Seans piłkarski (64). Historia moich sukcesów: sir Alex Ferguson

Gdy wpływowy człowiek umiera bądź udaje się na emeryturę, słyszymy zazwyczaj: „To koniec pewnej epoki”.

Powiedzieć, że to stwierdzenie w przypadku sir Aleksa Fergusona jest w stu procentach uprawnione, to nic nie powiedzieć. SAF, którego wciąż widujemy na Old Trafford – ale na trybunach, nie przy ławce trenerskiej – to najważniejsza postać w historii Premier League.

***

Jakiś czas temu pisałem o dokumencie „Gascoigne”, emitowanym przez Planete+, który został ewidentnie skrócony. Film „Historia moich sukcesów: sir Alex Ferguson” (2015) też został w ten sposób potraktowany przez BBC Brit, i to mało subtelnie. Widać wyraźnie w pewnym momencie, że kolejna scena, pojawiająca się po agitkach na rzecz proszków do prania bądź banków, jest urwana. Szkoda gadać. Na dodatek mamy w „Historii moich sukcesów” taki kwiatek, jak stwierdzenie, że Aberdeen Fergusona pokonał Real Madryt w finale Pucharu Europy.

***

Sir Alex Ferguson potrafił zarządzać ludźmi w sposób wybitny (nieformalnie doradzał nawet Tony’emu Blairowi, swoją drogą – najnudniejszej osobie w filmie). Nie dziwi więc, że widzimy byłego trenera MU w Harvard Business School, gdy opowiada studentom – na poważnie i z humorem – na temat swej pracy.

Szkot nie był zwykłym trenerem. Świadczy o tym, chociażby to, że podczas treningu nakazywał zawodnikom obserwować… klucz gęsi – jako przykład dążenia wszystkich członków grupy w jednym kierunku. A skąd zdjęcie główne do tego tekstu, „Lunch atop a Skyscraper” autorstwa Charlesa C. Ebbetsa? Ta ikoniczna, choć zapewne aranżowana (słowo „iconic” brzmi dobrze, polskie tłumaczenie – średnio) fotografia przedstawia robotników jedzących posiłek na wysokości 69. piętra wieżowca RCA Building w Nowym Jorku. Ferguson pokazał ją swoim podopiecznym, chcąc uświadomić, czym jest zespół.

***

Wydawało się mi, że nawet Emma Thompson ma coś do powiedzenia na temat Szkota, ale okazało się, że to prof. Anita Elberse. Są ujęcia, w których przypomina słynną aktorkę.

Oprócz niej ciekawie o Fergusonie opowiadają jego byli podopieczni: Ryan Giggs, Rio Ferdinand czy Cristiano Ronaldo (kumaci goście swoją drogą). Gwiazdy, którymi kierował SAF, mówią, że kochali szefa, ale też bali się go. Trzeba przyznać, że zarządzanie Fergusona było kontrowersyjne: napady furii (słynna „suszarka” – termin wymyślony ponoć przez Marka Hughesa), wyrzucanie w minutę osiem graczy z klubu (by wspomnieć choćby casus Roya Keane’a)… Wspomniana Elberse, choć podziwia Fergusona i uważa za najlepszego menedżera w historii, zwraca uwagę na to, że w biznesie takie zachowanie raczej by nie przeszło. Nie byłbym taki pewien.

***

Miłość i strach czyli to, co odczuwali do Szkota jego podopieczni – trudno połączyć jedno z drugim przy zachowaniu normalnej, nie toksycznej relacji. Biorąc pod uwagę fakt, że zawodnicy, którzy mieli na pieńku ze Szkotem, dalej uważają go za bossa, więcej – niemal za ojca (Cristiano nazywa go zresztą „piłkarskim ojcem”), i ciepło o nim mówią – jednak możliwa. Przypomina się mi film o Davidzie Beckhamie, w którym były pomocnik MU, nie mogąc się doczekać spotkania z Fergusonem, z uśmiechem mówił, że boss wciąż go trochę przeraża.

SAF potrafił poszczególne jednostki traktować w sposób wyjątkowy. Koledzy Érica Cantony byli wściekli, bowiem Francuzowi pozwalał na więcej. Ferguson mówi jasno: Cantona był po prostu inny niż reszta. Również Cristiano Ronaldo otoczony był szczególną opieką. Jego trener wiedział, że trafił mu się ktoś, kto w przyszłości prawdopodobnie będzie najlepszym piłkarzem świata.

Dobrze słucha się José Mourinho (w filmie jeszcze trenera Chelsea), mówiącego o sekrecie, który powierzył mu starszy kolega po fachu. No właśnie. Następcy Fergusona, David Moyes i Louis van Gaal, nie spełnili, delikatnie mówiąc, oczekiwań. Mou zaczął kiepsko, ale teraz może się pochwalić szesnastoma meczami nieprzegranymi z rzędu. Może wreszcie pojawił się ktoś, kto potrafi zarządzać dwudziestokrotnym mistrzem Anglii. Inna sprawa, że klimat starych czasów, drużyny opartej na „the Class of ‘92”, jest nie do powtórzenia.

**

Najważniejsza lekcja z filmu? Udzielił jej MU Bayernowi w Barcelonie, gdy w ostatnich minutach zabrał monachijczykom zwycięstwo: nie ma różnicy, czy trafiasz do siatki w 25. czy w 95. minucie meczu. Najbardziej pojętnym uczniem sir Aleksa Fergusona jest dziś niewątpliwie Zinédine Zidane (zapomnijmy o ostatnim meczu z Sevillą).

Przyjemnie się pisze o Fergusonie, ale nie zmienia to faktu, że „Sir Alex Ferguson: Secrets of Success” to rzecz przeciętna (a wersja, którą widziałem, została też najwyraźniej obcięta). Autorzy filmu chcą złapać kilka srok za ogon, a SAF zasługuje na więcej. Przydałby się dłuższy obraz o wybitnym menedżerze bądź też mniej skaczący po tematach. Z „Fergie time”. Niech główny bohater zdecyduje, kiedy ma być koniec.

Marcin Wandzel