Wędrówka bez ślimaka. Widzieliśmy lidera z Płocka

Co pokazali rewelacyjni „Nafciarze”, nadal przewodzący rozgrywkom PKO BP Ekstraklasy?

Po trzech kolejkach drużyna Mariusza Misiury miała na koncie dziewięć punktów dzięki wygranym z Koroną Kielce, Rakowem Częstochowa (wówczas rozpatrywano to w kategoriach niespodzianki, wszak beniaminek zlał wicemistrza kraju) i smutnym jak pasztetowa w lipcu Piastem Gliwice. W czwartej kolejce płocczanie przyjechali na stadion Widzewa Łódź, który po trzech kolejkach miał na koncie sześć punktów po zwycięstwach z Zagłębiem Lubin oraz GKS-em Katowice.

Na stadionie przy Alei Piłsudskiego w Łodzi Misiura posłał w bój pięciu zawodników krajowych (Rafała Leszczyńskiego, Marcina Kamińskiego, Wiktora Nowaka, Dominika Kuna i Łukasza Sekulskiego) oraz sześciu obcokrajowców. Liderzy PKO Ekstraklasy niemal natychmiast chcieli zaskoczyć widzewiaków i po rozpoczęciu od środka Hiszpan Dani Pacheco dośrodkował na głowę rosłego blondasa z Wysp Owczych, Andriasa Edmundssona, lecz defensor z Płocka nie przejął piłki.

Dobra organizacja
Jeśli drużynę buduje się od bramkarza i defensywy, to Misiura jest niezwykle zdolnym budowniczym. W bramce pewnie spisywał się Rafał Leszczyński, który tylko raz dał się zaskoczyć albańskiemu asowi Widzewa, Juljanowi Shehu. Golkiper Wisły bronił naprawdę dobrze, choć ze strony łodzian próbowali go zaskoczyć Shehu czy Fran Álvarez. Leszczyński błysnął zwłaszcza przy uderzeniach z dystansu Bartłomieja Pawłowskiego pod koniec pierwszej połowy i dwukrotnie Hiszpana Ricardo Visusa w końcówce meczu.

Defensywą płocczan dowodził człowiek w masce, czyli Marcin Kamiński. Siedmiokrotny reprezentant Polski, który wrócił do ojczyzny po dziewięciu sezonach gry w 1. lub 2. Bundeslidze znakomicie kierował obroną. „Nafciarze” kapitalnie się przesuwali, skracali pole gry, zdarzało się, że na dziesięciu metrach broniło aż dziewięciu graczy z Płocka. Łodzianom trudno było się przebić przez tak dobrze zorganizowane zasieki. Kamińskiemu w sukurs przychodzili wspomniany Edmudsson i doświadczony Szwed Marcus Haglind-Sangré. Temu drugiemu upiekło się, gdy sfaulował w polu karnym Mariusza Fornalczyka: sędzia Tomasz Kwiatkowski po analizie VAR „jedenastkę” odwołał. Kontrowersja była wielka, ale ja tutaj nie o tym…

Ciekawym zawodnikiem na prawej obronie jest 25-letni Szwed Kevin Čustović, który odważnie gra do przodu, a w Łodzi mógł mieć asystę. Jednak po jego podaniu piłki w polu karnym nie opanował Bartosz Borowski. Na lewej obronie grał Gruzin Aleksandre Kalanadze. 24-latek to typowy „zapalnik”: może i nieźle wyszkolony technicznie, ale na Widzewie grał mało odpowiedzialnie i powinien wylecieć z boiska za dwie żółte kartki. Nic dziwnego, że po godzinie gry Misiura zdjął go z boiska i wpuścił bardziej przewidywalnego Bośniaka, Bojana Nasticia…

Hiszpańscy dyspozytorzy
Kibice w Łodzi byli ciekawi, jak na swoim dawnym stadionie zaprezentuje się Dominik Kun. Piłkarz, którego gol zapewnił Widzewowi powrót do PKO Ekstraklasy, a rok później jego fenomenalny rajd i gol w Legnicy (Poniedziałkowy mecz. Miedź Legnica – Widzew Łódź 0:1 – SlowFoot – O piłce z wolnej stopy) dał łodzianom utrzymanie w ekstraklasie, miał swój udział przy jedynej bramce Wisły w tym meczu, odbierając piłkę w środku boiska Shehu. Tradycyjnie też Kun był pracowity jak mróweczka w drugiej linii, wykonując na murawie masę czarnej roboty, niezbyt docenianej przez kibiców.

Nieco słabiej wyglądał Wiktor Nowak. Ponoć wielce utalentowany zawodnik w Łodzi był nieco przygaszony, choć miał naprzeciw siebie niezbyt dobrze usposobionego tego dnia reprezentanta Kosowa, Diona Gallapeniego. Za to całą robotę „Nafciarzy” w środku pola robili Hiszpanie: wspomniany Pacheco i Jime. Ten drugi asystował przy jedynej bramce w meczu, poza tym na początku błysnął nieszablonowym podaniem do Łukasza Sekulskiego. Pacheco z kolei umiejętnie regulował tempo gry, a że piłka mu w grze raczej nie przeszkadza, był dla łodzian zawodnikiem, któremu ciężko było ją odebrać.

Z kapitanem na desancie
Wreszcie napastnik. Tę rolę w Wiśle Misuiry pełnił doświadczony wychowanek klubu, 34-letni Łukasz Sekulski. Rosły zawodnik w meczu z Widzewem stanowił duże zagrożenie dla bramki czerwono-biało-czerwonych. Najpierw niewiele mu zabrakło, by doszedł do zagrania Jime, ale w 34. minucie koncertowo posadził na tyłku Visusa, który omal nie wyjechał poza stadion i z zimną krwią pokonał Macieja Kikolskiego. A jeszcze przed przerwą przeskoczył obrońców Widzewa i główkował w poprzeczkę. Kibice przy Alei Piłsudskiego pamiętali mu, że kiedyś grał w ŁKS-ie, toteż schodzącego na zmianę kapitana pożegnała solidna porcja gwizdów. Z późniejszej perspektywy szkoda dla Wisły, że Sekulski nabawił się urazu obojczyka i barku.

Po siedmiu meczach Wisła ma na koncie 16 punktów i jeden mecz zaległy, ale nawet to wystarcza, by zasiadać na fotelu lidera PKO Ekstraklasy. Oprócz piłkarzy grających w Łodzi, Misiura ma do dyspozycji jeszcze kilku interesujących obcokrajowców, takich jak reprezentant Gwinei Równikowej – Iban Salvador, wychowanek RC Lens – Quentin Lecoeuche czy grecki napastnik Giánnis Niárchos, ostatnio strzelający dla słowackiego FC Košice…

Grzegorz Ziarkowski