Siódemka

To jest, kurcze, prawdziwy slow foot! Tekst miał się ukazać ponad tydzień temu…

***

– Znowu o tym Realu? – No. Ale Powód jest wyjątkowy.

Raúl González Blanco zagrał swój zapewne ostatni mecz w barwach Realu Madryt (22 sierpnia, 5:0 z Al-Sadd w meczu o Trofeo Santiago Bernabéu).

Pamiętam, jak mój Tata, w związku z tym, ze Raúl urodził się dzień przede mną, powiedział kiedyś pół żartem: „Zobacz, gdzie jest on, a gdzie ty”. No właśnie, chudy, krzywonogi piłkarz był najpierw cudownym dzieckiem, a potem jednym z najlepszych piłkarzy Realu Madryt, trzykrotnym zdobywcą Pucharu Europy, wzorem dla wielu młodych piłkarzy, a nawet ideałem faceta. Czy też zięcia. Wszystko szło niesamowicie szybko.

Zadebiutował w Realu Madryt jako nastolatek, sadzając na ławie Emilio Butragueño. Szybko, choć zbyt późno, bowiem nie postawił na niego Javier Clemente podczas Euro ’96, trafił do reprezentacji Hiszpanii. Gdy „Wyborcza” wybierała „kociaka mundialu” (czy jakoś tak), to jakaś pani pisała, że Raúl to nawet nie pluje na murawę. W ogóle – powtórzmy – uznawano go za chodzący ideał. Co prawda jeden z najlepszych zawodników w historii Królewskich nie był Gutim ani Anelką, ale nie róbmy z niego nudziarza pokroju Iniesty.

Jako nastolatek potrafił żalić się, że Capello wystawia go nie tam, gdzie trzeba. Umiał przydzwonić łokciem w szczękę Thomasa Linke, gdy Real walczył na noże z Bayernem w Lidze Mistrzów. Odbierając zwycięstwo Barcelonie na Camp Nou, uciszył stadion słynnym gestem.

raul silencio

Lubił postrzelać do zwierząt (ach, ta maczystowska Hiszpania ze swą corridą itp.). Nie odpuścił ponoć klubowi ani jednego euro. Grał jednak wspaniale, i to było najważniejsze. Jego podcinki, lobiki przeszły do historii futbolu.

Dlaczego nigdy nie wygrał Złotej Piłki? Po pierwsze, PR miał słaby. Po drugie, miał takiego pecha, że gdy Real Madryt wygrywał Ligę Mistrzów (1998, 2000, 2002), to akurat odbywały się wtedy albo mistrzostwa Europy, albo świata. A tam Hiszpanie i Raúl zawodzili.

W pewnym momencie zaczął grać słabiej. Aż w końcu Manuel Pellegrini, który raczej nie wygląda na gościa potrafiącego rzucić w leniącego się zawodnika bidonem, posadził go na ławie. W Schalke 04 (dziwna sprawa: El Siete poza Madrytem) Hiszpan pokazał, że wciąż umie grać na wysokim poziomie. W minutę osiem został legendą klubu z Veltins-Arena. A teraz godnie pożegnano go w Madrycie. Po raz ostatni trafił do siatki dla drużyny swego życia w meczu o Trofeo Santiago Bernabéu, grając w pierwszej połowie przeciwko swej aktualnej ekipie, Al-Sadd z Kataru (5:0), a w drugiej – u przegranych. Jeśli ktoś ma ochotę obejrzeć zdjęcia, te są dostępne chociażby na as.com i realmadrid.com.

Piękna feta, na którą pofatygował się również król Juan Carlos I, co zdziwiło głównego bohatera. A może tylko trochę kokietował. Przecież wie, ile znaczy dla kibiców Realu Madryt. Jaką jest legendą.

***

„Dlaczego nie można zatrzymać upływu czasu (i znaleźć dobrego hotelu w centrum New Jersey)?” – pytał (tak albo podobnie) Woody Allen w jednym ze swoich genialnie absurdalnych (albo absurdalnie genialnych) opowiadań. No właśnie, wczoraj 17-latek, który wchodzi do najtrudniejszego klubu świata, a dziś facet pod czterdziestkę fetowany jak król również przez króla.

Pewnie zabrzmi to jak wyznanie zjełczałego zgreda, ale dziś nie ma już takich piłkarzy. Może dlatego, że można ich śledzić na Facebooku, Twitterze czy gdzie tam jeszcze – tracą aurę niedostępności. Może dlatego nie wydają się mi wyjątkowi, bo robią sobie fotki z rąsi, a nawet wklejają na fejsa swoje gacie. Kiedyś łapało się różne newsy: że Peđa Mijatović relaksuje się, grając na pianinie, a ulubionym filmem Davora Šukera jest „Kasyno”. Dziś wiemy, co piłkarz zjadł na śniadanie, i jakiej piosenki słuchał, gdy golił nogi.

Może cały futbol stał się czymś bardziej trywialnym. Przestał być świętem, skoro nawet finał Pucharu Europy został przeniesiony na sobotę.

W trakcie pożegnania na Santiago Bernabéu Raúl przekazał koszulkę innej siódemce, Cristiano Ronaldo. Genialny Portugalczyk, by zbliżyć się do legendy El Siete, musi przynajmniej poprowadzić Real do Décimy. Futbol jednak z tego powodu nie stanie się bardziej romantyczny.

Pokaże to 200 kamer. Oby wtedy zawodnik nie musiał czekać z rzuceniem piłki z autu aż skończy się reklama.

***

Czytając to, co powyżej, mam wrażenie, że nie dość, że ten tekst jest spóźniony, to jeszcze najgorszy, jaki napisałem. Chyba po prostu nie umiem pisać o Raulú bez emocji. Niech będzie. W końcu za te wszystkie wzruszenia jestem mu coś winny.

Marcin Wandzel