Wczorajszy mecz. Club Brugge – Legia Warszawa 1:0

Tradycji stało się zadość – czwarty mecz na ziemi Flamandów i Walonów i czwarta porażka warszawian w stosunku 0:1…

Dwa tygodnie temu oglądałem pierwszy mecz w szpitalnej sali i nie wierzyłem własnym oczom, gdy w pierwszej połowie starcia z Club Brugge, legioniści niemal nie istnieli na boisku. W drugiej było nieco lepiej i dlatego wicemistrzowie Polski wywalczyli remis.

Wczorajsze starcie nie zapowiadało się dobrze dla Legii, a to dlatego, że anginy nabawił się najskuteczniejszy napastnik, Nemanja Nikolić. Serbski Węgier usiadł co prawda na ławce rezerwowych, ale rosyjski szkoleniowiec Stanisław Czerczesow zdecydował się nie wpisywać nazwiska snajpera do meczowego protokołu. A propos Czerczesowa – jego vis a vis był świetny przed laty belgisjki golkiper Michel Preud’homme. Obaj panowie grali m.in. w amerykańskich Mistrzostwach Świata w 1994 roku.

Pudła miejscowych
Rywalizacja toczyła się w strugach rzęsiście padającego deszczu. Jako pierwsi na prowadzenie mogli wyjść gospodarze już po czterech minutach. Wtedy po prostopadłym podaniu Abdoulaya Diaby’ego w pole karne zapędził się ofensywnie grający prawy obrońca Thomas Meunier. Belg zdołał uderzyć, ale ofiarnie pod nogi rzucił mu się Michał Pazdan i piłka poszybowała nad poprzeczką. Po kolejnych czterech minutach gospodarze przeprowadzili akcję prawą stroną, po podaniu przed bramkę, zza pleców Jakuba Rzeźniczaka wyskoczył Leandro Perreira, ale i on przeniósł piłkę nad bramką. Na kolejną godną odnotowania akcję gospodarzy czekaliśmy do 21. minuty, gdy sprzed pola karnego tyleż mocno, co niecelnie uderzał hiszpański pomocnik Victor Vazquez. Po półgodzinie gry obudzili się legioniści, ale Bartosza Bereszyńskiego, zamykającego centrę Tomasza Brzyskiego, uprzedził Laurens de Bock i skończyło się na strachu.

Strasznie pod bramką Legii zrobiło się w 39. minucie, gdy Meunier zainicjował akcję na własnej połowie. Mniej więcej przy środkowej linii wymienił piłkę z Diaby’m, który posłał go w bój prostopadłym podaniem. Meunierowi podczas przyjęcia piłka dziwnie odskoczyła, ale miał czas i miejsce, by ją opanować. Cofający się w pole karne Rzeźniczak zamiast wybić piłkę, przewrócił się, a dwóch kolegów Rzeźniczaka statystowało Meunierowi, gdy szpicem buta uderzył nie do obrony w przeciwległy róg bramki Kuciaka. Do przerwy Legia nie oddała ani jednego strzału na bramkę Belgów! Pałętający się w ataku Saganowski zarobił tylko żółtą kartkę za faul w okolicach środkowej linii na Brazylijczyku Felipe Gedozie.

Brazylijczyk nie pozamiatał
Tuż po zmianie stron mogło, a właściwie powinno być pozamiatane. Bo to, co zrobił Igor Lewczuk, to istny kryminał. Najpierw przejął piłkę, uspokoił sytuację, po czym zagrał do tyłu, do Kuciaka. Sęk w tym, że idealnie wyłożył futbolówkę pod nogi Perreiry. Tylko odważnemu wyjściu Słowaka Legia zawdzięczała to, że nie przegrywała już 0:2. A Kuciak swoją ofiarną interwencję okupił rozciętym kolanem. Po rzucie rożnym, holenderski stoper Brugge, Stefano Denswil główkował w słupek.

Z biegiem czasu to legioniści przejmowali inicjatywę na boisku, zaczęło im bardziej zależeć na wywiezieniu z Belgii remisu, a może i całej puli. W 57. minucie interwencja de Bocka uchroniła gospodarzy przed Stojanem Vranjesem, który pięć metrów od bramki już szykował się do zamknięcia podania Ivana Trickovskiego. W 66. minucie (lepiej późno niż wcale!) pierwszy celny strzał na bramkę oddał Aleksandar Prijović. Pięć minut później na szarżę prawą stroną zdecydował się Lewczuk. Jego podanie do środka w ostatniej chwili wybił Brandon Mechele, bo za jego plecami już czyhał Kucharczyk.

Sytuacje Ivana
W 73. minucie Legia wypracowała najlepszą okazję do wyrównania. Wszystko działo się tak szybko, że nawet realizator nie zdążył zaprezentować całej akcji. W każdym razie oko w oko z Sebastienem Bruzzesem stanął Kucharczyk. Rezerwowy Legii trafił w belgijskiego bramkarza, a poprawkę Trickovskiego z pustej bramki wybili obrońcy Brugge. W tej samej minucie gospodarze odpowiedzieli strzałem przy słupku Vazqueza, z którym poradził sobie Kuciak. 120 sekund później nikt nie zdążył z dobitką po kąśliwym strzale Trickovskiego. A właśnie w taki sposób Belgowie przed dwoma tygodniami zdobyli gola w Warszawie…

W 79. minucie znów we znaki legionistom dał się Vazquez, lecz jego strzał sprzed linii pola karnego minimalnie minął bramkę. Do końca meczu legioniści mieli jeszcze trzy okazje. Z pola karnego uderzał Trickovski, ale w momencie strzału jak spod ziemi wyrósł mu obrońca i zablokował strzał… plecami, potem niecelnie główkował Vranjes, a w doliczonym czasie gry w polu bramkowym z piłką minął się Prijović, a Trickovski z ostrego kąta huknął na wysokość czwartego piętra. W ten sposób Legia po raz drugi w tej edycji fazy grupowej Ligi Europy wróciła do domu na tarczy. Choć nie powinna…

87a793d4565e7461bc71cb29cf8df84e

5 listopada 2015, Jan Breydelstadion w Brugge
Faza grupowa Ligi Europy – 4. kolejka
Grupa D
Club Brugge – Legia Warszawa 1:0 (1:0)
Gol: Meunier 39.
Club Brugge: Sebastien Bruzzese – Thomas Meunier, Brandon Mechele, Stefano Denswil, Laurens de Bock – Abdoulay Diaby (82. Boli Bolignoli-Mbombo), Timmy Simons, Claudemir, Victor Vazquez (90. Hans Vanaken), Felipe Gedoz – Leandro Perreira (74. Jelle Vossen).
Legia: Dusan Kuciak – Bartosz Bereszyński (67. Michał Kucharczyk), Igor Lewczuk, Jakub Rzeźniczak, Tomasz Brzyski – Ondrej Duda, Michał Pazdan, Stojan Vranjes, Tomasz Jodłowiec (62. Guilherme), Ivan Trickovski – Marek Saganowski (59. Aleksandar Prijović).
Żółte kartki: De Bock/Saganowski, Pazdan, Guilherme.
Sędziował: Mario Starhonja (Chorwacja)
Widzów: 18.000

Grzegorz Ziarkowski