Wczorajszy mecz. Polska – Armenia 2:1

Cieszmy się z trzech punktów, ale może niezbyt głośno.
Przed meczem, w Polsacie Sport, trafiam na ciekawą dyskusję na temat Artura Jędrzejczyka i jego pozycji na boisku. Trafnie, trochę złośliwie punktuje Romana Kołtonia Wojciech Kowalczyk („- To urodzony lewy obrońca. – Urodzony lewy obrońca bez prawej nogi”). Z przejęciem podawane głupoty i banały przez Kołtonia sprawiają, że wyłączam. Nie mogę go słuchać.
***
Fakt: to w sumie ciekawe, że Jędza – nominalny prawy obrońca – chyba nigdy na swojej pozycji u Nawałki nie zagrał, a próbowany był tam nawet Bartosz Kapustka.
Łukasza Piszczka zastąpił Jakub Błaszczykowski, który dawno temu grywał na prawej obronie. Za Arka Milika – Łukasz Teodorczyk. W pomocy Maciej Rybus.
Goście – co chyba wystarczy, jeżeli chodzi o analizę ich składu – bez kontuzjowanego Henricha Mychitariana.
***
Na sztucznej nawierzchni w Astanie Rumuni potwornie męczyli się z Kazachami. I wymęczyli – podobnie jak Polacy – jedynie remis. Tyle że mniej efektowny – 0:0.
***
Gdyby tylko Polacy grali w drugich połowach tak, jak w pierwszych… – mógł pomyśleć niejeden kibic. Ale też inny mógł to skontrować: gdyby w pierwszych grali tak, jak w drugich, moglibyśmy zapomnieć o mistrzostwach świata. Mecze przeciwko Kazachom i Duńczykom ewidentnie pokazały, że jeśli pierwsze 45 minut to dla naszych spacerek, to drugie – irracjonalnie koszmarna przeprawa.
***
„Jak szczelimy pierwszą bramkę, będzie nam się łatwiej grało”, stwierdził Tomasz Hajto. Święte słowa, panie Tomku!
***
Wydawało się, że Polacy posłuchają komentatora Polsatu i załatwią sprawę raz dwa. Główka Macieja Rybusa, akcja Roberta Lewandowskiego, brak karnego dla nas (choć dziś przepisy dotyczące zagrania ręką zmieniają się, mam wrażenie, co kwadrans, więc może Sławomir Stempniewski uznałby, że słowacki sędzia Ivan Kružliak zachował się prawidłowo), Łukasz Teodorczyk mija się z piłką, znów Lewy mógł trafić, obrońca gości wybija futbolówkę z linii… Działo się. Aż dziw, że Arsen Beglarjan zachował czyste konto.
Trzeba też jednak przyznać, że podopieczni Warużana Sukiasjana wyprowadzili groźną kontrę, na szczęście dla nas zakończoną nieudacznie. Do myślenia mógł dać fakt, że ta akcja została stworzona, gdy Ormianie grali w dziesięciu, bowiem w 31. minucie z boiska wyleciał Gaël Andonian. Hajto marudził coś o głupim faulu zawodnika Olympique’u Marsylia, a ten po prostu zagrał źle, próbując zatrzymać Teodorczyka. Zdarza się. To nie było zagranie głupie, jak to Rybusa. O czym za chwilę.
***
Druga połowa miała zadać kłam twierdzeniu, że nasza reprezentacja nie potrafi grać po przerwie. I wydawało się, że tym razem szybko załatwimy rywala. Rzut wolny, zły strzał Lewandowskiego, który zamienił się w samobój Hrajra Mkojana. 1:0, Ormianie grają w dziesięciu, nie da się tego zepsuć.
Chyba że ktoś głupio sfauluje – jak Maciej Rybus. Rzut wolny, znów jakiś farfocel, nieszczęśliwa interwencja Łukasza Fabiańskiego i Marcos Pizzelli trafia na 1:1.
***
A potem to już leciało jak w komedii omyłek. Jakby silniejszy chciał spuścić wpierdol słabszemu, ale co chwilę się potykał, trafiał pięściami w powietrze albo w ścianę. Polacy dominowali, ale przecież Ormianie, grający – powtórzmy – w dziesięciu, mieli swoje okazje.
Kalectwo. pic.twitter.com/pmNxuva2vb
— Mikołaj Nowak (@MikolajNowak) 11 października 2016
Mniej więcej tak szło Polakom w meczu przeciwko Armenii
W przedostatniej akcji Aras Özbiliz zmarnował sytuację sam na sam. Może zabrzmi to złośliwie, ale gdyby zawodnik Beşiktaşu miał umiejętności chociażby Teodorczyka, którymi ten chwalił się w sobotni wieczór, Polacy przegraliby u siebie, grając w przewadze przeciwko 122. drużynie rankingu FIFA.
Chwilę potem Błaszczykowski dośrodkował z rzutu wolnego do Lewandowskiego i dwóch zawodników, których dziś akurat nie musieliśmy się wstydzić, dało nam trzy punkty. W ostatniej akcji meczu.
Jasne, trzy oczka muszą cieszyć, ale radość powinna być stłumiona. Nie wygraliśmy z Rumunią czy Czarnogórą, ale z Armenią grającą bez najlepszego piłkarza, drużyną należącą do federacji mającej tyle problemów, że nie zaszkodziłoby wysłanie im Smudy i Laty.
**
Kuba, Lewy – ok. Może też Piotr Zieliński. Inni (nie wliczam Jędrzejczyka, który doznał kontuzji), miejmy nadzieję, nie zagrają w kadrze nigdy tak źle, jak we wtorek. Bo np. taki Grzegorz Krychowiak pokazał na Stadionie Narodowym, że obecnie jest w formie nie tyle czwartego czy piątego w kolejce do pierwszego składu pomocnika Paris SG, a Paris FC z Ligue 2.
***
11 listopada gramy na wyjeździe z Rumunią. Na pocieszenie: kibice drużyny prowadzonej przez Christopha Dauma są – po remisie z Kazachami – mniej więcej w takim nastroju, jak fani biało-czerwonych.
Niestety, pewny awans do MŚ w Rosji ma tylko zwycięzca grupy. Na szczęście nie ma w grupie E drużyny, która w kraju Putina mogłaby cokolwiek osiągnąć. Żadnych Niemców czy Portugalczyków. Na Euro byliśmy na ich poziomie. Dziś jesteśmy na poziomie przedmeczowych dywagacji Kołtonia.
***
Tomasz Hajto podsumował grę polskiej reprezentacji słowami: „Nie należał się nam nawet remis”. Może przesadził komentując na gorąco. Ja go rozumiem.
***
Eliminacje do MŚ Rosja 2018, grupa E
11 października 2016, stadion PGE Narodowy w Warszawie
Polska – Armenia 2:1 (0:0)
1:0 Hrajr Mkojan 48. (s)
1:1 Marcos Pizzelli 50.
2:1 Robert Lewandowski 90.
Sędziował: Ivan Kružliak (Słowacja).
Czerwona kartka: Gaël Andonian (30.)
Widzów: 44 786.
Polska: Łukasz Fabiański – Jakub Błaszczykowski, Kamil Glik, Thiago Cionek, Artur Jędrzejczyk (34. Paweł Wszołek) – Kamil Grosicki (70. Bartosz Kapustka), Grzegorz Krychowiak, Piotr Zieliński, Maciej Rybus – Łukasz Teodorczyk (85. Kamil Wilczek), Robert Lewandowski. Trener: Adam Nawałka.
Armenia: Arsen Beglarjan – Wahagn Minasjan, Warazdat Harojan, Hrajr Mkojan, Gaël Andonian, Lewon Hajrapetjan – Kamo Howhannisjan (60. Araz Özbiliz), Artak Grigorjan, Karen Muradjan (34. Taron Woskanjan), Dawit Manojan – Marcos Pizzelli (85. Dawit Hakobjan). Trener: Warużan Sukiasjan.
soccerway.com
Marcin Wandzel