Seans piłkarski (61). Mecze o polskość

Ucieszyłem się na ten film. Niestety, gdybym musiał określić go jednym słowem, byłoby to słowo „chaotyczny”. I to wyłącznie przez grzeczność.

Ucieszyłem się, bowiem mieszkam od urodzenia na Śląsku, a pewnie nie wiem tyle o tutejszej piłce, ile powinienem. Może przez lenistwo, może przez to, że mam tak wybitną pamięć do dat i faktów historycznych, że czasem zastanawiam się, w którym roku odbyła się Bitwa pod Grunwaldem.

clipboard02

Śląsk to specyficzna kraina. Miejsce, które często działa mi na nerwy, ale gdy krytykuje je ktoś z zewnątrz, z miejsca rodzi się we mnie agresja.

Jak wygląda dziś śląski futbol? Wystarczy sprawdzić, kiedy po raz ostatni klub stąd zdobył mistrzostwo Polski. Blisko był Piast w ubiegłym sezonie, ale to był raczej wybryk na miarę – zachowując proporcje – Leicester City. Dziś drużyna z Gliwic dołuje.

Kiedyś – dowiadujemy się tego zresztą z „Meczów o polskość” – Stadion Śląski nosił miano „narodowego”. Całkiem niedawno jeździłem na mecze reprezentacji do Chorzowa. Ten z Kolumbią, gdy strasznie lało i Tomasz Kuszczak dał się pokonać bramkarzowi rywali, albo niezapomniane 2:1 z Portugalią. Niedawno jak niedawno – to był 2006 rok. Potem mogliśmy poczytać głównie o przekrętach finansowych dotyczących modernizacji stadionu. Ponoć ma zostać otwarty w połowie przyszłego roku. 60 tysięcy luda, finał Ligi Mistrzów… Oby.

***

Wracając do ad remu. „Dokument Leszka Staronia opowiada historię relacji piłki nożnej i polityki na Górnym Śląsku w okresie międzywojennym” – czytam na stronie Planete+. Temat arcyciekawy, bowiem w tle pojawiają się powstania śląskie, plebiscyt, w którym mieszkańcy Śląska mieli określić się, czy chcą należeć do Polski, czy Niemiec, postać Wojciecha Korfantego, pierwsze kluby śląskie, pierwsze czasopismo sportowe z tego regionu… Jest o czym opowiadać.

W rolę narratora wciela się znany propagator śląskiej piłki – Paweł Czado. Robi to nie najgorzej, choć raczej trudno powiedzieć, by miał w sobie dar nawijki przykuwający do ekranu. No i nie powinien dziennikarz „Gazety Wyborczej” bawić się w Tomasza Hajtę. To, po czym biegają piłkarze, to nie jest, panie Pawle, „bojsko”.

Gdybyśmy w filmie mieli do czynienia wyłącznie z Czadą (ewentualnie z innymi gadającymi głowami) i z archiwalnymi zdjęciami, te 25 minut minęłoby pewnie niczym 25 sekund, i może chciałoby się więcej.

clipboard05

Ale w filmie, choć trwa jedyne 25 minut, zmieszczono – obok wymienionych atrakcji – także… fabularne wstawki; średnio udane zresztą. To jest choroba dzisiejszych dokumentów: żeby było bardziej atrakcyjnie, kręcimy sceny filmowe. W końcu kto wytrzymałby jakiegoś okularnika, nawijającego przez pół godziny. Być może są fani takich dokumentów, ja je raczej omijam z daleka. Facet nawija, do tego archiwalia – tyle wystarczy.

„Mecze o polskość” obejrzałem w całości, pewnie dałbym radę nawet wtedy, gdyby trwały półtorej godziny. Niestety, przed ekranem zatrzymała mnie właściwie tylko tematyka filmu, nie to, jak został zrobiony. Chaotyczny obraz Staronia wniósł o wiele mniej niż powinien do mojej wiedzy o śląskiej piłce. I problemem nie jest w tym wypadku wyłącznie moja fatalna pamięć do dat.

Intencje słuszne, tylko efekt ciulaty.

***

Poniżej nie film Leszka Staronia, lecz reportaż dokumentujący jego pokaz.

„Mecze o polskość” (reż. Leszek Staroń; Polska 2012; 35 min.)

Kolejna emisja: Planete+, wtorek, 4 października, 02:15.

Marcin Wandzel