W telewizji mówią (4). 4-4-2 (premiera: 29 maja 2017)

Dariusz Szpakowski, Jerzy Engel, Marcin Żewłakow i Piotr Żelazny w miarę krótko i raczej bezboleśnie o najważniejszych wydarzeniach piłkarskich w Polsce i za granicą.

Do tej pory w tym cyklu (tytuł wzięty z kawałka Kalibru 44) napisałem jedynie o „Stanie futbolu”, „4-4-2” oraz „Ekstraklasie po godzinach”. Chciałem zrecenzować również „Cafe Futbol” (trafiałem jednak na Romania Kołtonia, którego po prostu nie potrafię ani słuchać, ani oglądać) oraz „Ligę+ Extra”, ale z tym programem stało się coś niedobrego: poszedł z jednej strony bardziej w widowisko, z drugiej – jest zbyt długi, za dużo w nim ględzenia i towarzystwa wzajemnej adoracji. W przyszłym sezonie zmuszę się do obejrzenia obu.

No więc padło znów na „4-4-2” lecące w TVP Sport. Postanowiłem sprawdzić, czy niezły odcinek, o którym pisałem jakiś czas temu, to był wypadek przy pracy, czy nie.

***

Dyskusja zaczyna się od omówienia przedostatniej kolejki ekstraklasy. Wiadomo, nie mogło zabraknąć żenującej sytuacji z meczu Arka Gdynia – Ruch Chorzów, gdy Rafał Siemaszko zdobył bramkę ręką, a arbiter Tomasz Musiał myślami był chyba na wakacjach. Oczywiście trzeba potępić to, co zrobił „Maradona z Wejherowa”, ale słusznie zauważa Jerzy Engel: presja jest ogromna. To walka o utrzymanie, nie mecz towarzyski. Piłkarze grają według zasady: „Jak nie wolno, to szybko”. Jest też inna: „Dżentelmen nie szcza do umywalki, nawet gdy służba nie widzi”. W futbolu w 99 na 100 przypadków zawodnicy są, niestety, wierni pierwszej z nich.

Kiedyś Ruud van Nistelrooy zdobył bramkę dla Realu ręką. Potem się przyznał zamiast uciekać w idiotyczne tłumaczenia. Jasne, żadne to bohaterstwo, ale Siemaszko, kojarzony jako bohater, szybko stał się dla wielu oszustem. Również dlatego, że wyjaśniał swoje zachowanie w pokrętny sposób, a sam gol celebrował, całując kończynę.

W każdym razie dobrze się słuchało całej trójki ekspertów, choć pewnie Żewłakow zbyt daleko się posunął, używając do opisu zdarzenia słowa „niefortunny”.

Dyskusji towarzyszą skróty meczów, więc program nie nudzi. Po rozważaniach na temat ekstraklasy słyszymy kilka mniej i bardziej odkrywczych wniosków à propos finału Ligi Europy. Mnie też bawi to, że José Mourinho nagle zaczął wyśmiewane kiedyś trofeum celebrować, jakby było ważniejsze od Pucharu Mistrzów. Zgadzam się też ze stwierdzeniem, że Manchester United rozczarowuje, grając futbol mało atrakcyjny.

Nieźle wypadła analiza szans przed finałem Ligi Mistrzów. Żewłakow stawia na Real, Engel i Żelazny – na Juventus. No właśnie, Żelazny.

Jest taki program w TVP Kultura, „Trzeci punkt widzenia”. Trzech filozofów – Marek A. Cichocki, Dariusz Gawin i Dariusz Karłowicz – rozmawia o sprawach zasadniczych dla przyszłości Polski i, generalnie rzecz biorąc, świata. Robią to z klasą, bez zadęcia. Warto ich posłuchać.

Żelazny, nawijając o czymś zdecydowanie mniej ważnym, przedstawia swe sądy, jakby siedział na kamieniu filozoficznym. Chłopie, nawijasz o piłce, nie o konflikcie palestyńsko-izraelskim. Z drugiej strony, mimo wkurwiającej maniery, da się go słuchać. A gdy trafiam na jego tekst w „Plusie Minusie”, to nie omijam, choć potrafi strzelić takiego babola, jak ten, że Ronaldo Luís Nazário de Lima był częścią składu Realu, który wygrał Puchar Europy.

Trzeba mu oddać, że niemal z przejęciem mówił o Zidane’ie, o tym, że przecież w sobotę może on stać się najzwyczajniej w świecie jednym z największych trenerów w historii.

Zastrzeżenia można mieć również do Szpakowskiego, któremu coraz trudniej przychodzi budowanie zdań i który zbyt często nie daje dokończyć myśli gościom. No, ale pan Darek jest, jaki jest. Pewnie zatęsknię, gdy pójdzie na emeryturę. Jerzy Engel i Marcin Żewłakow zupełnie mi nie przeszkadzali. Ja faktycznie się starzeję.

Było też trochę wazelinki, gdy Szpakowski porównał pracę Engela do tej Zidane’a, nawiązując do atmosfery, jaka panowała w naszej kadrze.

***

Jest coś fajnego w „4-4-2”. Ta lekka siermiężność, niedzisiejszość dobrze wypada na tle debilnych programów, w których trudno odróżnić, czy do mikrofonu wyje chłop, czy kobita.

Marcin Wandzel