Wczorajszy mecz. Celta Vigo – Real Madryt 1:3

We wtorek, gdy madrytczycy ku zdziwieniu tzw. ekspertów eliminowali Atalantę, komentowała to wydarzenie w Polsacie Premium para Cezary Kowalski – Władysław Jerzy Engel. To niewiarygodne, że można być aż tak źle przygotowanym do swojej pracy.

Dodajmy do tego studio tej obciachowej stacji, w którym brylują Paulina Chylewska oraz Dariusz Dziekanowski, mający problemy albo z rozkminieniem, skąd się bierze dogrywka w piłce nożnej, albo z poprawnym przeczytaniem nazwisk graczy, i mamy obraz nie Ligi Mistrzów, ale przerwanego, gdyż piłka wpadła do pobliskiego bagna, meczu C-klasy.

Sobota, 16:15, Canal+ Sport. I znów w twarz, gdyż tym razem w dziupli siedzi Leszek Orłowski.

Ktoś może powiedzieć: „Włacz se, synek, streama, i nie marudź”. Doceniam radę, ale biorąc pod uwagę, ile kosztuje pakiet Canal+ czy Polsat Premium, wolałbym jednak nie musieć uciekać się do kombinowania, by obejrzeć mecz.

Kolega grzecznie zadał na Twitterze dyrektorowi redakcji sportowej C+ Michałowi Kołodziejczykowi pytanie: „Dlaczego nie wprowadzicie opcji bez komentarza? Wielu kibiców chciałoby słyszeć tylko dźwięk dobiegający z trybun”, ja je powtórzyłem. Niestety, twórca arcydzieła rozrywki telewizyjnej pt. „Premierowa Jazda” nie zaszczycił nas odpowiedzią.

Może mu się wbiję do lexusa i zapytam?

Pięknie by było: zamiast Wojciecha Jagody czy Marcina Feddka, jedynie głos z boiska. A gdy komentuje Tomasz Zieliński albo Przemysław Pełka – słucham sobie obu panów. Nawet jeśli do pomocy dostaną Orłowskiego albo Engela. A jak ktoś nawet lubi Jagodę czy Feddka – niech sobie słucha. Proste.

Co zrobić, zaciskamy zęby i oglądamy. Obok Orłowskiego Piotr Marchliński – przeciętny do bólu, lecz słuchalny.

***

Królewscy walczą o mistrzostwo, Celta teoretycznie o puchary, może też – jeśli bardzo się postara – trafić do strefy spadkowej. Tak naprawdę chyba jednak o nic. To drużyna środka tabeli, co może nieco rozczarowywać, gdy popatrzy się na nazwiska: Iago Aspas, Nolito, Denis Suárez… Tyle że Aspas po raz ostatni do siatki trafił w grudniu, Nolito był gwiazdą ligi ładnych parę lat temu, a jeżeli chodzi o Suáreza, chyba już nikt nie liczy na to, że będzie to wybitny pomocnik. Wspominałem o tym zresztą przy okazji styczniowej potyczki obu drużyn. Luka miał się szykować do emerytury, Denis stać gwiazdą. Czas leci i Chorwat po raz kolejny wygląda przy Hiszpanie jak piłkarz z innej planety.

***

Mało jest meczów, w których Real potrafi grać dobrze od początku do końca. Ogólne chwalony za spotkanie z Atalantą, wtorkowe spotkanie 1/8 finału LM zaczął źle i przed bodaj kilkanaście minut to Włosi wyglądali dużo lepiej.

W sobotnie popołudnie na Balaídos wpierw mieliśmy dla odmiany dominację stołecznej drużyny, na co wpływ miał wysoki pressing (w tym atakowanie środkowego pomocnika Renato Tapii, co można zobaczyć na filmie pod wynikiem), do którego idealnie nadaje się Fede Valverde. Dwa gole Karima Benzemy po dwóch asystach Toniego Kroosa, doskonała gra wspomnianego Modricia, Nacho świetnie zastępujący Sergio Ramosa (wychowanek Realu po tym meczu ma więcej rozegranych w lidze minut niż kapitan Los Blancos) – to musiało się podobać. Ba, nawet pan Orłowski przyklasnął. Jednak drzemka w obronie i gol Santiego Miny (asysta Suáreza – miło móc go pochwalić) dały nadzieję, że nudnawa Celta postraszy ćwierćfinalistę Ligi Mistrzów.

Druga odsłona meczu miała takie momenty, że wydawało się, iż Real, chwalony za dość łatwe wyeliminowanie Atalanty, zaraz może być krytykowany za zredukowanie do minimum – w przypadku remisu – szans na mistrzostwo. Piłka otarła się o słupek bramki ekipy ze stolicy, innym razem Thibaut Courtois pokazał, że można na tym świecie znaleźć paru gorszych bramkarzy… Ogólnie drużyna Eduardo Coudeta mogła się podobać, a prowadzona przez Zinédine’a Zidane – na pewno o wiele mniej niż w pierwszej połowie.

Ale czy w dzisiejszych czasach wypada krytykować drużynę za to, że nie potrafi utrzymać tempa przez cały mecz, że się oszczędza, zamiast fundować goleadę pustym trybunom?

Miała piłka zmądrzeć w erze tzw. pandemii. Nie tyle ona, co ludzie nią zawiadujący. No ale nikt nie zmądrzał. Futbolowy artysta czy zwykły kopacz zarabiają „za dużo”, więc morda w kubeł i grać. Choćby i trzy razy w tygodniu, jak terminy gonią. Liczba kontuzji oraz spadający poziom meczów? Czasem ktoś tam ponarzeka, ale kasa się zgadza, więc o co ci chodzi?

***

Wracajmy do meczu. Zamiast potencjalnego remisu zrobiło się 1:3. Po wielu kiepskich występach w pierwszym składzie znów Marco Asensio sprawdził się w roli zmiennika. Niby nic wielkiego, bo proste wykończenie akcji po podaniu Benzemy (wybitny mecz Francuza), ale gdyby Hiszpan zaakceptował rolę jokera, byłoby to z pożytkiem dla wszystkich (poza rywalami Realu). Podejrzewam jednak, że wróci do wyjściowej jedenastki, bowiem tym razem rozczarował Vinicius, kilka dni wcześniej w imponujący sposób nękający włoską obronę. To w sumie niewiarygodne, że ten młody Brazylijczyk potrafi najpierw przedryblować każdą defensywę, jakby bawił się z juniorami, by po chwili albo zmarnować setkę, albo zamiast do kolegi, podać do obrońcy rywala.

***

Warto również zwrócić uwagę na to, że w odstępie kilku dni ekipa Zizou zagrała dwoma ustawieniami i dwa razy wypadła przekonująco. Przeciwko ekipie z Bergamo mieliśmy trzech stoperów i dwóch tzw. wahadłowych, drużyna Coudeta musiała sobie natomiast radzić z czwórką obrońców mistrza Hiszpanii. Wygląda na to, że francuski trener to nie tylko „klaskacz” i motywator, ale też niezgorszy taktyk.

Celta, powtórzę, rozczarowała i złośliwie można by napisać, że najlepiej wychodziły jej faule, na które zbyt często pozwalał arbiter, Mario Melero López.

Tak czy siak, to był dobry mecz. I nie kusiło, żeby zamiast niego, pooglądać widoki z Vigo (na zdjęciu głównym piękny pomnik przedstawiający Juliusza Verne’a).

Nawet Orłowski nie był taki zły, dopiero w końcówce wszedł w tryb swego ględzenia. Dziwi jednak to, że ani on, ani Marchliński nie zwrócili uwagi na żałosne sędziowanie wspomnianego Melero Lópeza. Wiem, że w La Liga słaby arbiter to zjawisko równie częste, jak głupek w Ruchu Narodowym, ale warto było zwrócić uwagę, że 41-latek z Malagi pozwolił gospodarzom na to, by głównym elementem ich taktyki było wspomniane kopanie po kostkach. Okazało się również, że… odgwizdał spalonego po wyrzucie piłki z autu. A w 80. minucie, zamiast pozwolić grać dalej, podyktował rzut wolny dla gospodarzy tuż przed linią pola karnego gości i pokazał żółtą kartkę Modriciowi. Kino.

***

Królewscy wydają się być na dobrej drodze do tego, by zakończyć sezon z przytupem, choć w La Liga muszą liczyć na potknięcie Atlético oraz wygrać z Barceloną (10 kwietnia, Madryt), a w Lidze Mistrzów ich szanse stawia się niżej niż następnego rywala, Liverpoolu, o Manchester City, Bayernie i PSG nie wspominając.

Co do Celty, musi zacząć grać lepiej, bo inaczej zamiast interesować się tym, co dzieje się w drużynie Iago Aspasa, lepiej będzie poszukać na YouTubie filmików ze starą EuroCeltą, drużyną z końca lat 90. i początku tego wieku, która szalała nie tylko w krajowych rozgrywkach, ale i w europejskich. Aleksandr Mostowoj, Walerij Karpin, Claude Makélélé, Gustavo López czy Catanha – do nich trzeba równać.

CELTA VIGO – REAL MADRYT 1:3
0:1 Karim Benzema 20′
0:2 Karim Benzema 30′
1:2 Santi Mina 40′
1:3 Marco Asensio 90’+4

TABELA

Marcin Wandzel

PS Z Vigo przeniosłem się do Bełchatowa, w którym piłkarze Rakowa wraz z gośćmi z Zabrza wykonywali dziwne ruchy na murawie, na którą Leo Beenhakker bałby się wyprowadzić psa. Może faktycznie ligowa piłka w Hiszpanii jest w kryzysie, u nas się po prostu w nią nie gra.