Wczorajszy mecz. Tottenham Hotspur – Newcastle United 0:1

Andrzej Twarowski stwierdził niedawno, że André Villas-Boas to właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Jeżeli został wynajęty po to, by zanudzać na śmierć postronnych obserwatorów albo doprowadzać do frustracji kibiców Spurs, to chyba rzeczywiście pasuje do drużyny z White Hart Lane niczym białe skarpety do adidasów.

Gdy Koguty prowadził Harry Redknapp, a w składzie byli Gareth Bale i Luka Modrić, na mecz tej drużyny czekałem jak na dwa odcinki ulubionego serialu, bowiem często była to dobra rozrywka dwa razy po 45 minut. Teraz oglądanie ekipy z White Hart Lane to raczej nie jest „Breaking Bad” albo „The Wire”, a atrakcja na miarę orędzia noworocznego prezydenta.

Oczywiście, ktoś zauważy, że Redknapp, mając i Chorwata, i Walijczyka w składzie, miał łatwiejsze zadanie, by ustawić drużynę tak, aby grała ładną piłkę. Ale przecież w ubiegłym sezonie Tottenham, jeszcze z Bale’em, grał brzydziej niż za Redknappa, a Modricia zastąpił prawie tak efektownie grający zawodnik jak on – Moussa Dembélé (inna sprawa, że ostatnio Belg spisuje się fatalnie). A Christian Eriksen czy Erik Lamela to też nie są piłkarze o charakterystyce Brede Hangelanda.

avb dance
Gareth Bale opuścił imprezę, a David Villa jednak nigdy na nią nie dotarł

Newcastle United to najbardziej francuska drużyna w Premier League. W ostatnim meczu (2:0 przeciwko Chelsea) Alan Pardew wystawił sześciu Francuzów, a siódmy wszedł z ławki. Mieliśmy też na St. James’ Park dwa francuskie gole i jedną francuską asystę. Do meczu ze Spurs Sroki zdobyły w lidze 14 bramek. Tylko jedna z nich była dziełem piłkarza z Wysp, konkretnie Walijczyka Paula Dummetta. Newcastle to drużyna o dość dużym potencjale (Tim Krul, Hatem Ben Arfa, Yohan Cabaye, Loïc Rémy…), ale nieprzewidywalna. Wygrać z Chelsea? Żaden problem! Przegrać z Sunderlandem? Da się zrobić!

Chłopaki Alana Pardew najwyraźniej nabrali pewności siebie po wygranej z The Blues, bowiem około 10. minuty zaczęli szturmować bramkę Brada Friedela. 42-letni Amerykanin zastąpił Hugo Llorisa, który podczas meczu z Evertonem (0:0) stracił przytomność. Swoją drogą to, że pozwolono mu wtedy kontynuować grę, raczej nie było najbardziej rozsądną decyzją w historii Premier League.

Friedel najpierw pokazał, że ponadczterdziestoletni golkiper niekoniecznie musi grać w drużynie oldbojów, ale w 13. minucie nie dał rady powstrzymać Francuza Rémy’ego, który świetnie wykorzystał idealne podanie Francuza Yoana Gouffrana. Zanim Francuz obsłużył Francuza, piłkę stracił Paulinho. Mam kłopot z Brazylijczykiem: niby wszyscy go chwalą, niby ma przebłyski, ale według mnie jest on tak brazylijski, jak NRD była demokratyczna. Porusza się, jakby wpadł po przyjacielsku przestawić meble, a nie kopać piłkę. Tak czy siak, Koguty były faworytem, ale Sroki „sprzedały im tzw. dzwona”, jak to ładnie ujął Kamil Kosowski.

Obrońca gospodarzy Jan Vertonghen też sprzedał dzwona. Tyle że Mathieu Debuchy’emu – kolanami w żebra. Według mnie żółtko, według Marcina Rosłonia – nic nie było. Pewnie ma rację, w końcu to on grał w Legii. No i nie jego żebra. Przynajmniej dowiedzieliśmy się, że były gracz Lille ma tatuaże również na plecach.

Jeden z najbardziej wyświechtanych futbolowych zwrotów brzmi: „Bramkarz bronił jak w transie”. No i w trans wpadł Krul. Holenderski golkiper Newcastle robił w tym spotkaniu rzeczy fenomenalne. Może w poniższej akcji wygląda trochę jak naspidowany Kermit, ale w skali od 1 do 10 daję mu 11. Brawa również dla Mapou Yangi-Mbiwy, który pomógł golkiperowi.

krul

Spurs atakowali i stwarzali okazje. Ale co z tego, skoro żaden z zawodników gości nie miał swojego dnia, a Król Krul pewnie zachowałby wczoraj czyste konto nawet wtedy, gdyby w ataku drużyny Villasa-Boasa grali Cristiano Ronaldo, Lionel Messi i Robin van Persie.

Oglądając Tottenham, mam nieprzyjemne wrażenie, że ci piłkarze, nawet jak robią fajną akcję, mają lekko spętane nogi. Chyba nie jest przypadkiem to, że zdobywają tak mało bramek. Podobne wrażenie odnoszę, patrząc na Chelsea José Mourinho. Potencjał jest, ale czasem aż zęby bolą, gdy widzi się, ile z niego przekuwane jest na dobrą grę. Oczywiście, nie ma co wyciągać wniosków z tego, że AVB to były uczeń Special One, ale też trudno nie pomyśleć o tym, że obaj panowie pracowali razem, gdy Spurs i Niebiescy nie grają na miarę oczekiwań w tej samej kolejce.

Poza tym, choć trudno coś przewidzieć w futbolu, to bardzo się zdziwię, jeśli Koguty z Roberto Soldado w składzie osiągną cokolwiek. Jego przydatność do gry w klubie z ambicjami została już chyba zweryfikowana, gdy wrócił do Realu Madryt za kadencji Bernda Schustera. Jasne, to było dawno, ale chyba nikt nie powie, że to gość o umiejętnościach Ruuda van Nistelrooya czy wspomnianego Davida Villi. Według mnie to nawet nie jest Emmanuel Adebayor.

A jeżeli chodzi o Newcastle, to należy im pogratulować zwycięstwa na White Hart Lane, ale i zauważyć, że przy przeciętnie grającym Tottenhamie wyglądali w drugiej połowie jak drużyna sklecona z kibiców Srok skacowanych po imprezie z okazji zwycięstwa nad Sunderlandem. Tim Krul nie zawsze będzie miał dzień konia.

Krytykuję drużynę, która najpierw pokonała Chelsea, a potem Tottenham na wyjeździe. Najwyraźniej pora kończyć.

***

10 listopada, 13:00, White Hart Lane (Londyn)

Tottenham Hotspur – Newcastle United 0:1 (0:1)
0:1 Loïc Rémy 13′

Sędziował: Chris Foy.

Widzów: 36 042.

Tottenham Hotspur: Brad Friedel – Kyle Walker, Michael Dawson, Vlad Chiricheș (46′ Younes Kaboul), Jan Vertonghen – Paulinho, Moussa Dembélé (46′ Sandro) – Aaron Townsend, Christian Eriksen, Gylfi Sigurðsson (69′ Jermain Defoe) – Roberto Soldado. Trener: André Villas-Boas.

Newcastle United: Tim Krul – Mathieu Debuchy, Mark Williamson, Mapou Yanga-Mbiwa, Mathieu Debuchy, Davide Santon – Moussa Sissoko, Cheikh Tioté, Yohan Cabaye, Yoan Gouffran (85′ Gabriel Obertan) – Shola Ameobi (60′ Vurnon Anita), Loïc Rémy (75′ Papiss Cissé). Trener: Alan Pardew.

Marcin Wandzel