Wędrówka bez ślimaka. Czarni, Matka Boska i koreańskie sieroty

Kto by się spodziewał, że niecałe 300 km od domu trafimy na miejsce jak z horroru.

Ale o tym za chwilę. Najpierw piłka nożna.

Od jakiegoś chciałem zobaczyć Lwówek Śląski. Tzw. pandemia oraz patologiczne domatorstwo oddalało moment wielkiego wojażu. W końcu jednak wybraliśmy się do dolnośląskiego miasta.

Zanim o samym Lwówku-mieście, wpierw wiadomo o czym.

Czarni Lwówek Śląski
Na każdym wyjeździe trzeba zaliczyć jakiś stadion. Tym razem ten zaszczyt spotkał obiekt przy ul. Kościuszki 3, na którym trenują i grają zawodnicy LKS Czarnych Lwówek Śląski – klubu jeleniogórskiej okręgówki, który sezon 2020/2021 zakończył na ósmym miejscu. Trzy ostatnie kolejki odwołano, lecz żółto-zieloni nie mieli już szans na awans, nie musieli też się martwić o spadek.

Mogący pomieścić – według danych 90minut.pl – 1000 osób stadion okazał się być mniej więcej taki, jakim go sobie wyobrażałem, czyli w swej prostocie przywołujący wspomnienia dawnego kopania piłki od rana do wieczora. Ktoś, komu rzeczywistości nie przesłaniają wakacyjne słońce i lwóweckie piwo, może powiedzieć, że te widoki kojarzą się po prostu z brakiem kasy. No ale dobrze, że jest, że parę osób kopało tu piłkę albo biegało naokoło boiska.

Jak co roku, jak w każdym miejscu – nie załapaliśmy się na mecz.

Gdyby ktoś pytał, gdzie pracują mieszkańcy Lwówka, odpowiedź mogą dać autokary zaparkowane na stadionie. Bodaj tylko jeden z nich nie informował, że da się nim dojechać do Amazona.

Lwówek Śląski…
…to miejscowość niezwykła. Jeśli mieszkasz tam na co dzień, pewnie w końcu przestajesz na to zwracać uwagę, ale przyjezdny może patrzeć na to wprost z niedowierzaniem. Na co? A no na to, że we Lwówku przykłady architektonicznej kiły, jaką są zwykłe bloki, sąsiadują z basztami, murami obronnymi czy z niesamowitą Czarną Wieżą.

Oto pierwszy dialog, jaki miałem przyjemność odbyć po przyjeździe (nie licząc samochodowych pogadanek z żoną).

– Dzień dobry! Szukamy Czarnej Wieży, mamy tam nocleg.
– Czarnej Wieży? Pierwsze słyszę, a mieszkam tu od lat.

Faktycznie, trudno zauważyć to neogotyckie cudo, gdy przebywa się we Lwówku dłużej niż trzy minuty. Ale mieszkańcy ogólnie bardzo mili.

Miasto jest zdecydowanie warte obejrzenia. Dobrze przed przyjazdem zrobić sobie kurs jego historii.

Dzieci można zabrać do Zamku Śląskich Legend w Pławnej Dolnej:

Jeśli ktoś lubi się wyciszyć w towarzystwie przyrody, koniecznie musi pójść do Szwajcarii Lwóweckiej. „Największe poza Górami Stołowymi zgrupowanie piaskowcowych form skalnych” (swiat-gor.pl) to kapitalne miejsce, żeby się wyciszyć, odpocząć od ludzi, samochodów itp. Zamiast map Google’a, polecam zagadać do autochotona.

Z innej beczki: jak widać, we Lwówku udzielają się również kibice PiS i PO:

Jelenia Góra
Z Lwówka blisko do Jeleniej Góry, więc grzechem byłoby się tam nie wybrać. Na miejscu zastała nas ulewa, więc schowaliśmy się w Piwiarni Warka, żeby zobaczyć, czy Hubert Hurkacz poradzi sobie z Matteo Berrettinim. Muszę przyznać, że odzwyczaiłem się od picia takich szczochów, jak Warka. Dobrze, że w Lwówku mają swój browar (najbardziej podszedł mi niefiltrowany Jankes, ale porter i książęce też są bardzo dobre).

Jakoś tak chyba bezmyślnie łaziłem po tej Jeleniej Górze, bo najbardziej w pamięci utkwił mi ten napis na murze:

Ale jest w tym mieście co oglądać:


W cukru.cafe można było zjeść dobrą pizzę i zabić smak Warki IPĄ

Płakowice
Na koniec krótkiego pobytu w Lwówku i okolicach postanowiliśmy zahaczyć o zamek w Płakowicach (kiedyś była to wieś, obecnie jest to część Lwówka Śląskiego). Jak się okazało, była to najciekawsza część wyjazdu.

Nie będę tu opowiadał historii tego miejsca, w końcu każdy może sobie poszukać w sieci, co to za budowla i jakie niesamowite historie się z nią wiążą, ale wystarczy powiedzieć, że w latach 50. znajdował się w Płakowicach tajemny ośrodek wychowawczy dla koreańskich sierot. Tak, rzeczywiście tak było, a poczytać można o tym w książce „Skrzydło Anioła” Jolanty Krysowatej.

To przeszłość, a teraźniejszość? Gdy weszliśmy na teren w oczy rzucił się kolorowy autobus, należący – jak się okazało – do Chrześcijańskiego Ośrodka Elim.

Za nim można było zobaczyć budynki owego ośrodka dla sierot (wcześniej szpitala psychiatrycznego) i inne pomieszczenia, należące, jak sądzę, do Elimu – na drzwiach pajęczyny, wszystko pozamykane (niestety, dozorca nie zapomniał o żadnym zamku), lecz nie wszystko zabrane, gdyż w jednym z pomieszczeń widać było m.in. naczynia kuchenne oraz materace i łóżka polowe.

Ostatni wpis na stronie Elim pochodzi z jesieni ubiegłego roku, budynki wspólnoty wyglądają jednak na opuszczone dużo wcześniej. Niczym z horroru, w którym głowni bohaterowie pojawiają się w obcym, wymarłym mieście. Niesamowite miejsce.

Obok mieścił się zamek, po którym widać, że ktoś dba o niego:

Jak już kiedyś pisałem, nie pojawia się u mnie od pewnego czasu ten dreszczyk emocji, który towarzyszył mi dawniej, gdy przyjeżdżałem do nowego miejsca. Niezależnie, czy był to Londyn, czy ostatnie pierdziszewo. Tak czy siak, warto od czasu do czasu ruszyć dupę. Jeszcze tyle stadionów i dziwnych miejsc do zobaczenia. A w odpowiednim towarzystwie to i stadion Czarnych Lwówek Śląski jest niczym Estadio Santiago Bernabéu.

Szkoda tylko, że przeglądając zdjęcia z kolejnych lat, widzisz, że łeb robi się coraz bardziej siwy.

W każdym razie – na zdrowie!

Marcin Wandzel