Wędrówka bez ślimaka. Widzew Łódź – Puszcza Niepołomice

Byliśmy świadkami historycznego debiutu ekipy „Żubrów” w ekstraklasie.

Puszcza była prawdziwą rewelacją ubiegłego sezonu Fortuna I ligi. Na koniec sezonu zajęła 5. miejsce, a przed nią były tylko ŁKS Łódź, Ruch Chorzów, Bruk-Bet Termalica Nieciecza oraz krakowska Wisła. Drużyna z Niepołomic wywalczyła awans do ekstraklasy w barażach – najpierw rozbijając przy Reymonta w Krakowie Wisłę 4:1, a później zwyciężając po dogrywce ekipę z Niecieczy 3:2.

Los Tułacza
Głównym architektem sukcesów Puszczy jest Tomasz Tułacz. W sierpniu minie osiem lat, odkąd został szkoleniowcem teamu z Niepołomic. To najdłużej pracujący trener na szczeblu centralnym. 53-latek zapowiadał się na niezłego napastnika: jako młodzieżowiec grał w mieleckiej Stali, dość regularnie dostawał też powołania do olimpijskiej reprezentacji Janusza Wójcika. W pewnym momencie jednak „Wójt” zeń zrezygnował, a i Tułacz osiadł na laurach, nie ruszając się z Podkarpacia. Stal Mielec, Stal Stalowa Wola, Stal Rzeszów i Tłoki Gorzyce – w tych zespołach grał. Pracował także w Mielcu, w Tłokach, w Resovii i tarnobrzeskiej Siarce. W 2015 roku objął Puszczę Niepołomice.

Na historyczny, pierwszy mecz w ekstraklasie Tułacz wystawił pięciu zawodników, którzy nie zagrali w niej nawet minuty (Kewin Komar, Łukasz Sołowiej, Mołdawianin Artur Crăciun, Ukrainiec Roman Jakuba i Słoweniec Rok Kidrič). Poza tym Artur Siemaszko miał na koncie trzy spotkania, Jakub Serafin osiem, a Wojciech Hajda trzynaście. Najwięcej goli w ekstraklasie z ekipy „Żubrów” strzelił Mateusz Cholewiak – dziesięć. To i tak o jednego mniej niż ma na koncie… trener Tułacz.

Bomba Siemaszki
Zapewne mało który z piłkarzy Puszczy grał przy takiej publiczności, jak w niedzielny wieczór. Na stadionie przy Alei Piłsudskiego w Łodzi zasiadło ponad 17 tysięcy widzów, czekających na wygraną Widzewa u siebie od… lutego. Kibice czerwono-biało-czerwonych wierzyli w zwycięstwo, ale z tyłu głowy mieli tragiczną wręcz wiosnę podopiecznych Janusza Niedźwiedzia. Gospodarze zaczęli nieźle; szanse mieli Bartłomiej Pawłowski oraz Hiszpan Jordi Sánchez, lecz prawdziwą bombę – dosłownie – odpalili przyjezdni. W 9. minucie po stałym fragmencie gry rozrzucili obronę łodzian, piłkę na prawej stronie dostał Siemaszko, zbiegł z nią do środka i fantastycznie wkręcił futbolówkę w okienko bramki Widzewa. Historyczny, pierwszy gol w Puszczy w ekstraklasie był niezwykle efektowny.

Strata podłamała gospodarzy, a Puszcza próbowała wykorzystać swój największy atut, jakim są warunki fizyczne jej piłkarzy. Kidrič wnosi na boisko 194 cm, Crăciun 193, Jakuba 191, a Sołowiej 189. Ułomkami nie są także Cholewiak ze swoimi 184 cm czy Hajda 182 cm, a niżsi od niego o centymetr są Siemaszko, Piotr Mroziński czy kapitan Serafin. Widzew miał kłopot nie tylko z wygraniem pojedynków główkowych, ale i w ogóle z przekroczeniem środkowej linii boiska. Cholewiak nawet trafił do siatki, lecz sędzia odgwizdał spalonego, a w kilku innych sytuacjach pod bramką Słowaka Henricha Ravasa było naprawdę gorąco.

Łodzianie otrząsnęli się po półgodzinie gry, a w 35. minucie wyrównali po szybkiej akcji Ernesta Terpiłowskiego, przepuszczeniu piłki przez Sáncheza i strzałowi w okienko debiutującego w barwach Widzewa Hiszpana Frana Álvareza. Zdobyty gol wyraźnie rozruszał wychowanka Villarrealu CF, bowiem jeszcze przed przerwą miał okazję na drugiego gola, jednak uderzył tuż nad poprzeczką.

Fortel Álvareza
Już chwilę po przerwie w polu karnym Puszczy znalazł się Pawłowski, lecz jego strzał z ostrego kąta obronił Komar. Puszcza po zmianie stron skupiła się na defensywie, co wykorzystali łodzianie. W 55. minucie Pawłowski minął dwóch graczy z Niepołomic i zagrał w pole karne. Tam Álvarez niczym juniora zablokował Siemaszkę i przepuścił piłkę do nadbiegającego Patryka Stępińskiego. Kapitan łodzian mocnym uderzeniem zdobył swoją pierwszą bramkę w ekstraklasie. A występów w niej ma już 112.

W defensywie Puszczy nieźle spisywał się Crăciun. Trudno wymagać od 16-krotnego reprezentanta Mołdawii, by był jakimś wirtuozem, niemniej swoją robotę wykonywał poprawnie, bez ceregieli wybijając piłkę lecącą w stronę jego bramki. W ogóle gra Puszczy opierała się na dalekich, precyzyjnych podaniach i utrzymywaniu się przy piłce przez potężnie zbudowanego Kidriča. Na kwadrans przed końcem Tułacz wpuścił na boisko Jordana Majchrzaka. 18-latek, który w poprzednim sezonie zagrał jeden mecz w Serie A, w AS Roma, mógł zanotować wejście smoka, lecz po zgraniu piłki głową przez wspomnianego wieżowca ze Słowenii, trafił w słupek łódzkiej bramki. Za głowę łapał się Kidrič, a kibice Widzewa odetchnęli z ulgą.

Sprint Shehu
Końcówka należała już do Widzewa. W 85. minucie piłkę pod polem karnym Puszczy wywalczył Terpiłowski i zagrał na prawo do Stępińskiego, który zacentrował w pole karne. Na piłkę nabiegł Pawłowski, lecz jego strzał w sobie znany sposób obrobił Komar. Młodzieżowiec w bramce beniaminka trzykrotnie w niedzielę powstrzymał najlepszego strzelca Widzewa (10 goli) w ubiegłym sezonie. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry Albańczyk Juljan Shehu w siedem sekund wyprowadził futbolówkę spod własnego pola karnego pod „szesnastkę” gości i zagrał na prawo do Łotysza Andrejsa Cigaņiksa. Łotysz, który zanotował fatalną wiosnę, jakimś cudem wcisnął piłkę do siatki między nogami Komara. To była stuprocentowa sytuacja, jaką profesjonalny piłkarz powinien wykorzystywać z zamkniętymi oczami. Choć doliczonych było sześć minut, sędzia Piotr Lasyk przedłużał mecz w nieskończoność. W dziewiątej minucie dodatkowego czasu gry z prawej strony po poprzeczce piłkę dośrodkował były widzewiak Marcel Pięczek, futbolówkę głową zgrał Jakuba, a Kidrič głową ustalił wynik meczu.

Mecz w Łodzi wygrał Widzew, ale Puszcza z pewnością nie ma się czego wstydzić. Podopieczni Tułacza pokazali, że nie zamierzają padać na kolana przed większymi, silniejszymi i mocniejszymi klubami. I nie stoją na straconej pozycji. Przecież biblijna przypowieść o Dawidzie i Goliacie kończy się dobrze dla Dawida…

Grzegorz Ziarkowski