Wędrówka ślimaka (i bez także): Huragan Morąg vs Nelson Polańczyk

Sprintem przez kraj, czyli gdzie zabrałem i nie zabrałem naszej maskotki…

W tym roku dość szczegółowo zdałem relację z wyprawy na Warmię (jej poszczególne części znajdziecie tutaj, tutaj oraz tutaj. Były też jednodniówki do Płocka i Opola).

Okazało się, że nie wszystkie tegoroczne wycieczki ujrzały światło dzienne. Tak sobie pomyślałem, że teraz jest dobra pora na publikację, bowiem czasy takie, że niedługo można będzie dostać mandat za wyjście do spożywczaka tuż obok domu…

Morąg
To dziś niespełna 25-tysięczne miasto w powiecie ostródzkim z pewnością warto zobaczyć. W XVIII wieku właśnie tutaj przyszedł na świat wybitny pisarz i filozof niemiecki, Johann Gottfried Herder. W wielkim Pałacu Dohnów, odbudowanym po II wojnie światowej, mieści się muzeum tego wielkiego filozofa. Ciekawe są ruiny zamku krzyżackiego, które można zwiedzić za jedyne 10 złotych. Z zewnątrz zachęcają amatorów przygody i tych, którzy lubią poczuć dreszczyk emocji. Pośrodku rynku stoi gotycki ratusz (ponoć z 1444 roku), którego strzegą armaty z wojny francusko-pruskiej (1870-1871).

Sport w Morągu to miejscowy Huragan. W III lidze zawodnicy z Morąga nie przypominają jednak porywistego wiatru, co najwyżej lekki zefirek wiejący od strony rozlewiska morąskiego. Po rundzie jesiennej Huragan zajmuje 20. miejsce w stawce 22 drużyn. Obiekt w Morągu znajduje się na uboczu miasta, podczas wizyty ślimaka był czysty i zadbany, w oczy rzucał się brak krytej trybuny. Tuż obok stadionu wybudował się wypasiony hotel – drużyny przyjeżdżające do Morąga z daleka z pewnością mają gdzie przenocować.



Kwitajny
Po drodze z Morąga do Pasłęka można zatrzymać się we wsi Kwitajny, gdzie znajduje się wielki Pałac Dönhoffów. Choć z daleka tabliczki oznajmiają zakaz wstępu na teren parku (własność prywatna), niemniej rzucić okiem na ten XVIII-wieczny zabytek warto. Po wojnie komuniści zrobili z niego i okolicznych zabudowań PGR. Powoli budynek odzyskuje dawną świetność.

Koło
Miasto we wschodniej Wielkopolsce znane jest z pewnością z… wyposażenia łazienek. Ale nie tylko. Futbol w Kole to miejscowa Olimpia, grająca w IV lidze. W tym roku klub obchodził stulecie istnienia. Najsłynniejszym wychowankiem Olimpii jest Tomasz Kos, mistrz Polski z ŁKS, dwukrotny reprezentant Polski. Stadion w Kole usytuowany jest tuż obok parku, a za jedną z bramek przepływa rzeka Warta.

W tym niewielkim mieście sporo jest ciekawych zabytków. Najstarszym z nich jest zamek wybudowany w czasach Kazimierza Wielkiego. Z XIV wieku zostały tylko ruiny nad zakolem Warty, niemniej sam budynek wygląda malowniczo. Żeby dojechać do zamku trzeba wyruszyć jakieś dwa kilometry za miasto, szutrową drogą.

Już w centrum miasta warto zwrócić uwagę na ratusz z XVI wieku, gruntownie przebudowany 300 lat później oraz na Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego, którego historia sięga XII wieku, a zachowały się elementy z wieku XV.

Polańczyk
Wieś położona nad Jeziorem Solińskim, podobnie jak i całe Bieszczady, przeżyła w tym roku oblężenie turystów. Zaradni właściciele parkingów postanowili więc porządnie zarobić, żądając od przybyszów po 20 złotych za zostawienie samochodu. No cóż, skąpy redaktor z centralnej Polski postanowił, że z kwatery w pobliskim Myczkowie do centrum Polańczyka i nad brzeg Soliny (w jedną stronę około 4 kilometrów) będzie chodził pieszo. Jak postanowił, tak zrobił, co znalazło odbicie na wadze po powrocie z urlopu.

Jedzenie? Pyszne. Zwłaszcza pstrąg grillowany z warzywami w kilku miejscowych barach. Grillowany oscypek z żurawiną? Jak najbardziej. Golonka zapiekana w chlebie? Niebo w gębie.

Piwo? Podkarpacki Leżajsk. Albo zdobyczne w kraju bratanków Borsodi i Soproni.

Widoki? Rewelacyjne.

Góry? Wreszcie trzeba było zdobyć Tarnicę i nie przeszkodziły w tym gęsta mgła ani zacinający po twarzy deszcz. Dzięki Bogu, gdy wybieraliśmy się na Połoninę Wetlińską, świeciło piękne słońce, ale znalazło to przełożenie na frekwencję na szlaku. O odstępie co najmniej półtorametrowym trzeba było zapomnieć. Chociaż jeszcze chyba obowiązywały słowa premiera Morawieckiego o tym, że wirusa właściwie już nie ma…

Zagranica? Też coś tam było. Szybka wyprawa na Węgry – Tokaj i wodne miasteczko Sóstófürdő w Nyiregyhazie. A tam świetny gulasz i smakowite langosze. Kilogramy zgubione w wyprawach na szczyty (na szczęście chwilowo) ch*j strzelił. Trudno, raz się żyje.

Wreszcie futbol. W Polańczyku rządzi miejscowy Nelson. Zajmuje miejsce w połowie stawki w pierwszej grupie krośnieńskiej A Klasy. Boisko położone gdzieś między drogą nad jezioro, cmentarzem a gminnym ośrodkiem kultury, nieco na uboczu wsi. Ot, cały folklor.

Co przyniesie przyszły rok? Czas pokaże. Ten, mimo mało sprzyjających warunków, pod względem rozmaitych wypraw nie był zły.

Trzymajcie się ciepło i zdrowo. Do siego 2021 roku!

Grzegorz Ziarkowski