Wczorajszy mecz. FC United of Manchester – Chesterfield FC 1:4

Nie ma to jak FA Cup. Nawet jeśli ktoś nie lubi poniedziałków.

FC United of Manchester gra w National League North, czyli licząc od Premier League, szóstej lidze, jednak klub ten zna chyba większość fanów angielskiej piłki. A to dlatego, że jego założycielami są kibice Manchester United, którzy w 2005 roku powołali do życia ten twór w proteście przeciwko przejęciu Czerwonych Diabłów przez Malcolma Glazera.

Red Rebels zaczynali od samego dołu, by w końcu awansować do National League. Średnio im tam idzie: zajmują obecnie piętnaste miejsce, mając tylko punkt przewagi nad strefą spadkową. Po raz ostatni FCUM wygrał w NLN 12 września, potem – pięć razy w plecy. Dobrze im za to szło w FA Cup. Kurczę, to musi być kapitalna sprawa dla kibiców.

Ładny herb ma FC United of Manchester:

herb um

Zresztą FCUM to nie jest jakaś zbieranina gości, którzy czasem idą do knajpy, czasem na mecz. Klub ma rezerwową drużynę, kobiecą drużynę… Stadion, Broadhurst Park, może zmieścić 4400 kibiców. Na oficjalnej stronie FCUM mogliśmy przeczytać, że bilety na mecz przeciwko Chesterfield zostały sprzedane co do jednego, na soccerway.com, że mecz oglądało 2916 widzów. Dziwne.

Chesterfield FC, przyznam się bez bicia, kojarzę chyba tylko z „FIFA ’16”. Klub występuje w Footbal League One (trzecia liga). The Spireites po szesnastu kolejkach zajmują jedenaste miejsce i bliżej im do drużyn walczących o awans, niż do tych, co bronią się przed spadkiem.

Najbardziej znaną postacią na Broadhurst Park byl trener gości Dean Saunders (według naszej Wikipedii wciąż pracuje w Wolverhampton), kiedyś napastnik m.in. Derby County, Liverpoolu i Aston Villi.

Będąc dobrze opłacanym ekspertem, z przekonaniem stwierdziłem przed meczem, że faworytem są goście.

United of Manchester powstał w 2005, a Chesterfield w 1867. Aż nie wypadało, żeby taki gówniarz ograł staruszka.

***

Na trybunach mogliśmy zobaczyć transparenty – pochodne protestu kibiców gospodarzy, którym nie podoba się szarganie tradycji, wyrażające się tym, że mecze FA Cup rozgrywane są również w poniedziałki. Można więc było przeczytać m.in. hasła „I don’t like Mondays” (to tytuł słynnej piosenki zespołu The Boomtown Rats) oraz „Un-happy Modays” – to, jak sądzę, trawestacja nazwy sławnego kiedyś zespołu z Salford koło Manchesteru – Happy Mondays.

Na Broadhurst Park pojawili się również kibice Chesterfield, a wśród nich panie w kwiecie wieku. Serce rośnie.

Na początek niemiła niespodzianka: mecz z powodów technicznych mogliśmy oglądać dopiero od ósmej minuty – parę sekund po tym, gdy do siatki trafił Gregory Aryibi. Minęło pięć minut i na 2:0 podwyższył, bardzo ładnym strzałem z fałsza, Lee Novak. Było już wiadomo, że jest po meczu. Red Rebels próbowali coś tam zdziałać pod bramką Tommy’ego Lee, ale… przypomnijmy, że obie ekipy dzielą trzy klasy rozgrywkowe. Nie zmienia to jednak faktu, że pierwszą połowę oglądało się bardzo dobrze, na pewno lepiej niż naszą ekstraklasę.

Gorzej z drugą, choć padły w niej aż trzy bramki, bo niemal cały czas widać było, że jedni nie mogą, a drudzy już nie muszą. W każdym razie mecz miał piękne domknięcie, gdy po dwóch golach gości – Raia Simonsa i Olivera Banksa – wynik ustalił stoper gospodarzy Lee Ashworth. Złe krycie, główka po rzucie rożnym i fani FCUM mogli zaśpiewać jeszcze głośniej.

mondays

***

Mecz leciał w Eleven Sports. Pisałem już o tym: naprawdę dobrze się stało, że Eleven Sports Network weszło do Polski i zamieszało trochę na naszym rynku. W czasach, gdy wszyscy ględzą tylko o meczach Real Madryt – Barcelona (zwanym u nas bez sensu Gran Derbi) i Ligą Mistrzów, możliwość zobaczenia, jak kopią piłkę chłopy z szóstej ligi, naprawdę może być atrakcją dla paru świrów.

No właśnie, niewątpliwie coś z głową ma komentator Marcin Grzywacz, który z przejęciem informuje, że mecz następnej rundy FA Cup, Walsall – Chesterfield, to może być coś. No ale on chyba dostaje kasę za komentowanie. Gorzej, gdy ktoś spędza wieczór, oglądając, jak drużyna z szóstej ligi gra z drużyną z trzeciej, za zupełny frajer.

Ciekawe, jakie będą dalsze losy FC United of Manchester. Fajnie by było, gdyby kiedyś trafił w FA Cup na „amerykański” MU, ten z Premier League. Niemożliwe? Jak powiedział Shaun Ryder z Happy Mondays: „To nie tak, że chcę w to wierzyć. Niemożliwym jest nie wierzyć”. Mówił co prawda o UFO, ale co tam.

***

I runda FA Cup

9 listopada 2015 (Broadhurst Park, Manchester)

FC United of Manchester – Chesterfield FC 1:4 (0:2)
0:1 Gregory Aryibi 7
0:2 Lee Novak 12
0:3 Rai Simons 68
0:4 Oliver Banks 87
1:4 Lee Ashworth 90

sklady


bbc.com

Marcin Wandzel