Seans piłkarski (84). Fever Pitch

Dwoje nauczycieli i gdzieś pośrodku nich piłka nożna.

Film, znany głównie w Polsce jako „Miłość kibica”, został nakręcony na motywach książki „Futbolowa gorączka”, której autorem jest Nick Hornby. Już na wstępie przyznam, że nie czytałem literackiego pierwowzoru. Za to, całkiem niedawno, miałem okazję popatrzeć na wersję ekranową.

Paul Ashworth jest nauczycielem angielskiego w szkole średniej. Dodatkowo udziela się również jako trener szkolnej drużyny piłkarskiej. Ma raczej dobry kontakt z uczniami i ich rodzicami. Równolegle swoje lekcje prowadzi Sarah Hughes. Tych dwoje dzieli sporo w samym podejściu do nauczania młodzieży. On jest bardziej zdystansowany, nienapięty w swej misji pedagogicznej, ona – stawiająca w pierwszej kolejności na zimny profesjonalizm.

Pewnego deszczowego dnia poznają się bliżej, kiedy jedna strona proponuje drugiej podwiezienie po zebraniu do domu. Tak w dużym skrócie zaczyna rozwijać się ta znajomość.

Problemem jest jego długoletnia sympatia do Arsenalu, o której ona – zresztą już wcześniej – wiedziała. W jej rozumowaniu nie jest on do końca poważną osobą, skoro przeżywa każdą sprawę związaną z Kanonierami jak dziecko.

Koniec lat 80., w których osadzona jest główna akcja filmu, przerywany jest retrospekcjami z dzieciństwa Paula. Widać na nich, jak doszło do zaskarbienia w nim fascynacji do chodzenia na mecze i kibicowania. A na te zaczął zabierać go ojciec, którego w domu na co dzień nie było (przyjeżdżał tylko gościnnie spoza Anglii). To on zabrał chłopaka w 1968 roku na mecz Arsenal – Stoke City. Później wszystko potoczyło się, jeśli idzie o ten kierunek, czyli posiadanie w życiu wielkiego hobby, efektem kuli śnieżnej. Świat był odmierzany od meczu do meczu, od początku sezonu do jego końca.

Linię dramaturgiczną w „Fever Pitch” stanowi niejako finisz First Division z sezonu 1988/1989. Właśnie w tym okresie nauczycielska dwójka tworzy nieformalny związek. Zaostrzają się wówczas między nimi różnice zdań: dochodzi do napięć i kłótni, bo George Graham w spódnicy – jak nazywa Paul swoją drugą sympatię – niezupełnie potrafi odciągnąć uwagę nauczyciela od kolejnego, jakże ważnego meczu ukochanego klubu, który ma realną szansę na zdobycie mistrzostwa Anglii, na które czeka 18 lat (poprzednie przydarzyło się w 1971 r.). Aby to osiągnąć, Arsenal musi jednak w ostatniej kolejce pokonać na wyjeździe Liverpool dwoma bramkami. To jest kulminacyjny punkt filmu. Bohater ma sporo zrozumieć, dzięki tym wszystkim przeżyciom zachodzącym wokół niego, i zacząć traktować życie z większą powagą…

Filmowa wersja książki Hornby’ego nie jest żadną skomplikowaną analizą relacji. Może w kilku miejscach przydałoby się za to większej dawki charyzmy czy też charakteru, ale źle w mojej ocenia nie wypada.

Jeśli ktoś chce zobaczyć nauczyciela, dla którego poezja Byrona gdzieś się plącze i urywa, a ważniejszy jest dlań powrót do składu Alana Smitha, to lepiej nie mógłby trafić. Gdy dołączymy do tego związku pragmatyczną kobietę, która może i nie znajduje pełnego zrozumienia dla pasji bohatera, za to obdarza go uczuciem, na pewno nie powstanie z tego coś na wzór utartego w swoim czasie okrzyku Boring, Boring Arsenal.

Osobne uznanie znajduje dla mnie zawarty w filmie humor, bez którego Brytyjczycy nie byliby sobą. Takie słowa, jak te – Chyba powinienem poszukać sobie innego klubu do kibicowania, np. Orientu (Leyton), który nigdy nie wygrywa – są bezcenne.

Paweł Król