Seans piłkarski (51). Ronaldo

Główny grzech filmu o zawodniku Realu Madryt to nuda. Z drugiej strony, jest coś dziwnego w obrazie Anthony’ego Wonke’a, co czyni go niemal interesującym.

Kibicuję Portugalczykowi nie tylko dlatego, że gra w Realu Madryt, ale i z tego powodu, że nienawidzą go różne seby i janusze futbolu. Fakt, potrafi być irytujący, ale postrzeganie go wyłącznie jako buca i egoisty, to uproszczenie. Wystarczy zobaczyć, jak Ronaldo zachowywał się na ostatniej gali FIFA. A już deprecjonowanie umiejętności faceta, który strzelił więcej bramek niż jego tzw. hejterzy popełnili błędów ortograficznych, to zwyczajna głupota.

crpool

Jeżeli chodzi o film, czytałem trzy opinie na jego temat. Jedna autorstwa prawaka, który zapewne na widok minispódniczki woła księdza proboszcza, druga – dziennikarskiego pacana, potrafiącego apelować na Twitterze do zawodnika, żeby się powiesił. Dwie negatywne opinie (o trzeciej będzie niżej) od ludzi, z którymi mentalnie mi nie po drodze, ale i tak nie spodziewałem się wiele dobrego po filmie Wonke’a. No i niestety, nie myliłem się.

Jeżeli dobrze przyjrzymy się biografii CR7, nawet jeśli za „pomoc naukową” posłuży nam opisywane filmidło, zauważymy, że jest ona po prostu ciekawa. Przedwcześnie zmarły ojciec alkoholik, brat mający również problemy z piciem, matka, która chciała usunąć ciążę, nosząc w sobie przyszłego najlepszego piłkarza świata… Dodajmy do tego ego Ronaldo (facet ma swój pomnik i muzeum), kilka jego niezbyt skromnych wypowiedzi, to, że potrafi zaprotestować przeciwko głupocie dziennikarza, kończąc wywiad, pouczać innego w sprawia wymawiania nazwiska „Coentrão”. Dodajmy jego kobiety, nienawiść, z jaką się spotyka… No przecież to jest potencjalny hit niemal na miarę biografii Zlatana.

Niestety „Ronaldo” to emanacja jednej z chorób współczesnego świata – celebrytyzmu. Ronaldo mówi o sobie, Ronaldo je kolację, Ronaldo leży w łóżku z synem, Ronaldo myje zęby (wyobraźcie sobie, że najpierw szoruje je szczoteczką, później płucze usta i wypluwa wodę z pastą do umywalki)… To wygląda jak jakiś „Big Brother”, a nie mamy przecież do czynienia z kimś, kto jest znany wyłącznie z tego, że jest znany, lecz z jednym z najwybitniejszych sportowców w historii.

Ronaldo mówi (nic odkrywczego, ale też nic głupiego), jego matka płacze, Jorge Mendes rozmawia przez telefon, do tego trochę archiwaliów (czasem, trzeba przyznać, ciekawych) – i tyle. Naprawdę, opisywany tu kiedyś „Świat u stóp” wypada przy filmie Wonke’a jak arcydzieła dokumentu Krzysztofa Kieślowskiego. A przecież Brytyjczyk to ceniony, nagradzany twórca. Za film o gwiazdorze z Madrytu też dostał wyróżnienia. Aż się przypomina Alvy Singer, grany przez Woody’ego Allena, załamujący ręce: „Nagrody! Nie robią niczego innego, tylko dają nagrody! Nagroda dla największego faszystowskiego dyktatora, Adolfa Hitlera!”.

crgod

Są w „Ronaldo” dwa ciekawe momenty: gdy jego matka przyznaje się do tego, że chciała usunąć ciążę (Cristiano mówi, że czasem żartuje z tego, pytając: „I co byście mieli teraz beze mnie?”, co świadczy o tym, że nie mamy do czynienia z bezmyślnym kołkiem), a drugi to spotkanie przed Galą Złotej Piłki synka Ronaldo z Leo Messim. Widać, że potencjał jest, a dostaliśmy atrakcję na miarę ciepłego piwa albo przydworcowego hamburgera.

To, co rzuca się w oczy, to fakt, że oprócz matki piłkarza, nie ma w filmie kobiet. A przecież CR7 ma za sobą parę romansów, o których pisały media. Ktoś z rozdętym ego chciałby się chyba tym pochwalić.

Nie ma kobiet i nie wiadomo, kto jest ojcem małego Crisa: sam zawodnik unika odpowiedzi, nie potwierdzając informacji, że to surogatka. Usprawiedliwia, według mnie nie do końca normalną sytuację, stwierdzeniem, że niektóre dzieci nie mają nawet tego. To prawda. Nie zmienia to faktu, że to kontrowersyjna sprawa.

image2

O „Ronaldo” przeczytałem na natemat.pl (Boże, gdzie też człowieka nosi…), że to studium narcyzmu. Mnie się wydaje, że raczej samotności. Wiadomo, jest to samotność milionera, nie bezrobotnego rozwodnika, ale jednak samotność. Główny bohater filmu sprawia wrażenie raczej spiętego gościa, otoczonego blichtrem i nieodstępującymi go na krok bliskimi, ale sprawiającego wrażenie jakby był gdzieś obok. Zresztą sam zawodnik Królewskich mówi, że najlepiej czuje się sam.

I może ten nieudany, choć ładnie zrobiony dokument Anthony’ego Wonke’a więcej mówi (zapewne niechcący) o Cristiano Ronaldo niż to, co mogliśmy usłyszeć do tej pory ze wszystkich stron. W sumie cieszę się, że zmęczyłem go do końca, bo zacząłem do tego dziwnego faceta odczuwać więcej sympatii niż do tej pory.

Może po zakończeniu przez Portugalczyka kariery dostaniemy lepszy film o nim. Ostatnie mecze pokazują, że do tej chwili jest, niestety, bliżej niż dalej.

Marcin Wandzel