Dzisiejszy mecz. Tottenham Hotspur – Southampton 5:2

Harry Kane ma co świętować. Nie dość, że w kończącym roku okazał się być lepszym strzelcem niż Leo Messi czy Cristiano Ronaldo, to na dodatek pobił stary jak świat rekord Alana Shearera.

Dobrze pamiętam tamten czas, gdy Kane wrócił na White Hart Lane. Mauricio Pochettino dawał mu szansę w końcówkach meczów, a ja, widząc młodego Anglika, myślałem: – Matko, co za drewno. Poche na siłę wprowadza jakiegoś Angola.

Harry rzeczywiście robił wrażenie gościa, który nie potrafi przyjąć piłki, nie mówiąc o minięciu rywala i zdobyciu bramki. Aż tu nagle – bum! Chłopak dwa razy został królem strzelców, porównywany jest z Alanem Shearerem, łączony z Realem Madryt i choć wciąż czasem nie porusza się z gracją piłkarskiego artysty, to zapakuje ci bramkę z lewej nogi, prawej, głową, poda na nos do kolegi, trafi z wolnego… „Napastnik kompletny” – używając oklepanego określenia piłkarskich komentatorów.

Dziś miał szansę, by zostać najlepszym snajperem 2017 roku.

***

Tracę niekiedy cierpliwość do ukochanej Premier League. Niektórzy piali z zachwytu nad niedawnym meczem Liverpool – Arsenal (3:3). Oczywiście, trudno nie wstać z fotela, gdy jakaś drużyna trafia trzy razy do siatki w sześć minut. Mnie jednak ten mecz skojarzył się z dobrą, typowo rozrywkową produkcją filmową. Świetnie się ogląda, ale po seansie pozostaje niedosyt. Wolałbym 1:1, ale z grą obronną dająca nadzieję, że PSG czy Bayern nie zrobi z obu ekip miazgi. No, akurat Arsenalu w tym sezonie ten problem nie dotyczy.

Fakt, że Manchester City musiałby zatrudnić obronę Liverpoolu, Karima Benzemę oraz imprezować przez tydzień z Charlesem Bukowskim i GG Allinem, by przegrać mistrzostwo, też nie pomaga.

***

Kto rywalem Spurs we wtorkowe wczesne popołudnie? Southampton – drużyna systematycznie drenowana z zawodników przez Liverpool. Zaraz ktoś „wydrenuje” Virgila van Dijka, który ewidentnie znudził się życiem w mieście z hrabstwa Hampshire. Pewnie znów ekipa z Anfield. A może City? Czy zwiększy to szansę na grę Jana Bednarka? Chyba nikt w to nie wierzy.

Święci osiągali świetne wyniki. Tak świetne, że ósme miejsce, zdobyte w ubiegłym sezonie pod wodzą Claude’a Puela, wydało się szefom klubu z St Mary’s Stadium rozczarowujące. Lepsze jest wrogiem dobrego. Przed meczem na Wembley Stadium piłkarze nowego trenera, Mauricio Pellegrino, mieli trzy punkty przewagi nad strefą spadkową. Żeby było ciekawie, Argentyńczyk, który nie radzi sobie w Anglii, w ubiegłym sezonie osiągnął wynik ponad stan: łatwe utrzymanie w La Liga i finał Pucharu Króla (przegrany z Barceloną) z Deportivo Alavés. Teraz drużyna trenera Abelardo, pozbawiona dwóch najlepszych zawodników – Theo Hernándeza i Marcosa Llorente – ma tyle samo punktów, co otwierające strefę spadkową Deportivo La Coruña. Aha, Theo i Marcos w Realu Madryt prawie nie grają. „Futbol bywa przewrotny”.

Ale wróćmy może z Vitorii do Londynu.

Spurs grali bardzo dobrze, z polotem. Było widać, że gol jest kwestią czasu. W 22. minucie Kane dogonił Messiego, zdobywając 54. bramkę w 2017 roku. Najpierw świetną akcją popisał się Danny Rose, którego przed polem karnym sfaulował Pierre-Emile Højbjerg. Doskonała centra Christiana Eriksena i najlepszy napastnik Premier League otworzył wynik meczu, mając przy sobie dziwnie statycznego Oriola Romeu, który dotychczas grał naprawdę dobrze.

Po chwili mieliśmy futbolowe jaja. Zła interwencja Hugo Llorisa, zwrotne podanie głową Rose’a do francuskiego golkipera i jego niemal żonglerka piłką na linii bramkowej. Wyglądało to komicznie, lecz jeden z najzabawniejszych samobójów w historii futbolu koniec końców nie padł.

***

„[Matt] Targett… Nieźle się, można powiedzieć żartobliwie, targetował w tym ataku” – to Piotr „Chelsea Londyn” Laboga, ekspert od hiszpańskiej piłki na gościnnych występach.

***

38. minuta. Dele Alli świetnie zagrywa do Heung-Ming Sona, ten wystawia patelnię Kane’owi i Anglik zostaje najlepszym strzelcem 2017 roku. Za nim wspomniany Messi, ale i paru innych nie najgorszych grajków: Cristiano Ronaldo, Robert Lewandowski czy Edinson Cavani. Czy ktoś, może poza kibicami Arsenalu, ma wątpliwości co do tego, czy 24-latek z Walthamstow to wybitny snajper?

Dodajmy, że Harry pobił też 22-letni rekord Shearera, zostając Anglikiem z największa liczbą goli w roku kalendarzowym. 39:36!

**

Druga połowa to wpierw mocne akcenty gości: szybka kontra po błędzie Erica Diera, fatalnie wykończona przez Shane’a Longa (czy on jeszcze kiedyś trafi do siatki?) oraz poprzeczka po strzale Mario Leminy. Co z tego, skoro zaraz Dele trafił na 3:0, a Son kompletnie pozbawił złudzeń piłkarzy Southampton FC czwartym golem.

Spurs grali chwilami porywająco i po prostu zdemolowali Świętych. Kwartet ofensywny – Kane, Dele, Eriksen i Son (Rafał Nahorny trochę niesprawiedliwie mówi o „trójkącie bermudzkim”) – to jedna z najlepszych i najpiękniej grających formacji ofensywnych w Europie. A Southampton to dobra drużyna, tylko wyników brak. I nic tu, oczywiście, nie zmieniają gole Sofiane’a Boufala i Dušana Tadicia (błędy popełnił lekko śpiący Lloris). Pellegrino chyba może się pakować.

Marcin Wandzel