Seans piłkarski (46). Cristiano Ronaldo: Świat u stóp
Oscar to nie jest, ale zobaczyć można.
Kolejny tekst o Portugalczyku to może nie jest dobry pomysł, ale staram się opisywać wszystkie filmy na temat piłki, jakie mam okazję zobaczyć.
Z obrazu Tary Pirnii, która ma na koncie dokumenty o przychlastach z One Direction, Steve’ie Jobsie czy Lady Gadze, nie dowiadujemy się chyba niczego nowego, choć niektóre zdjęcia czy materiały wideo widziałem po raz pierwszy. CR7 dorastał w biedzie, jego ojciec był alkoholikiem, jako dzieciak nie był lubiany, ale zasuwał, by być wielkim piłkarzem… No i dziś zdobywa kilkadziesiąt bramek w sezonie. Ważną sprawą jest niewątpliwie jego działalność charytatywna. Szacunek.
W „Świecie u stóp” pojawia się tez trochę bzdetów, m.in. jakieś modowe rozważania. Mnie najbardziej rozbawiła obecność astrologa oraz ględzenie o tym, że Ronaldo będzie wielki dopiero wtedy, gdy poprowadzi Portugalię do mistrzostwa świata. Mając takich kolegów do pomocy (wyjąwszy trzech, może czterech), CR7 musiałby chyba zostać zmiksowany z Pelém, Zidane’em i Maradoną, żeby to zrobić. Facet, który w Realu Madryt zdobywa ponad jedną bramkę na mecz, być może będzie wielki.
Mniejsza z tym. Portugalczyk wywołuje czasem takie dyskusje, jakby chodziło o PiS i PO albo imigrantów. Zachciało mi się o nim napisać, bo pamiętam, że sam kiedyś nie trawiłem obecnego zawodnika Realu Madryt. Wkurwiał mnie, mówiąc wprost, i trochę mi wstyd, że przez brak sympatii do zawodnika, deprecjonowałem jego umiejętności. Rozmawiając z ludźmi, raczej nie trafiam na kogoś, kto lubiłby Ronaldo. Podobnie jest z José Mourinho, któremu kibicuję niezależnie od tego, gdzie pracuje. Może tak samo byłoby z CR7? Odruchowo lubię tych, których nienawidzą inni. Najnowsza sympatia? Diego Costa. Pewnie do momentu, gdy Królewscy trafią na Chelsea w Lidze Mistrzów. Zresztą jeśli znajdę chwilę czasu, napiszę coś o swojej futbolowej hipokryzji.
No więc nie lubiłem chłopa, aż nadszedł jakiś mecz Manchester United. Portugalczyk zdobył dwie bramki, dwa razy trafiając chyba zza pola karnego – raz lewą, raz prawą, nie do obrony. Wtedy pomyślałem, że facet jest po prostu genialny, a żel i różowe gacie nie mają w tym przypadku znaczenia. No i jak on wykonywał rzuty wolne, będąc Czerwonym Diabłem… Coś pięknego.
W Manchesterze grał chyba bardziej widowiskowo niż w Madrycie (a może odnoszę takie wrażenie, bo Premier League jest dużo lepiej pokazywana niż Liga BBVA), w którym jest z kolei dużo bardziej skuteczny – skuteczny w sposób właściwie trudny do zrozumienia. W Primera División CR7 zdobył 231 bramek w 204 meczach, wyprzedzając wielkiego Raúla o trzy trafienia. Tyle że Hiszpan potrzebował do osiągnięcia swojego wyczynu 550 spotkań. 322 goli w 305 meczach – to ogólny bilans w oficjalnych grach Królewskich byłego zawodnika Sportingu. Raúl trafił 323 razy, ale w 741 meczach. Tych kilka liczb (dodajmy do tego jeszcze najlepszą średnią bramek na mecz w historii Merengues, największą liczbę hat-tricków…) sprawia, że umiejętności portugalskiego cracka mogą deprecjonować, uważać go za przereklamowanego już tylko… No, powiedzmy, że ludzie złośliwi. Jeżeli porównamy statystyki Cristiano Ronaldo i Lionela Messiego z dawnymi bogami futbolu, to ci wyglądają przy Portugalczyku i Argentyńczyku jak trampkarze wypychani siłą przez rodziców na trening.
Pojawia się argument, że gole Hiszpana, który w Madrycie grał 16 lat, dawały Realowi trofea, a gole Portugalczyka nie dają, Po pierwsze – dają, po drugie – jeśli mniej, niż mogłyby dawać, to akurat wina CR7 jest w tym wypadku najmniejsza. Wystarczy popatrzeć, ile razy zawodnik z Madery trafiał w La Liga czy Lidze Mistrzów, ile razy przeciwko Barcelonie i innym wielkim rywalom. Jednak tym, którzy nienawidzą Portugalczyka oraz januszom futbolu, nie wytłumaczysz.
Cytowałem kiedyś na Slow Foot George’a Besta: „Było paru zawodników, których nazwano «nowym George’em Bestem», ale to pierwszy raz, gdy takie porównanie uznaję za komplement”.
Nic dodać, nic ująć.
I tylko szkoda, że Cris pozwala sobie na takie akcje, jak wywieranie presji na sędziego, by podyktował rzut karny, gdy obrońca odbił piłkę… plecami (vide niedawny mecz przeciwko Szachtarowi w LM). Wiadomo, nie on jeden uważa, że cel uświęca środki. Ale gdy wchodzi się na poziom dla innych nieosiągalny, dobrze byłoby mieć więcej klasy.
Właśnie zdałem sobie sprawę, że mało o filmie w tym tekście. Może akurat tyle, na ile dzieło Pirnii zasługuje. Bo nie jest to „The Class of ‘92”, nie jest to nawet „Mila”. Ale zobaczyć można. I szkoda tylko, że tłumaczenie jest, delikatnie mówiąc, do dupy. Jeżeli nc+ puszcza filmy o piłce nożnej, wypadałoby się nie kompromitować w tej kwestii.
Marcin Wandzel
„Cristiano Ronaldo: Świat u stóp” („Cristiano Ronaldo: World at His Feet”; reż. Tara Pirnia; USA 2014; 54 min.)