Wczorajszy mecz. Polska – Irlandia 2:1

Reprezentacja Polski zrealizowała swój plan i uzyskała awans do finałów Mistrzostw Europy 2016!

Nasza kadra uporała się w ostatnim grupowym meczu z twardo grającymi Irlandczykami.

Wczorajsza rywalizacja obu drużyn na Stadionie Narodowym w Warszawie była bardzo zacięta. Goście od samego początku atakowali polskich piłkarzy: podchodzili blisko i nie zostawiali nam dużego pola manewru. Pierwsze minuty zresztą nie należały do najlepszych w wykonaniu Polaków. Byliśmy w tej grze równie nieustępliwi, co ekipa prowadzona przez Martina O’Neilla, ale dość wyraźnie brakowało w naszych szeregach szybkich i precyzyjnych podań, które pozwalałyby na wydostanie się spod pressingu stosowanego przez przyjezdnych. Dla równowagi i w gwoli sprawiedliwości można jednak przy tym zaznaczyć, że rywale również mieli z tym problem: w odbiorze piłki spisywali się nieźle, w budowaniu ataku – dość nieporadnie.

Taki obraz nie trwał długo – jeszcze przed upływem kwadransa objęliśmy prowadzenie. Wcześniej uzyskaliśmy rzut rożny, który sprytnie w swym zamyśle wykonał Kamil Grosicki. Wykonał on po prostu w pewnym sensie przerzut piłki. Ale nie spod jednego narożnika boiska pod drugi, tylko do środka. Tam już, przed polem karnym Irlandii, miejsce zajął Grzegorz Krychowiak. Przyjął nieobstawiony przez przeciwnika piłkę i następnie oddał silne i rotacyjne uderzenie. Piłka minęła łukiem zastawiających dostęp do bramki obrońców i wpadła przy samym słupku do siatki. Zastępujący Shaya Givena między słupkami Irlandii Darren Randolph, będąc zasłoniętym w tej sytuacji, nie zdążył nawet zareagować.

Radość Polaków z gola nie trwała długo. Już parę chwil później turecki sędzia użył ponownie gwizdka i wymownym ruchem ręki wskazał na rzut karny dla rywali Polski. Jak pokazały kamery, gdzieś na wysokości pola karnego Michał Pazdan próbował wygarnąć piłkę sprzed nosa atakującemu zawodnikowi. Zrobił to w sposób zdecydowany, ale jego noga powędrowała bardzo wysoko i niezgodnie z przepisami. Arbiter był nieugięty i nawet nie chciał słuchać zgłaszanych przez polskich graczy protestów. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł doświadczony i mocno zbudowany Jonathan Walters. Nie pomylił się: oddał silny strzał przy samym słupku i, pomimo wyczucia przez Łukasza Fabiańskiego intencji wykonawcy, wynik na tablicy uległ zmianie.

Polacy po tej rychłej stracie zaczęli odważnie i w zdecydowany sposób atakować. Kilka razy prawą stroną boiska, na której grali odpowiednio Łukasz Piszczek i Paweł Olkowski. Zbiegał tam też niekiedy ze środkowej strefy Krzysztof Mączyński. Kilka razy doszło nawet do zamieszania i zagrożenia po tych akcjach, do których dołączał się również aktywny Robert Lewandowski. Wynik jednak się nie zmieniał.

Mecz coraz bardziej przypominał zażartą walkę. Nikt z przebywających na boisku nie odstawiał nogi czy głowy. Problemy z powstrzymywaniem naszego kapitana mieli obrońcy Eire. Ruch i ta wzmożona aktywność to był duży atut, od którego wychodził wczoraj Lewandowski. Dokładał do tego szybkość, siłę i trochę sprytu czy – mówiąc potocznie – cwaniactwa. Raz po raz wyciągał on spod pola karnego wysokiego stopera Johna O’Shea. Jeśli czegoś brakowało w tym okresie gry, to na pewno większej ilości uderzeń na bramkę czy też rozwinięcia akcji i ostatniego podania.

W 42. minucie ponownie Polska wyszła na prowadzenie. Pomocnik Mączyński wywiązał się ze swojej roli i popisał się miękkim i dokładnym dośrodkowaniem piłki do środka, gdzie z impetem zaatakował ją głową Lewandowski. Połączenie techniki i siły przyniosły powodzenie i Randolph po raz drugi wyciągnął piłkę z siatki.

inpho_00978990

Druga połowa znacząco nie różniła się od pierwszej. Irlandia wprawdzie atakowała często, próbowała atakować. Były to ataki schematyczne, głównie lewą stroną boiska, które szczelnie było pilnowane przez naszych defensorów. W centrum też nasi gracze dawali sobie radę. I próby ataku Irlandczyków kończyły się brakiem większego zagrożenia.
Pewnością interwencji na przedpolu imponował Fabiański. Wspominam o tym fakcie, bo może nie miał zbyt dużo do wykazania się po strzałach rywali. Za to już liczne dośrodkowania piłki przez Irlandię padały jego łupem.

Tak to wyglądało prawie do samego końca. Miał jedną wyśmienitą okazję do podwyższenia wyniku Grosicki, ale trafił prosto w bramkarza. Później już tylko upragniony przez Polskę awans stał się faktem…

Paweł Król