Wczorajszy mecz. Real Madryt – Celta Vigo 2:0
Boys are back in town.
Ligę Mistrzów oglądam ostatnio na ruskich streamach. Słuchanie Hajty czy Kołtonia to dla mnie zbyt wiele, a rosyjscy komentatorzy pięknie wymawiają takie słowa jak „gieroj”, „Krisztiano” czy „nieudaczny”.
***
Zapamiętałem rosyjski komentarz jako powściągliwy i jednoosobowy. Gość nie mówi prawie wcale, głos lekko podnosi, wymawiając słowo „udar” (jakoś nigdy nie pomyślałem o jego polskim znaczeniu). Teraz jest inaczej. Komentatorzy zza wschodniej granicy stali się gadatliwi, no i jest ich dwóch. To już nie to, co kiedyś, ale… wszystko, tylko nie Polsat.
***
Przed meczem Real Madryt – Celta Vigo wybór też był prosty, gdyż w dziupli Canal+ Sport znalazła się absolutnie straszna para komentatorska: Leszek Orłowski – Piotr Laboga. A to przecież wyjątkowy mecz, bo na Santiago Bernabéu wrócił Zinédine Zidane. Żeby nie psuć sobie święta, olewam Canal+ i włączam hiszpańskich speców od nawijania do mikrofonu.
***
Zidane wrócił i wystawił swoich ulubieńców, którzy nie mieli miejsca w wyjściowej jedenastce, gdy trenerem był Santiago Solari: Keylora Navasa, Isco, Marcelo, Marco Asensio (jego poniekąd usprawiedliwiają kontuzje). Również Gareth Bale, nie zawsze pierwszy wybór Zizou, rozpoczął mecz od początku.
***
Jeden z najwybitniejszych trenerów w historii (chyba można go tak nazywać) 13-krotnego zdobywcy Pucharu Europy nie sprawił, że na Santiago Bernabéu stawił się komplet widzów. Zidane musiałby przywieźć ze sobą Cristiano Ronaldo albo sam wrócić do gry w piłkę, by na stadionie zabrakło wolnych miejsc.
***
Pierwsza połowa rozczarowała. Celta Vigo – w sumie nie tak dawno przecież szalejąca w Lidze Europy – pozbawiona Iago Aspasa, jest po prostu drużyną słabą, a Królewscy nie pokazywali niczego wielkiego.
Wybitną interwencją popisał się Navas. Ci, którzy po transferze Thibaut Courtois mówili, że lepsze jest wrogiem dobrego, mogli poczuć satysfakcję.
***
Retro: ten szeroko uśmiechnięty król środka pola grał i w Celcie, i w Realu Madryt. Pablo Gabriel García Pérez… Skomentuję tak jego transfer do Madrytu: Thomas Gravesen był przynajmniej zabawny.
***
Hiszpańscy komentatorzy rozczarowali, obraz był taki sobie, więc przełączyłem na Canal+. Nazwijcie to mową nienawiści, ale nigdy więcej tych dwóch pajaców, którzy tam komentowali.
***
W drugiej odsłonie meczu mieliśmy już stary dobry zidane’owy Real. Gole zdobyli Isco (po akcji z Asensio i Karimem Benzemą) oraz Bale, co… według mnie nie najlepiej o nim świadczy. Obrażony na poprzednika Zizou Walijczyk nagle zaczął zasuwać nawet w obronie, był najlepszy na boisku. Wcześniej, gdy drużyna potrzebowała lidera, wolał strzelać fochy.
***
Real na mistrzostwo nie ma szans (tzn. ma, ale tzw. matematyczne). Walczy o drugie miejsce z Atlético, które przeżywa trudne chwile. Najpierw CR7 pokazał, że ma większe jaja niż Simeone, przez co Los Colchoneros pożegnali się z Ligą Mistrzów, teraz Athletic Club pokonał ich w Bilbao.
***
2:0 u siebie z będącą w strefie spadkowej Celtą Vigo – nikogo to nie rzuci na kolana, ale przecież nikt, kto ma wszystkie klepki na miejscu, nie będzie się czepiał ani piłkarzy, ani nowego-starego trenera Realu po takim meczu.
***
Po golu Bale’a, przy którym asystował Marcelo, Ray Wilkins zaczął się drzeć: „Boys are back in town!”. Coś w tym jest. Kibice Realu mają nadzieję na lepsze czasy, więcej – wielu z nich ma pewność, że te szybko nadejdą.
Gorzej z fanami Celty. 30 marca arcyważny mecz – na Estadio Balaídos przyjedzie 17. w tabeli Villarreal.
***
Real Madryt – Celta Vigo 2:0 (0:0)
1:0 Isco 62′
2:0 Gareth Bale 77′
Marcin Wandzel