Transferowa fantazja po białostocku

Chilijczyk z palestyńskim obywatelstwem, Koreańczyk, Kolumbijczyk, Albańczyk, a nawet były reprezentant Niemiec – jakimi kryteriami kierują się działacze Jagiellonii Białystok kupując obcokrajowców do klubu?

„Duma Podlasia” powróciła do ekstraklasy w 2007 roku. Wówczas białostocczanie bazowali na polskich piłkarzach, obcokrajowcy w postaci Chilijczyka (niedawno otrzymał palestyński paszport) Alexisa Norambueny, Serba Vuka Sotirovicia oraz trzech Brazylijczyków: Rodneia, Evertona i Bruno Coutinho byli jedynie cennym uzupełnieniem składu. Rodnei prezentował się na tyle korzystnie, że kupiła go berlińska Hertha.

W trwającym okienku transferowym Jagiellonia zakontraktowała trzech graczy. Cała trójka to obcokrajowcy: 28-letni Fin Joel Perovuo, trzy lata młodszy Szwed Sebastian Rajalakso oraz 21-letni Łotysz Roberts Savalnieks. Blisko klubu jest jeszcze Białorusin Jegor Zubowicz. Jedynym polskim rodzynkiem w transferowym cieście „Jagi” jest Seweryn Michalski, który ostatnio trwonił talent grzejąc ławę w belgijskim Mechelen. Swoją drogą Skandynawia to dość ciekawy – jak na Jagiellonię – rejon poszukiwań piłkarzy.

Z racji położenia geograficznego naturalnym wydawałoby się penetrowanie przez „Jagę” rynku litewskiego, białoruskiego, a w dalszej kolejności łotewskiego czy nawet estońskiego. Dla graczy z tych lig Białystok powinien być pierwszym przystankiem w drodze na zachód, bądź… wschód Europy.

Szwed i Fin w barwach Jagiellonii zapewne będą traktowani przez miejscowych kibiców jako swego rodzaju ciekawostka. Wydaje mi się jednak, że bliższa koszula ciału i kibice w stolicy Podlasia woleliby w barwach swojego ukochanego klubu oglądać chłopaków wychowanych w Wasilkowie, Siemiatyczach, Mońkach, Hajnówce czy Sobótce. Cóż, jak się nie ma, co się lubi, to trzeba lubić, co się ma…

kim jagiellonia

Szeroki wachlarz
W sezonie 2008/09 do Białegostoku zawitali kolejni cudzoziemcy – Brazylijczycy Thiago Cionek i Hermes, Peruwiańczyk Michael Guevara, Słowak Pavol Stano, Czech Tomas Pesir oraz przedstawiciele Półwyspu Bałkańskiego: Czarnogórzec Damir Kojasević i Bośniak Ensar Arifović.

Cionek grał na tyle dobrze, że wspominano o jego polskich przodkach i promowano do reprezentacji Polski. Stano to do dziś czołowy ligowy obrońca, niezłe mecze miewał szybki Kojasević. Hermes to swego rodzaju ewenement – do Polski ściągnął go Franciszek Smuda, zadebiutował w ekstraklasie w wieku 28 lat. Brazylijczyk nad Wisłą przebywa już dwunasty rok, przesiąkł polskim piekiełkiem na tyle, że uwikłał się w aferę korupcyjną. 39-letni dziś Hermes wybiega w podstawowym składzie bydgoskiego Zawiszy… Za słabi na ekstraklasę okazali się Pesir, Guevara i Arifović, który wcześniej wyrobił sobie markę niezłego napastnika.

Z kolejnym sezonem, zakończonym zdobyciem przez białostocczan Pucharu Polski, wachlarz krajów, z których przyjeżdżali piłkarze jeszcze się rozszerzył. A zatem w barwach Jagiellonii oglądaliśmy Amerykanina Neila Hlavatego (ledwie dwa mecze w ekstraklasie), Marokańczyka El Mehdi Sidqy, Kolumbijczyka Gustavo Adolfo (jeden mecz), a także eksreprezentanta Niemiec (jeden występ w kadrze) Marco Reicha. Były gracz Werderu Brema i FC Kaiserslautern wystąpił w piętnastu meczach i zdobył dwa gole. Tak Reich strzelał w zachodnich ligach:

Kompletnym nieporozumieniem okazały się transfery Brazylijczyków – sprowadzony z białoruskiego Niemna Grodno Maycon nie zdobył ani jednej bramki, zaś Daniel Henz był zbyt słaby i nie zagrał w ekstraklasie ani minuty. Na przeciwnym biegunie znaleźli się Litwin Andrius Skerla (swego czasu podstawowy stoper PSV Eindhoven) i kolejny Czarnogórzec Mladen Kascelan. Obaj okazali się solidnymi ligowcami.

Zakochani w Czarnogórcach i Gruzinach
Sezon 2010/11 zakończył się największym ligowym sukcesem w dziejach „Dumy Podlasia”. Pod wodzą Michała Probierza klub z Białegostoku wywalczył 4. miejsce w Orange Ekstraklasie (tak wówczas nazywała się polska liga). Probierz nie wyobrażał sobie defensywy bez wspomnianego Skerli (grał we wszystkich 30 spotkaniach) i Norambueny (27 meczów), rzadziej grał Cionek (21 spotkań) a czołową postacią środka drugiej linii był Hermes (28 meczów), któremu dzielnie sekundował Kascelan (22 spotkania). Szesnaście razy na murawę wybiegał Litwin Tadas Kijanskas, w piętnastu meczach zagrał Kameruńczyk Franck Essomba, a w dwunastu Czarogórzec Ermin Seratlić. Jego rodak Luka Pejović zanotował 11 występów. Marginalną rolę w zespole Jago odgrywali Ormianin Robert Arzumanjan, Sotirović i Sidqy. Zawodnik z Zimbabwe Ndabenkulu Ncube pojawił się na boisku w jednym meczu, a nawet minuty nie zagrał Maycon. Brazylijczyk to z pewnością największe rozczarowanie transferowe Probierza.

W kolejnych rozgrywkach w barwach „Jagi” zaprezentowali się Gruzini: Nika Dzalamidze i Merab Gigauri. Ten pierwszy jednak nie grał tak dobrze jak w łódzkim Widzewie – w jedenastu występach nie zdobył ani jednej bramki. Za to strzelał w następnych rozgrywkach, w meczu ze swoim byłym klubem trafił dwukrotnie:

Z kolei Gigauri ledwie trzy razy podniósł się z ławki rezerwowych i wystąpił w ligowym meczu.

Frakcję „czarnogórską” w ekipie z Białegostoku stanowili wspomniani już Seratlić i Pejović, wsparci przez Marko Cetkovicia. Ten ostatni, gdy odszedł z Białegostoku zaczął otrzymywać regularne powołania do czarnogórskiej kadry. Ponadto podstawowymi obrońcami byli Cionek i Norambuena, w pomocy grywał Hermes, zaś śladowe ilości spotkań rozegrali wspomniani już Arzumanjan, Maycon oraz Sidqy. Nowymi „stranieri” w barwach Jagiellonii byli Słowak Vladimir Kukol i Kolumbijczyk Roger Canas, który tylko pięć razy zagrał w Młodej Ekstraklasie. Do „Jagi” dołączył też chorwacki obrońca Luka Gusić, regularnie krytykowany przez wszelkiej maści ekspertów. Faktem jest, że Chorwat popełniał katastrofalne błędy.

Egzotyka w środku pola
Przed sezonem 2012/13 do stolicy Podlasia zawitało dwóch kolejnych obcokrajowców. Defensywę mieli wzmocnić Czech Lubos Hanzel oraz Nigeryjczyk z włoskim paszportem Ugochukwu Ukah, który w ówczesnym okienku transferowym rozwiązał umowę z łódzkim Widzewem.

Hanzel okazał się transferowym nieporozumieniem, podobnie jak nadal kaleczący w defensywie Gusić. Z kolei Ukah nie zbawił białostockiej obrony, dobre mecze przeplatając ze słabymi. Po jedenastu spotkaniach podziękowano Pejoviciowi, zaś jeszcze w letnim okienku transferowym do włoskiej Padovy odszedł Cionek. W obronie najpewniejszym punktem był znów Norambuena.

W drugiej linii „Jagi” zawodził nękany kontuzjami Dzalamidze. Podczas zimowej przerwy w Białymstoku postawiono na egzotykę. Ściągnięty z trzeciej ligi hiszpańskiej Dani Quintana okazał się świetnym – jak na polską przaśną ekstraklasę – technikiem i wartościowym wzmocnieniem.

W stolicy Podlasia nie poradził sobie kreowany, przez ówczesnego opiekuna białostocczan Tomasza Hajtę, na lidera drugiej linii Koreańczyk Kim Min-kyun. Różnice kulturowe i kłopoty aklimatyzacyjne spowodowały, że wystąpił jedynie w pięciu ligowych spotkaniach.

Poszukiwanie następców
Jagiellonia nie różni się niczym od reszty klubów naszej ekstraklasy, jeśli chodzi o newralgiczne pozycje. Działacze „Jagi” nadal poszukiwali lewego obrońcy i skutecznego napastnika, mającego zastąpić wieszającego buty na kołku Tomasza Frankowskiego. Miejsce na boku defensywy zajął Gruzin Georgi Popchadze. Niestety, podobnie jak całe tabuny obcokrajowców przewijających się przez naszą ligę, ciężko zapamiętać choćby pół jego wybitnego meczu. Niezłym transferem okazał się Słowak Martin Baran, coraz pewniej radzący sobie w białostockiej defensywie.

Na początku bieżących rozgrywek wydawało się, że strzałem w dziesiątkę było pozyskanie Albańczyka Bekima Balaja, który zdobył sześć goli, zapewniając Jagiellonii kilka cennych punktów. Niestety, później albańska strzelba zacięła się i Balaj znalazł się w cieniu Mateusza Piątkowskiego. Czy odnajdzie się wiosną i kolejnymi bramkami zapracuje na transfer definitywny do Białegostoku?

Grzegorz Ziarkowski