Seans piłkarski (52). Skurczybyk

Brazylijski serial już nie cieszy jak kiedyś…

HBO to nie tylko wybitne seriale amerykańskie: „Rodzina Soprano”, „The Wire” czy „Deadwood”, ale i świetne produkcje z innych krajów, by wymienić chociażby polskie „Bez tajemnic”, czeskie „Aż po uszy” bądź rumuńskie „W cieniu”. Niestety w przypadku brazylijskiego „(hdp)” dobrze nie jest.

Tytułowe litery to skrót od „hijo de puta”, czyli naszego „skurwysyna” albo „sukinsyna”. Być może w Brazylii jest to na tyle mało wulgarne, że polskie tłumaczenie – „skurczybyk” – jest w sam raz. Co kraj, to obyczaj. Chyba wszyscy pamiętamy meksykańskich kibiców krzyczących „Puto!”, gdy bramkarz wybijał piłkę. Widzę zresztą, że w VOD serial można obejrzeć jako „(hdp)”, a tak naprawdę oryginalny tytuł to „(fdp)”, czyli portugalskie „filho da puta”. Dlaczego tak jest, skoro w filmie mówią po portugalsku? Nie mam pojęcia.

sob

No dobra, zostawmy te językowe niejasności, które może tylko dla mnie są niejasne.

***

Głównym bohaterem „Skurczybyka” jest sędzia piłkarski (który woli, gdy tytułuje się go mianem arbitra) Juarez Gomes da Silva (w tej roli Eucir de Souza – 45-letni aktor brazylijski, niemający – jeśli wierzyć Wikipedii – wielkiego doświadczenia na małym i dużym ekranie). Juarez komplikuje sobie życie, zdradzając żonę (Cynthia Falabella), a następnie zarażając ją chorobą weneryczną. Ma rozmach, skurwisyn. Dodajmy, że sędzia, który ogłosi wyrok w sprawie prawa do opieki nad synem, jest pracownikiem klubu, którego mecz Juarez ma sędziować – i mamy dobry wstęp.

No i faktycznie, z dość dużą nadzieją zacząłem oglądać trzynastoodcinkowy serial, za którym stoi czterech twórców, których nazwiska i tak chyba u nas nikomu niczego nie powiedzą. Chwilami zalatywał „(hdp)” telenowelą, ale pomyślałem, że taki to już brazylijski sznyt. Fabuła ciekawa, dialogi chwilami udane, chamskie wręcz (Gdy żona głównego bohatera traci pracę, taką mamy rozmowę między jej szefem a nią: – Jesteś doświadczona. Szybko coś znajdziesz. – Tak myślisz? – Nie. Chciałem być miły”), ale wystarcza tego na kilka odcinków. Potem zaczyna wiać nudą, a serial – przez tę swą „telenowelowatość” – zaczyna drażnić, wydaje się nawet głupawy. A może po prostu wczesne odcinki są dobre, a kolejne do dupy?

***

Jest jedna rzecz, dla której warto żyć zobaczyć „Skurczybyka” (ktoś powie, że inna zachęta to Neymar): świetnie zostały w nim pokazane mecze piłkarskie. Zazwyczaj biednie to wygląda w filmach (ja zawsze w takich chwilach mam przed oczami „Besta” z Johnem Lynchem jako przykład spapranej roboty), ale tu boiskowe wydarzenia wyglądają naturalnie.

dscn15663

Widać, że autorzy „Skuczybyka” mieli pomysł na serial. Odcinki podobnie się zaczynają (fantazjami Juareza) i podobnie kończą, więc przypadku w tym niewiele, widać przemyślaną robotę. Ale przy naprawdę dobrych serialach HBO „Skurczybyk” wypada jak Juarez przy Tonym Soprano.

Gdyby nakręcili drugi sezon, raczej bym go nie zmęczył. Biorąc pod uwagę fakt, że pierwszy ma już cztery lata, na kontynuację nie zanosi się.

Marcin Wandzel