Wczorajszy mecz. Norwich City FC – Liverpool FC 2:3

Gdyby można było przyznawać punkty za ambitną postawę, piłkarze z Carrow Road zdobyliby przynajmniej jeden…
Tak jednak nie jest, więc podopieczni Brendana Rodgersa umocnili się na pozycji lidera, wygrywając jedną bramką po dość zaciętym meczu.
W zupełnie różnych nastrojach przystępowały do spotkania w Norwich obie drużyny. Gospodarze przed 35. serią znajdowali się tuż nad strefą spadkową, zajmując 17. miejsce, podczas gdy ekipa z miasta Beatlesów to najlepiej punktująca drużyna w Premier League. Tym samym cele tych klubów jakże inne…
Na ławce Kanarków ponadto od niedawna, dokładnie od jednego meczu, przegranego zresztą z Fulham 0:1, Neil Adams, który zastąpił na stanowisku menedżera Chrisa Hughtona (podobno jednego z najporządniejszych ludzi w tej branży). Adams jest niemalże nowicjuszem w tym fachu, a na pewno na tym akurat poziomie. Do tej pory był znany z pracy, jaką wykonywał z drużyną juniorów Norwich, zaś jako były piłkarz ma na koncie tytuł mistrza Anglii z Evertonem, zdobyty w sezonie 1986/87. Ale z młodzieżą ponoć dobrze pracował, poza tym ten 48-letni Anglik występował również w trakcie kariery piłkarskiej w kanarkowych barwach. Realia klubu z hrabstwa Norfolk zna, przypadkowym człowiekiem nie jest.
Mecz rozpoczął się o godzinie 13:00 polskiego czasu, a na trybunach zasiadło blisko 27 tysięcy widzów. Zawody poprowadził Andre Marriner.
Norwich wyszło w następującym składzie: Ruddy – Whittaker, Martin, Turner, Olsson – Fer, Johnson, Howson, Snodgrass – Hooper, Redmond.
A Liverpool w takim: Mignolet – Johnson, Škrtel, Sakho, Flanagan – Lucas, Gerrard, Allen, Coutinho – Sterling, Suárez.
LFC zaczął od natarcia, ustawiając sobie przeciwników. Nie minął kwadrans gry, a goście prowadzili już 2:0. Johna Ruddy’ego pokonywali kolejno Raheem Sterling i Luis Suárez.
Przy pierwszej bramce najpierw piłkę zagrywał Philippe Coutinho, następnie Sterling wymanewrował jednego z obrońców, po czym zdecydował się na strzał zza pola karnego. Strzał Anglika była na tyle mocny i precyzyjny, że golkiper Norwich mógł tylko wyciągnąć piłkę z bramki…
Między pierwszym a drugim golem zdobytym przez Liverpool swoją szansę miał Joe Allen, jednakże ją zmarnował, chociaż oddał wystarczająco mocny strzał, aczkolwiek skierowany wprost w bramkarza Ruddy’ego. Przy tej akcji dogrywał Allenowi nieszablonowo Coutinho.
Drugi gol dla The Reds był w dużej mierze zasługą składnej akcji drużynowej. Znowu talentem błysnął Sterling, który idealnie dograł futbolówkę z lewej strony boiska na środek pola karnego, gdzie z bliska dopełnił formalności Suárez, dostawiając jedynie nogę. W 11. minucie meczu było zatem 0:2.
Dalsza część wydarzeń z pierwszej połowy dotyczyła głównie nieudanych prób zmniejszenia wyniku przez graczy Norwich, zdobycia kontaktowej bramki. Jedynym wydarzeniem godnym odnotowania było uderzenie z około 20 metrów zawodnika gospodarzy Nathana Redmonda, które jednak raczej bez problemów złapał Simon Mignolet. Wcześniej, bo w 29. min, Szkot Robert Snodgrass bezpardonowo wszedł przy linii bocznej boiska w nogi walijskiego piłkarza z Anfield Allena. Otrzymał za to wejście żółtą kartkę, chociaż, moim zdaniem, w połowie kwalifikowało się na pokazanie kartki czerwonego koloru, lecz sędziowanie zostawmy panu Marrinerowi…
Ekipa Rodgersa w pierwszych 45 minutach sprawiała wrażenie pewne, dojrzałe. Co prawda nie forsowała ona gry, nie przeprowadzała huraganowych ataków, jednakże prawie wszystko miała pod kontrolą.
Jakości za to potrzebowali z pewnością zawodnicy Adamsa, którzy, pomimo ambitnej gry, nie mieli zbyt wielu argumentów, żeby się skutecznie przeciwstawić. Wyraźnie brakowało piłkarskiej jakości, bo nawet jeśli dochodzili pod bramkę Belga Mignoleta, to kończyło się na niczym. Styl prezentowany przez Norwich byłby może i skuteczny, ale jakieś 15 lat temu…
Po przerwie mecz stał się bardziej wyrównany. Znowu Kanarki próbowały zmniejszyć przewagę gości, ale to w 48. min Sterling stanął przed szansą na podwyższenie wyniku…
Całą akcję zapoczątkował długim podaniem Suárez. W narożniku opanował zagranie, w sumie niezbyt widoczny tego dnia Coutinho zgrał do Sterlinga, a ten oddał strzał lewą nogą, który minimalnie chybił celu, przelatując nad okienkiem bramki Ruddy’ego. Mogło być po wszystkim.
Norwich nacierało jeszcze z większą zaciętością. W 54. min te starania przyniosły w końcu efekt.
Z prawej strony dośrodkował w angielskim stylu piłkę Snodgrass, poza pole bramkowe wyszedł Mignolet, próbując nieudolnie ni to złapać dośrodkowanie, ni to wybić, z czego skrzętnie skorzystał Gary Hooper, w przeszłości król strzelców SPL w barwach Celticu, z bliska kierując piłkę do pustej bramki.
Powtórki sugerowały, że w walce powietrznej, w której brał udział Mignolet, Belg mógł być faulowany przez defensywnego pomocnika Norwich Bradleya Johnsona. Sędziowie byli innego zdania, a wynik brzmiał w tym momencie 1:2.
Długo ze zniwelowania strat Kanarki się nie cieszyły. Dwie szanse miał na powiększenie zdobyczy Suárez, który kapitalnie współpracował w tym meczu ze Sterlingiem, ale albo górą był Ruddy, albo Urugwajczyk strzelał obok bramki. Co nie udało się Urugwajczykowi, udało się Sterlingowi… Była 61. min, kiedy młody talent angielskiej piłki przebiegł z piłką przy nodze ponad pół boiska, uprzednio przechwytując piłkę, ogrywając po kolei dwóch obrońców Norwich, kończąc indywidualną akcję technicznym strzałem, znowu lewą nogą, podbitym jeszcze przez rozpaczliwie interweniującego obrońcę, który przelobował wysuniętego Ruddy’ego. 1:3. I świetna praca bez piłki Suáreza.
Były gracz Ajaxu miał tego dnia powody do radości. Nie dość, że Liverpool raczej pewnie zmierzał po trzy punkty, co jest sprawą priorytetową, kluczową, to jeszcze Urugwajczyk – golem strzelonym w pierwszej odsłonie meczu na Carrow Road – wyrównał klubowy rekord należący do Walijczyka Iana Rusha, który w jednym sezonie uzbierał 30 bramek. Wszelkie świętowania trzeba odłożyć do końca sezonu, bo gra toczy się w najlepsze…
W 77. min ładną akcją z lewej strony popisał się Martin Olsson. Szwed najpierw pierwszorzędnie włączył się do ataku po flance, następnie, po otrzymaniu krótkiego podania od partnera, dośrodkował piłkę bardzo silnie na głowę znajdującego się kilka metrów przed bramką Snodgrassa. Szkot nie zmarnował okazji, uderzając w sam róg bramki, przy biernej postawie Jona Flanagana, który nie orientował się w tej walce o górną piłkę zupełnie. 2:3.
Do końca niewiele się już działo. Na piłkarza meczu wskazuję Raheema Sterlinga, pomimo kilku, w późniejszym okresie meczu, niefrasobliwych zagrań.
Za nic w świecie nie można odmówić piłkarzom Adamsa zaangażowania, ofiarnej walki o każdy centymetr boiska. Oby tego animuszu, włożonego wysiłku i serca wystarczyło Norwich do końca sezonu, ponieważ terminarz, tak mówią, mają niekorzystny, trudny. Kanarkom pozostały jeszcze dwa mecze wyjazdowe z Manchester United i Chelsea, a na dokładkę u siebie z Arsenalem.
Liverpool w pełni zasłużenie zmierza po 19. tytuł w historii klubu. Zwraca uwagę misterna, ale wykonana w szybkim tempie, praca Rodgersa. Irlandczyk z północy poukładał zespół, który wcześniej jedynie momentami przypominał drużynę.
Renesans formy, po licznie swego czasu doznanych kontuzjach, przeżywa kapitan Steven Gerrard – piłkarz moim zdaniem kompletny, no i niezwykle doświadczony.
Rzuca się w oczy również rola, którą przydzielił Gerrardowi Rodgers. Reprezentant Anglii od jakiegoś czasu pełni rolę dodatkowego, środkowego obrońcy, który znakomicie porządkuję grę; wprowadza w szeregi pewność, reguluje tempo gry, a także umiejętnie wyprowadza akcję spod pola karnego własnej drużyny.
Paweł Król