Trzi Rogi Elwer (22). Horni Sucha – Vernovice

Sobota godzina 5:15.
Czas wyruszać w drogę.

Niestety, jeszcze nie tam, gdzie by się chciało.
Przede mną 8 godzin w pracy.

Po takim sobotnim poranku, nie bardzo chce się czegokolwiek. A już tym bardziej wsiadać do samochodu i jechać w jakąś dalszą trasę, na mecz.

Trzeba było wyszukać coś fajnego i niedalekiego.
Łatwo powiedzieć.
Niestety, na większości boisk, które by się „łapały” byłem już po wiele razy.

Brak pomysłu dokąd wyruszyć.

W poprzedni weekend byłem na meczu w Stonawie.
Po drodze mijałem miejscowość Horni Sucha. Właściwie to dzielnicę Hawirzowa.
Widoki były straszne. Same kopalnie, fabryki i blokowiska.
Kto był w Hawirzowie, ten wie o czym piszę.
Taka okolica nikogo nie zachęci do przyjazdu.

No… prawie nikogo.

Znalazła się ekipa dziwnych ludzi z Raciborza, która się na to zdecydowała.

Poważnie.

Bez nadziei na jakieś ciekawe widowisko. Bez perspektywy miłych dla oka widoków.

Ekipa, czyli Fryzjer i ja.
Pojechaliśmy tylko po to, by posiedzieć na meczu, pogadać, miło spędzić czas.

Hawirzow, to najmłodsze miasto w Czechach, założone w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, jako typowa „sypialnia” dla Ostrawy i Karwiny.
Skutkuje to tym, że trudno tam o jakieś zabytki, czy ciekawe miejsca.

Jedyny pozytyw, który przychodzi mi na myśl, to kapela Kryštof.
A dlaczego?
Proszę posłuchać tych dwóch piosenek.

Super melodia i piękny tekst.

Bez jakichś wielkich oczekiwań, wyruszamy.
Pada hasło, by po drodze odwiedzić jakiś sklep, w celu zakupu pewnych artykułów spożywczych.
Jednak nie, ryzykujemy.
Może coś będzie na miejscu.

Jedziemy na 7. ligę.

Na mecz TJ Depos Horní Suchá kontra TJ Sokol Věřňovice.
I właśnie drużyna gości, a właściwie jeden z jej zawodników była tym języczkiem u wagi, który przeważył przy wyborze tego meczu.

Tym zawodnikiem jest Jerzy Wojtas.

Polak, grający tam od wielu lat.
Już kilkakrotnie miałem okazję oglądać jego grę i zawsze zbrakło czasu lub odwagi by podejść i porozmawiać.
Tym razem miało się to zmienić.
Jerzy Wojtas, to były zawodnik Sandecji Nowy Sącz i Kolejarza Stróże. Ciekawiło mnie, jak trafił w te strony?

Nie będę się rozpisywał o walorach samej trasy i jej okolic, bo naprawdę nie ma o czym.

Podjeżdżamy pod stadion.

Wita nas ogromny budynek klubowy, oraz, co nas trochę przeraziło, trwający mecz.
Po chwili okazało się, że to tzw. przedmecz drużyn młodzieżowych.
Już drugi tego dnia.
Takie przedmecze to fajna sprawa. Przychodzą na nie całe rodziny. Najpierw gra syn a następnie tata.
U nas zrezygnowano z nich bodajże w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Jako, że do rozpoczęcia właściwego meczu zostało jeszcze pół godziny, przeprowadzamy tradycyjne zwiedzanie stadionu.

Przy wejściu, nad okienkiem kasy, widnieje tekst piosenki „Rum nám nalej, Rum nám dej, Sucha gola Dej”.
W czasie meczu, kilkakrotnie intonuje ją stadionowy spiker.

Wzdłuż boiska na rozstawionych ławkach siedzą kibice, a kilka kroków za nimi, barman leje piwo.
Wystarczy się odwrócić i sięgnąć po kolejne.

Po drugiej stronie boiska, zza krzaków, drzew i trawy, przebija się duża, kryta trybuna. Trochę już zaniedbana, jednak spełniająca wszystkie potrzebne zadania.

Za jedną z bramek, pełnowymiarowe boisko ze sztuczną nawierzchnią.

Za parkingiem 6 kortów tenisowych!!!

Przypominam, że to taka nasza A klasa.

Jest też kilka rzeczy, które nadgryzł już ząb czasu, jak choćby pomieszczenie spikera z zegarem czy stojące w oddali ławki (oczywiście dla mnie, to jak zawsze najciekawsze miejsca)

Pierwsza połowa szybko zleciała.
W przerwie, czas na zwiedzanie budynku klubowego.
Na dole szatnie i inne pomieszczenia klubowe.

Na piętrze ogromna sala imprezowa ze sceną, mniejsza kameralna sala oraz bar z piwem butelkowym, gdzie można było kupić klubowe gadżety. Co też uczyniłem.

Na ścianach korytarzy historyczne zdjęcia oraz koszulki.

Dwie koszulki szczególnie mnie zaciekawiły.
Okazało się, że wychowankiem miejscowego klubu, jest Miroslav Baranek.
To były reprezentant Czech i zawodnik takich klubów jak 1. FC Köln, Sparta Praga, Admira Wacker czy Sigma Ołomuniec.

Przy jednym ze stolików zauważyłem starszego pana przeglądającego grube księgi.

Ciekawość zwyciężyła. Podszedłem i zgadałem.
Okazało się, że tenże pan, tworzy coś w rodzaju kronik klubu. Dużo wyników, tabel, wycinków z gazet a także zdjęć.

Gdy zorientował się, że rozmawia z Polakiem, zaczął mówić po polsku. Trochę łamanym, ale jednak bardzo zrozumiałym.

Kilkukrotnie się z nim żegnałem, gdyż Fryzjer już dawno czekał na mnie z jedzeniem i za każdym razem „kronikarz” zatrzymywał mnie i pokazywał coś ciekawego.
Na przykład zdjęcia z wizyty oldbojów, na meczu w Lubomii koło Raciborza.

Dopiero moja obietnica, że kiedyś znów ich odwiedzę pozwoliła mi się pożegnać.

Po wyjściu na zewnątrz, czekał na mnie smaczny Bramborák, czyli ziemniaczany placek z kminkiem.

Co do samego meczu, to był on w miarę wyrównany, goście jako lider stworzyli kilka groźnych sytuacji, ale to gospodarze strzelili tą jedną zwycięską bramkę.

Po meczu tradycyjne kółeczko ze śpiewem.

Niestety, ponownie nie porozmawiałem z polskim zawodnikiem. Przegrany mecz sprawił, że szybko zniknął w szatni.

Aaa, byłbym zapomniał.

W czasie meczu, okazało się, że nie jesteśmy jedynymi Polakami wśród widowni.
Był jeszcze jeden osobnik. Bardzo głośny i …..
Zresztą wystarczy spojrzeć na zdjęcie. Myślę, że każdy zgadnie, o którą osobę chodzi.

TJ Depos Horní Suchá – TJ Sokol Dolní Lutyně-Věřňovice 1:0 (1:0)
11.05.2019
CANIS I.B třída (7. liga)
Wstęp – 20 Kc

Jacek Bula
trzi rogi elwer