaku.
Tuż po wizycie w warsztacie Paragon zauważa, chowając się za filarem z bańką na złocisty trunek w ręku, w barze kierowcę w towarzystwie szemranego Romana oraz sponsora Huraganu – Durczaka. Tym samym chłopak odkrywa ich podejrzane interesy, a dokładnie zamiary przeprowadzenia jednej z nielegalnych transakcji z dostawcą…

Sprawa nabiera kryminalnego wymiaru, a mecze w ramach turnieju Dzikich Drużyn coraz bliżej. Scenariusz stale się powtarza: Paragon, chcąc czy nie chcąc, popada w kłopoty, po czym brawurowo się z nich wydostaje – i tak szczęśliwie gra toczy się do samego końca. Chociaż cena wykaraskania się z nich jest niewątpliwie wysoka i nie można jej bagatelizować w tym miejscu, bo dla młodego chłopaka to istny dramat, kiedy ma w szpitalnym łóżku słuchać jedynie dzięki transmisji radiowej meczu finałowego Syrenki z Polonią…

„Paragon gola” to sympatyczny i może dość „poprawny” film młodzieżowy. Jest widoczny bardzo wyraźnie podział na dobrych i na tych z założenia złych czy zepsutych. Ale jest w nim również cała gama przyzwoitości, ludzkiego i momentami komediowego podejścia do spraw. Poza tym jest to przede wszystkim promocja sportu, rywalizacji fair play, i wspólnoty; koleżeństwa. To kino mające ponad 45 lat, w którym zastosowany został klarowny i optymistyczny scenariusz, jak to w sumie w kinie familijnym. Nie brakuje w nim jednak dynamicznych zwrotów akcji, inteligentnych, dowcipnych i jednocześnie „ciętych” dialogów, chwilowego napięcia i dramaturgii. Zachęcam do jego obejrzenia.

Paweł Król