Wczorajszy mecz. Borussia Dortmund – Schalke 04 4:0

Mimo braku kibiców na trybunach (dziwnie się patrzy na świecącą pustkami słynną „Żółtą Ścianę”) świetnie się oglądało szlagier powracającej Bundesligi. No, chyba że jesteś kibicem drużyny z Gelsenkirchen.

Zaskoczyło mnie to, że w czasach zarazy zupełnie nie brakuje mi telewizyjnej piłki. Obejrzałem jeden archiwalny mecz, parę odcinków „Ekstraklasyki” oraz „Z archiwum LaLiga”, jeden „Soccerbox Gary’ego Neville’a” i – to tyle. Co prawda, chętnie poszedłbym na mecz Kolejarza Katowice, ale podczas przymusowego odpoczynku od futbolu doszedłem do wniosku, że klubowy skończył się dla mnie na przewrotce Garetha Bale’a w Kijowie, a reprezentacyjna piłka… Cóż, jaka jest (albo była) – każdy widzi. Emocji jak przy obieraniu ziemniaków.

Zastanawiałem się, czy w ogóle włączać mecz Borussii z Schalke. Przecież kibice podczas Revierderby są nie mniej ważni niż Marco Reus czy Suat Serdar. Na marginesie, sam wolałbym, żeby słowo „derby” było używane wyłącznie do opisu meczów pomiędzy klubami z tego samego miasta. „Derby Górnego Śląska”, nie mówiąc o „derbach Polski”, kłują w uszy.

***

Wchodzę na Kicker.de, żeby poszukać sensownych informacji o meczu. Strona okazuje się być bardzo współczesna – mnóstwo obrazków i jeden wielki bajzel. Może trafiłem na wersję dla tych, którzy nie zdążyli się jeszcze zasymilować?

***

Pisanie o tym, że pandemia pomogła drużynie z Gelsenkirchen byłoby głupotą, ale trzeba powiedzieć, że przerwała serie fatalnych wyników drużyny Davida Wagnera, która ostatnio wygrała w styczniu – 2:0 u siebie z Borussią Mönchengladbach. Potem kibiców S04 czekały m.in. takie atrakcje, jak 0:5 z Bayernem i RB Leipzig czy trójka w plecy od Köln. Nie śmiałbym podpowiadać prostych rozwiązań, ale skoro twój najlepszy napastnik w 25 kolejkach trafił cztery razy… Ekipa z Gelsenkirchen, mimo kiepskiej serii, przed wczorajszym meczem zajmowała szóste miejsce, więc widać, że do pewnego momentu wszystko grało jak powinno. Inna sprawa: szóste Schalke do piątego Bayeru traciło 10 punktów.

A BVB? Już miało zdetronizować zawodzący Bayern, gdy okazało się, że – powiedział to zresztą wspomniany Reus – nie ma mentalności zwycięzcy. Najbardziej było to może widoczne w meczach przeciwko drużynie Roberta Lewandowskiego (0:4 w Monachium) czy wtopie w Leverkusen (z 3:2 na 3:4).

Borussii, odkąd gra tam z naszych tylko Łukasz Piszczek – nie polskie trio, więc żaden nawiedzony komentator tej drużyny już nie obrzydza – trudno mi nie lubić (Reus, Achraf Hakimi, Jadon Sancho, Axel Witsel, Raphaël Guerreiro…). Do Schalke 04 też nic nie mam, chociażby dlatego, że kojarzy mi się z Raúlem. No to czekam na dobre widowisko.

***

Najdziwniejsze, odkąd męczymy się z koronawirusem, było dla mnie uczucie, że cała ta sytuacja wydaje się odrealniona. Czułem się, jakbym grał w jakimś biednym filmie postapo. W pewnym momencie przestałem korzystać z Twittera, bo od newsów szło dostać pierdolca. A jedną z oznak powrotu do normalności miał być mecz bazujący na ekspresji kibiców pozbawiony… kibiców.

Warto jednak było włączyć Eleven Sports (i przecierpieć komentatorów, którzy nawijali, jakby to była transmisja radiowa), bowiem na Signal-Iduna-Park zobaczyliśmy bardzo dobry, choć jednostronny mecz.

***

Podopieczni Wagnera bodaj jako pierwsi mieli wyśmienitą sytuację, by otworzyć wynik, jednak strzał Daniele Caligiuriego doskonale obronił Roman Bürki.

Minęło niecałe pół godziny i stwierdziłem, że jednak da się lubić piłeczkę. Subtelne zagranie Juliana Brandta piętą do Thorgana Hazarda, idealne dośrodkowanie Belga i Erling Håland nie daje szans Marcusowi Schubertowi. Norweg nie porusza się może z gracją Karima Benzemy czy dawnych mistrzów pokroju Marco van Bastena, ale niech Bundesligę wykupi TVP, jeśli ten niespełna 20-latek nie będzie przez lata należał do najlepszych piłkarzy świata. OK, wiadomo, że za rok może grać, dajmy na to, w Wigan, ale czasem trzeba dać się ponieść emocjom.

Później mieliśmy kapitalną akcję prawego wahadłowego Hakimiego, który, zdaje się, piłkę pomylił z biegiem na 100 metrów oraz – to trzecia najciekawsza akcja pierwszej połowy – gol do szatni Guerreiro, biegającego po lewej stronie. Portugalski mistrz Europy na długo zapamięta mecz przeciwko Die Königsblauen, bowiem po przerwie jeszcze raz pokonał słabego Schuberta. Wcześniej, na 3:0, trafił Hazard, najlepszy obok Brandta i Guerreiro zawodnik meczu. Kibice Realu Madryt chyba nie mieliby nic przeciwko, gdyby jego sławniejszy brat Eden po kolejnej paskudnej kontuzji grał jak Thorgan.

Borussia dominowała. W pewnym momencie wydawało się, że np. 6:0 to będzie minimalny wymiar kary.

***

Gdybym miał wybrać piłkarza meczu, postawiłbym na Brandta. Na miano największego kołka zapracował Jean-Clair Todibo. Obrońca Schalke obraził Hålanda i jego… babcię. Wychowanek Les Lilas zaproponował wychowankowi Bryne, żeby ten poszedł jebać starszą panią. Dziennikarzom relacjonującym to żenujące zdarzenie umknął fakt, że Norweg (trafi jeszcze młody na Chielliniego albo Sergio Ramosa…) dyskretnie uderzył Francuza, który na dodatek opuścił boisko z powodu kontuzji. Ech, gdzie te czasy, gdy wyzywało się od świńskich blondynów, a babcie traktowało z należnym szacunkiem.

***

W BVB przez 73 minuty zagrał Łukasz Piszczek (zarobił żółtą kartkę). No właśnie, zmiany. Lucien Favre skorzystał z czterech, Wagner – z pięciu. To pokłosie nowych przepisów nowego, pandemicznego futbolu.

Ciągle słychać wątpliwości, czy Szwajcar to odpowiedni trener dla ośmiokrotnego mistrza Niemiec. Jeśli tak będą grać jego podopieczni – i to bez Witsela, Reusa oraz Sancho – wątpliwości się rozwieją. Trzeba jednak pamiętać, że mecze rozgrywa się nie tylko na boisku, ale i w głowach.

Co do amerykańskiego trenera Schalke – niedawno był wschodzącą gwiazdą w swoim zawodzie, gdy wprowadzał Huddersfield do Premier League. Zaraz może być zmuszony do szukania roboty, a jego drużyna z takim atakiem (i obroną, można dodać) nie ma szans, by zagrać w pucharach. Grający jako „dziewiątka” Benito Raman, trafił w tym sezonie cztery razy do siatki, po raz ostatni w grudniu. Przemysław Rudzki pewnie w swoim stylu zażartowałby, że więcej goli zdobyłby Benito Mussolini. Na szczęście nie komentuje Bundesligi.

Kiedy drużyna z Gelsenkirchen po raz ostatni mogła się cieszyć ze zwycięstwa w meczu ligowym? No właśnie.

Nazwa klubu z Veltins-Arena dała wczoraj zapewne inspirację do lepszych i gorszych żartów.

***

Kibiców oczywiście brakowało. Było jak w Szczecinie, tylko poziom dużo wyższy.

***

Jutro przegapię drugą połowę meczu HSV. Z powodu urodzin babci.

***

16 maja 2020 r., 26. kolejka Bundesligi

Borussia Dortmund – Schalke 04 4:0 (2:0)

1:0 Erling Håland 29’

2:0 Raphaël Guerreiro 45’

3:0 Thorgan Hazard 48’

4:0 Raphaël Guerreiro 63’

Sędziował: Deniz Aytekin.

Stadion: Signal-Iduna-Park (Dortmund).

Borussia: Roman Bürki – Łukasz Piszczek, Mats Hummels, Manuel Akanji – Achraf Hakimi, Thomas Delaney (68. Leonardo Balerdi), Mahmoud Dahoud, Raphaël Guerreiro (87. Marcel Schmelzer) – Thorgan Hazard (79. Jadon Sancho), Julian Brandt – Erling Håland. Trener: Lucien Favre.

Schalke 04: Marcus Schubert – Jean-Clair Todibo (46. Guido Burgstaller), Salif Sané, Matija Nastasić – Jonjoe Kenny (87. Timo Becker), Weston McKennie, Suat Serdar (74. Alessandro Schöpf), Bastian Oczipka – Daniel Caligiuri (76. Juan Miranda), Amine Harit – Benito Raman (46. Rabbi Matondo).

Marcin Wandzel