Wczorajszy mecz. Lech Poznań – Górnik Zabrze 3:0

Jeżeli „Kolejorz” będzie tak grał jak w niedzielę, szybko nadrobi dystans do prowadzącej Legii…

Ligowa piłka na chwilę wróciła do TVP, zatem znów mogliśmy w charakterze eksperta posłuchać Michała Żewłakowa, który zamiast ułatwiać relację celnymi spostrzeżeniami, poprzez swoje przeintelektualizowane bajania czyni ją nieznośną do oglądania. A na dokładkę, do Żewłakowa do Poznania pojechał jeszcze Maciej Iwański, któremu też japa rzadko kiedy się zamyka.

Przyznam szczerze, że był to pierwszy mecz T-Mobile Ekstraklasy jaki oglądałem w tym sezonie. Do Lecha zawsze miałem sympatię, cenię też szkoleniowca „Kolejorza” Macieja Skorżę, który musi wyciągać drużynę po za długiej co najmniej o rok pracy Mariusza Rumaka.

Szybki cios Fina
Na stadionie Lecha po raz kolejny położono nową murawę, na której szybciej wspólny język znaleźli zabrzanie, lecz strzał Roberta Jeża przeleciał nad poprzeczką, a partnerzy nie potrafili odpowiednio wykorzystać Rafała Kosznika ochoczo podłączającego się do akcji ofensywnych. W 9. minucie „Kolejorz” dał pierwsze ostrzeżenie – mocno uderzał Zaur Sadajew, lecz człowiek w masce, czyli Łotysz Pavels Steinbors zdołał odbić piłkę. 120 sekund później łotewski bramkarz był już bezradny, gdy dokładną centrę Gergo Lovrencsicsa głową na gola zamienił Kasper Hamalainen. W 15. minucie głową uderzał Marcin Kamiński, ale piłkę z bramki wybił Bartosz Iwan.

Z każdą minutą lechici zdobywali przewagę. Piłkarze Górnika byli niczym sparaliżowani, rzadko potrafili przekroczyć środkową linię boiska. W poznańskim zespole mógł się podobać Szwajcar Darko Jevtić – gość, który w polskiej lidze robi różnicę. W 25. minucie huknął z 30. metrów, ale Steinbors zdołał wybić piłkę na róg. Po kornerze Szwajcar znów doszedł do pozycji strzeleckiej, jednak uderzył typowo „po polsku”. Odchylony, nieprzygotowany, posłał piłkę wysoko nad bramką.

W 32. minucie Jasmin Burić odważnym wybiegiem zastopował szarżującego Mateusza Zacharę. Najlepszy strzelec Górnika jest ponoć na liście zimowych wzmocnień Lecha. W niedzielnym meczu robił wszystko, by go z tej listy wykreślić. Cztery minuty później znakomitą zespołową akcję poznaniaków wykończył Szymon Pawłowski, który zdołał zmieścić piłkę między słupkiem, poprzeczką, a rozpaczliwie interweniującym obrońcą Górnika. Do przerwy w dobrej okazji był jeszcze Luis Henriquez, lecz Panamczyk zamiast zagrywać do napastników, uderzył daleko od bramki.

red-9914.600

Dominatorzy z Pyrlandii
W przerwie szkoleniowiec miejscowych zdjął z boiska Sadajewa, który z lubością wdawał się w potyczki słowno-fizyczne z Sewerynem Gancarczykiem. Obaj panowie mający za sobą grę w surowym wschodnim klimacie, usiłowali sobie we właściwy dla tamtych rejonów sposób, wyjaśnić wszelkie nieporozumienia. Do akcji musiał wkroczyć sędzia Bartosz Frankowski. W miejsce Rosjanina wszedł na boisko Dawid Kownacki, ponoć talent najczystszej wody. Ponoć, bo takich talentów mieliśmy w ostatniej dekadzie co najmniej kilkanaście. Karierę zrobił tylko Robert Lewandowski, w jego ślady idzie Arkadiusz Milik.

Po zmianie stron dominacja Lecha nie podlegała żadnej dyskusji. Na grę zabrzan po prostu nie dało się patrzeć, choć w 52. minucie byli bliscy zdobycia kontaktowej bramki, jednak będący w tłoku przed bramką Adam Danch bodaj trzykrotnie strzelał. Z pomocą boską i ludzką Burić i obrońcy jakoś odbijali piłkę. Wcześniej po podaniu Henriqueza piłki nie sięgnęli Hamalainen i Kownacki.

Aktywny był Szymon Pawłowski, którego dwie próby nie przyniosły rezultatu. Najpierw strzelał za lekko, potem niecelnie. W takiej formie jak w niedzielę, Pawłowski byłby murowanym kandydatem na zimowe zgrupowanie reprezentacji. Z takich wojaży nasza kadra ponoć rezygnuje. Ciekawe na jak długo… W 63. minucie Jevtić z rzutu wolnego idealnie dośrodkował na głowę Tomasz Kędziory i młody obrońca Lecha ustalił wynik meczu.

Sabotażysta Muhamed
Potem obserwowaliśmy całkiem zabawny festiwal pomyłek, który obu szkoleniowców przyprawił zapewne o kilkanaście siwych włosów. Najpierw Oleksandr Szeweluchin zamotał się we własnym polu karnym, tak, że lechici bodaj trzykrotnie strzelali z kilku metrów na bramkę Steinborsa. Bez efektu. Łotewski bramkarz znakomicie obronił główkę Hamalainena w 70. minucie. Dwanaście minut później Kownacki z bliska fatalnie spudłował. Zabrakło mu doświadczenia, bo – tutaj Żewłakow zdobył się akurat na celną uwagę – wystarczyło inaczej ustawić stopę i skierowałby piłkę do siatki.

A już zasłonę milczenia trzeba spuścić na to, co wyprawiał na boisku Muhamed Keita. 24-letni Norweg miał być odkryciem jesieni, tymczasem okazuje się (na razie) transferowym strzałem w stopę. Takim jak za czasów Franciszka Smudy Chorwat Gordan Golik. Wydawało się, że w ciągu ponad 20 minut, jakie przebywał na boisku, tylu głupich zagrań po prostu nie można wykonać. A jednak, niezbadane są wyroki boskie (sądząc po imieniu, Norweg modli się do Allacha)…

Dzięki niedzielnej wygranej, Lech awansował na 6. miejsce w tabeli. Gdyby nie osiem punktów, jakie poznaniacy stracili w tej rundzie w kilku końcówkach spotkań, byliby wiceliderem. Jednak z taką grą jaką zaprezentowali w starciu z Górnikiem, szybko doszlusują do ligowej czołówki.

img

30 listopada 2014, Inea Stadion w Poznaniu
17. kolejka T-Mobile Ekstraklasy
Lech Poznań – Górnik Zabrze 3:0 (2:0)
Gole: Hamalainen 11., Pawłowski 36., Kędziora 63.
Lech: Jasmin Burić – Tomasz Kędziora, Paulus Arjauuri, Marcin Kamiński, Luis Henriquez – Gergo Lovrencsics (90. Barry Douglas), Łukasz Trałka, Darko Jevtić, Kaspar Hamalainen, Szymon Pawłowski (68. Muhamed Keita) – Zaur Sadajew (46. Dawid Kownacki).
Górnik: Pavels Steinbors – Dominik Sadzawicki, Oleksandr Szeweluchin, Seweryn Gancarczyk (86. Mariusz Magiera) – Roman Gergel, Adam Danch, Radosław Sobolewski, Bartosz Iwan (67. Przemysław Oziębała), Robert Jeż, Rafał Kosznik – Mateusz Zachara (67. Konrad Nowak).
Żółte kartki: Sadajew/Zachara, Gancarczyk.
Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń)
Widzów: 12.749

Grzegorz Ziarkowski