Wędrówki bez ślimaka. Wilno i Troki

Stolica Litwy staje się miastem typowo europejskim. Szkoda tylko, że nas tam nie lubią…

Do Wilna wybraliśmy się na popularne Kaziuki, czyli święto św. Kazimierza, patrona Litwy. Gigantyczny jarmark rozstawiony na Prospekcie Giedymina, głównej ulicy Wilna, potok ludzi, zaciekawionych tym, co wystawili handlarze na straganach oraz całkiem niezła pogoda jak na początek marca – to główne „punkty” tej wyprawy. A na straganach królowało rękodzieło – rozmaite drewniane sztućce, wełniane kukiełki, malowane dzbanki… Żeby kupić magnes na lodówkę trzeba było się nieźle napocić w poszukiwaniu odpowiedniego straganu… Tradycja tego jarmarku ma już ponad 400 lat.

O Litwniach było u nas całkiem sporo. Tutaj pisał o nich Paweł Król, polecał także dokument o biało-czerwonych na Litwie. Było też o najlepszych Litwinach grających w Polsce, a także o meczach z naszym wschodnim sąsiadem, wreszcie o jednej z wielu europejskich kompromitacji Lecha Poznań po meczu z Żalgirisem Wilno.

Na Litwie mieszka około 3 milionów obywateli. Aglomeracja wileńska to ponad 30 procent całego stanu posiadania, bowiem mieszka w niej milion Litwinów, z czego w samym Wilnie 600 tysięcy. Nic dziwnego, że wileński parlament wygląda nader skromnie, zasiada w nim bowiem 100 wybrańców narodu.

Idąc dalej Prospektem Giedymina w kierunku katedry, uwagę przykuwa budynek z trzema postaciami nad wejściem. To litewski Teatr Narodowy.

Na Placu Katedralnym nie było akurat wielkich tłumów, wszyscy chyba zdążyli wejść do katedry, obok której dumnie stoi pomnik Giedymina na koniu. Za katedrą znajduje się wzniesienie zwane Wzgórzem Giedymina, z którego rozciąga się widok na reprezentacyjny trakt stolicy Wilna i ponoć na całe miasto. Ponoć, bowiem nikomu nie przyszło do głowy, by tarabanić się na górę…

W Wilnie znajduje się Muzeum Adama Mickiewicza. Pamięć o naszym narodowym wieszczu jest dość dobrze zachowana, zostały jeszcze pojedyncze egzemplarze mebli, przy których tworzył poeta. Przetrwały one rozbiory, dwie wojny światowe i prawie pół wieku komunizmu. I tutaj przy okazji Mickiewicza pojawia się wątek do dyskusji – czy Adam Mickiewicz to także Adomas Mickevicius?! Litwini mają tendencję do depolonizacji nazw i nazwisk. Moja luba zawuważyła, że muszą być narodem niezwykle… zakompleksionym. A może po prostu walczą o swoje?

Niemniej, czasami ich próby „zlitwinizowania” (przepraszam za ten neologizm) wszystkiego dookoła są kuriozalne. Przekształcać Józefa Zawadzkiego na Jouzapasa Zavadzkisa to już chyba przesada.

Jadąc na Litwę, już grubo przed Augustowem można napotkać tablice kierujące na „Vilnius”. Wracając z Litwy są drogowskazy na „Seinai”. Pewnie 90 procent Polaków nie domyśli się, że to… podlaskie Sejny. Naprawdę nie można ułatwić życia i obok litewskiej podać też polską nazwę?

A Mickiewicza w Wilnie jest (chyba) całkiem sporo. Oprócz muzeum (kilka izb wciśniętych w boczną uliczkę) z rękopisami i wspomnianymi meblami, jest trochę tablic upamiętniających miejsca, w których bywał, pisał i wydawał w czasach litewskich. Budynki, w których został osadzony wraz z przyjaciółmi z Towarzystwa Filomatów i Filaretów są niekompletnie odrestaurowane. Słynna „Cela Konrada” jest zapewne po części stylizowana na surowe dziewiętnastowieczne więzienie, jednak stan budynków wokół niej, delikatnie mówiąc, pozostawia wiele do życzenia.

A przecież nieopodal znajdują się pięknie odnowione wydziały wileńskiego uniwersytetu i pałac prezydencki, w którym urzęduje pani prezydent Daria Grybauskaite (po naszemu Grzybowska). Od lat stosunki między Polską a Litwą są mniej niż chłodne, a i wypowiedzi Grybauskaite pod adresem Polaków nie pałają sympatią. Na Litwie nie lubią nas od jakichś stu lat, wskutek polityki II Rzeczpospolitej względem sąsiadów. Naprawdę niewiele brakowało, byśmy wypowiedzieli Litwinom wojnę. Ciekawy tekst o stosunkach polsko-litewskich okresu dwudziestolecia międzywojennego można tutaj.

Przejdźmy do przyjemniejszych rzeczy. Do takich z pewnością należało… jedzenie. W jednej z restauracji zamówiłem pyszny krem brokułowy i pieczoną wołowinę z warzywami. Cena – jakieś 10 euro. Oczywiście wszystko to popite miejscowym piwem – Svyturys. Naprawdę zacny to trunek. Kieliszek Stumbrasa także się znalazł, podczas wieczornej integracji wycieczkowiczów.

Od momentu wprowadzenia europejskiej waluty na Litwie, ceny ponoć poszły w górę, pensje – niestety nie. Jednak na kieszeń przeciętnego Polaka Wilno wcale nie jest drogie. Ceny w sklepach i restauracjach można uznać za… krajowe.

Jednym z najważniejszych dla Polaków miejsc w Wilnie jest Ostra Brama z wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej. W samej ciasnej kaplicy, do której prowadzą strome schody jest niesamowity tłok i trzeba bardzo uważać, by nie… podeptać rozmodlonych wiernych.

Drugim ważnym obiektem sakralnym Wilna jest kościół pod wezwaniem świętych: Piotra i Pawła, znany głównie z pięknie rzeźbionych wnętrz.

Po drugiej stronie rzeki Wilii, w mieście powstają szklane biurowce, Wilno zaczyna przypominać zachodnioeuropejską stolicę. Gołym okiem widać, że fundusze unijne są dobrze wykorzystywane i Wilno wygląda zdecydowanie lepiej niż choćby Lwów.

Żeby nie było tak różowo, belką w oku Litwinów powinien być zabytkowy cmentarz na Rossie. Przed murami cmentarza znajduje się grób, w którym spoczywa matka Józefa Piłsudskiego i jego serce. Grób otoczony jest mogiłami żołnierzy poległych podczas obrony Wilna w 1939 roku.

Sam cmentarz to setki grobów, miejsce spoczynku polskiej i litewskiej inteligencji. Znajdują się tam m.in. groby Joachima Lelewela i poety, Władysława Syrokomli.

Niektóre nagrobki nie były jednak remontowane od… 1945 roku, gdy sowieci wyzwolili Wilno spod niemieckiej okupacji.

Nieopodal Wilna znajdują się Troki (właściwie Trakai), w pobliżu których jest aż… 36 jezior. Mieszka tam około pięciu tysięcy mieszkańców, a tamtejszy klub, FK Traku gra w litewskiej ekstraklasie. Na wyspie jednego z jezior wzniesiono przepiękny zamek, który niszczał przez kilkaset lat. Jego odbudowę rozpoczęto w czasach Związku Radzieckiego, ponoć sowieci bardzo zazdrościli nam zamku w Malborku. Zwiedzanie tej twierdzy kosztuje siedem euro. Przyznam, że po krótkiej konsultacji zrezygnowałem z wizyty na rzecz degustacji kuchni karaimskiej.

Karaimowie to Tatarzy krymscy, którzy przywędrowali do Troków za sprawą księcia Witolda, brata Władysława Jagiełły. Obecnie w Trokach mieszka blisko 60 karaimskich rodzin. Mieszkają w charakterystycznych drewnianych domkach ustawionych szczytem do drogi.

Mają kilka restauracji z rodzimą kuchnią. Genialne są zwłaszcza kibiny – duże pierogi nadziewane serem, szpinakiem, boczkiem, czy różnorakim mięsem. Cena od 90 eurocentów do 2 euro za sztukę. Naprawdę warto!

Grzegorz Ziarkowski