Wczorajszy mecz. Liverpool – Norwich City 4:1

Dobrze, że Premier League wystartowała. Z dużą liczbą bramek i bez niespodzianki.

Na dzień dobry mieliśmy pojedynek przedstawicieli niemieckiej myśli szkoleniowej. Jürgen Klopp udzielił lekcji Danielowi Farke.

Czasem – zwłaszcza za bajtla – zaczyna się kibicować akurat tej drużynie, nie innej, bez sensownego powodu. Zupełnie nie pamiętam, czemu akurat Norwich City Football Club wzbudzał we mnie większa sympatię niż inne angielskie kluby. Raczej nie chodziło o koszulki, te chyba nigdy nie należały do najpiękniejszych w Premiership (choć dzisiejsze są w porządku).


Koszulka z sezonu chyba 1992/93

Warto tu po raz kolejny wspomnieć o Nicku Hornbym, który w swej chyba najlepszej książce – „Futbolowej gorączce” – zwierzał się, że został fanem Arsenalu pewnego deszczowego popołudnia, gdy Kanonierzy grali totalną padlinę. Wtedy, nim londyńczycy stali się synonimem pięknej piłki, śpiewało się przecież „Boring, boring Arsenal”.

Norwich… Cóż, zawsze to oryginalny wybór. Przypominają mi się znajome lewusy – te zawsze muszą kibicować Barcelonie i St. Pauli. No to ja, choć żaden ze mnie prawak, wiadomo – Real i HSV.


Grant Hanley, pierwszy pechowiec rozgrywek

Przeglądam skład Kanarków, szukając znajomych twarzy w drużynie. Jest Tim Krul, kiedyś świetny bramkarz Newcastle. Poza nim – wstyd się przyznać – kojarzę tylko Fina Teemu Pukkiego. Widać, że w ubiegłym sezonie trochę olałem angielską piłkę. W pamięci po tym meczu zostanie mi jeszcze pewien Argentyńczyk.

Liverpool zakończył poprzedni sezon wielkim sukcesem – wygrał Ligę Mistrzów. W niezbyt ciekawym finale wypunktował Tottenham, wcześniej dokonując spektakularnej remontady w rewanżu z Barçą. Złośliwy jednak powie, że Klopp wrócił do swej specjalizacji – przegrywania finałów. 4 sierpnia The Reds przegrali w meczu o Tarczę Wspólnoty z Manchester City. Drużyna Pepa Guardioli skuteczniej wykonywała rzuty karne. Inna sprawa, że mecz o Charity Shield to w sumie mecz towarzyski.

Tak w ogóle to Klopp i Guardiola to dwaj ulubieni menedżerowie naszych dziennikarzy. Ci czasem wpadają w taką egzaltację, że niemal jestem dumny, że wolę Sama Allardyce’a i Harry’ego Redknappa.

I Norwich, i Liverpool bez istotnych ruchów transferowych. W ogóle ostatnie godziny okna transferowego, które w tym roku zamknęło się już w piątek o 18, rozczarowały. Żadnego Bale’a czy Dybali w Premier League.

Jak wyglądały inauguracje w najlepszej najbogatszej lidze świata w ostatnich pięciu sezonach?

2018/19: Manchester United – Leicester City 2:1;
2017/18: Arsenal – Leicester City 4:3;
2016/17: Hull City – Leicester City 2:1;
2015/16: Manchester United – Tottenham Hotspur 1:0;
2014/15: Manchester United – Swansea City 1:2.

Wiecie, kiedy na początek ktoś wygrał więcej niż jedną bramką? Jeżeli się nie mylę, musimy cofnąć się do… 13 sierpnia 2005 r. Wtedy, na Goodison Park, MU pokonał 2:0 Everton.

Włączam tv, trochę żałując, że nowy sezon zaczyna się od meczu, w którym jedna z drużyn skazana jest na pożarcie.

Zaczęło się rewelacyjnie, bowiem bez komentarza, słychać było jedynie głosy z boiska. Niestety dość szybko tę idyllę przerwał Przemysław Rudzki. Ten chłop cały czas gada, jakby był w radiu. Dramat.

W pierwszej połowie Norwich nie grało źle – od swojego pola karnego do pola karnego gospodarzy. Im bliżej bramki Krula, tym było gorzej. Wszystkie trzy bramki, które stracili zawodnicy z Carrow Road załamałyby nie tylko Farkego, ale i każdego innego menedżera. Liverpool, który nie zachwycał w spotkaniach przedsezonowych, udowodnił, że wyniki tychże nie mają wielkiego znaczenia. Ich akcje ofensywne, abstrahując od fatalnej gry obronnej Norwich musiały imponować.

3:0, czyli wszystko OK? Niekoniecznie. Wybijając piłkę z piątki, kontuzji doznał Alisson, którego zastąpił były bramkarz, świetny zresztą, West Hamu, Adrián.

To nie był koniec gehenny gości. Na 4:0 podwyższył wynik Divock Origi, MVP pierwszej połowy. Belg, który niespodziewanie wybiegł na boisko kosztem Sadio Mané, miał również udział przy premierowym trafieniu w tym sezonie najlepszej najbogatszej ligi świata.

Druga odsłona meczu to ewidentne zwolnienie tempa przez drużynę Kloppa. Pozwoliło to wyjść z twarzą z tej potyczki Kanarkom. Teemu Pukki, który niedawno przedłużył kontrakt z beniaminkiem, bardzo ładnie skończył akcję swej drużyny. Doskonałą asystą popisał się wspomniany Argentyńczyk Emiliano Buendía. Naprawdę się zdziwię, jeśli ten chłopak nie będzie najlepszym zawodnikiem Norwich City w tym sezonie.

I tak to wszystko się zaczęło. Kibice Liverpoolu mają prawo wierzyć, że ich drużyna w końcu zdobędzie mistrzostwo, fanom Norwich śnić się będzie gra obronna ich ulubieńców. Ale wstydu nie było.

9 sierpnia 2019 r., I kolejka Premier League

Liverpool – Norwich City 4:1 (4:0)

1:0 Grant Hanley 7’ sam.
2:0 Mohamed Salah 19’
3:0 Virgil van Dijk 28’
4:0 Divock Origi 42’
4:1 Teemu Pukki 64’

Sędziował: Michael Oliver.

Stadion: Anfield (Liverpool).

Widzów: 53 333.

Liverpool: Alisson (39. Adrián) – Trent Alexander-Arnold, Joe Gomez, Virgil van Dijk, Andy Robertson – Jordan Henderson, Fabinho, Georginio Wijnaldum – Mohamed Salah, Roberto Firmino (86. James Milner), Divock Origi (74. Sadio Mané). Trener: Jürgen Klopp.

Norwich City: Tim Krul – Maximilian Aarons, Grant Hanley, Ben Godfrey, Jamal Lewis – Emiliano Buendía, Kenny McLean, Marco Stiepermann (58. Moritz Leitner), Tom Trybull (70. Onel Hernández), Todd Cantwell – Teemu Pukki (83. Josip Drmić). Trener: Daniel Farke.

Marcin Wandzel