Wędrówki ślimaka. Ustroń, Pszczyna

Pod czeską granicą ślimak znalazł się dość przypadkowo. Nie mógł sobie odmówić zwiedzenia kilku smakowitych miejsc…

Raptem na kilkanaście godzin udało mi się wyrwać z gorącego okresu w mojej pracy. Jednodniowy wyjazd na południe kosztował sporo wyrzeczeń, m.in. pobudkę o 3.30 rano, ale warto było.

Przystanek pierwszy: Ustroń
Gdy już odstawiłem szanowne kuracjuszki do jednego z sanatoriów, którymi to 16-tysięczne miasto jest wręcz usiane, przystąpiłem do jedzenia śniadania nad brzegiem wartkiej w tym miejscu Wisły oraz… zwiedzania. Pierwszy z interesujących obiektów znalazł się po przejściu znad rzeki na drugą stronę ulicy. To stadion miejscowej Kuźni.

Jeśli wierzyć Wikipedii, niezwykle czysto i schludnie utrzymany obiekt liczy sobie 1300 miejsc, w tym 480 pod dachem. Obok boiska znajduje się pełnowymiarowa płyta ze sztuczną nawierzchnią, a i budynek klubowy prezentuje się niezwykle interesująco. Na boisko, niestety się nie dostałem, o godzinie 7 rano jeszcze wszystko było pozamykane. Za jedną bramką przepływa Wisła, za drugą usytuowana jest linia kolejowa.

Miejscowa Kuźnia (klub pod tą nazwą funkcjonuje od 1957 roku, wcześniej jako Ustronja, FKS i Stal) lideruje rozgrywkom śląskiej Haiz IV ligi i jest na dobrej drodze do zwycięstwa w grupie II oraz awansu szczebel wyżej. Tak na marginesie, liderem grupy I jest niezwykle zasłużona dla polskiego futbolu, bytomska Polonia.

Ale i Kuźnia ma swoje zasługi dla krajowego futbolu. Niewiele brakowało, a najsłynniejszy wychowanek klubu, Jan Gomola, zostałby mistrzem olimpijskim. Ten siedmiokrotny reprezentant Polski (lata 1966-1971) był przez wiele lat ostoją w bramce zabrzańskiego Górnika. W 1972 roku był bliski wyjazdu na olimpiadę w Monachium. Jednak rok wcześniej, podczas zgrupowania kadry, lekarze wykryli u Gomoli pęknięcie jednego z kręgów szyjnych. Choć bramkarz szybko wrócił do uprawiania sportu, selekcjoner Kazimierz Górski bał się odnowienia urazu i ostatecznie Gomola na igrzyska nie pojechał. Po grze w Zabrzu, kontynuował karierę w Meksyku, jako pierwszy polski zawodowy piłkarz.

Ponadto w Kuźni karierę kończyli Adrian Sikora i Mieczysław Sikora. Ten pierwszy doskonale spisywał się w ekstraklasie, głównie w barwach Groclinu Grodzisk Wielkopolski. Grał też w Hiszpanii (Real Murcia) i na Cyprze (APOEL FC). W kadrze Polski sprawdził go Paweł Janas (dwa mecze, jeden gol). Z kolei dwa lata młodszy Mieczysław w ekstraklasie zagrał w barwach wodzisławskiej Odry. Ma też na koncie grę m.in. w Podbeskidziu Bielsko-Biała, Piaście Gliwice i ŁKS Łódź.

W Ustroniu wychował się też skoczek narciarski Piotr Żyła, zaś ostatnie lata życia spędził tam Edward Gierek. Co ciekawego można zobaczyć w Ustroniu? Na pewno kościoły z XIX wieku – parafialny pod wezwaniem św. Klemensa i ewangelicko-augsburski. Niezwykle sympatyczne wrażenie robi niewielki rynek z centralnie ustawionym, odnowionym ratuszem. A przede wszystkim Ustroń leży w dolinie Czantorii, Równicy i Orłowej i stanowi doskonałą bazę wypadową w Beskidy. Tam, z uwagi, na niewielką ilość czasu, ślimak już nie dotarł. Ale wszystko przed nim.

Przystanek drugi: Pszczyna
Po drodze do Ustronia przejeżdżałem przez Pszczynę. Jakieś 20 lat temu, będąc uczniem liceum, zwiedzaliśmy pszczyński zamek. Niewiele z tego zwiedzania pamiętam (jak to na licealnych wycieczkach bywało), dlatego korzystając z okazji postanowiłem sobie tę wiedzę odświeżyć.

Wejście na zamek kosztuje 20 złotych (z przewodnikiem więcej) i warto wydać tę kwotę. Zamek w przeszłości należał do rodów Anhaltów, Promnitzów i Hochbergów. Ci ostatni rezydowali w zamku Książ pod Wałbrzychem i Pszczyna była dla nich jedynie letnią rezydencją. Ponieważ podczas II Wojny Światowej Książ miał stanowić swego rodzaju archiwum III Rzeszy, po 1945 roku zamkiem szczególnie „zaopiekowały się” komunistyczne władze, rozkładając wszelkie pomieszczenia w zamku na czynniki pierwsze. Książ wygląda imponująco z zewnątrz, natomiast w środku jest może w 30 procentach tak piękny, jak zamek w Pszczynie. Zabytki, które były w Książu, rozwieziono po całej Polsce. Oczywiście nie wszystkie, bo część z nich (nie wiadomo jaką) zagrabili czerwonoarmiści.

Nie będę się tutaj rozpisywał o wnętrzach pszczyńskiego zamku, ale mój wzrok przykuła jedna ciekawostka. W sali cesarza Wilhelma, na potężnym stole leżą mapy z 1915 roku, mapy frontu wschodniego. Akurat natknąłem się na nich na Łódź i okolice. I tutaj wielki szacunek dla kartografów niemieckich, bo z mapami sprzed 100 lat śmiało można udać się na wyprawę rowerową po rejonie łódzkim. Tak są precyzyjne. Drugą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, była… gaśnica z początku XX wieku. Cacko.

Ale Pszczyna to nie tylko zamek Hochbergów. To piękny park wokół zamku, z oryginalną bramą chińską, to niezwykle zadbany rynek z ławeczką księżnej Daisy, kościołem ewangelicko-augsburskim z początku XVIII wieku i przylegającym doń ratuszem. Wreszcie Bar u Koziołka, w którym można zajadać się specjałami kuchni śląskiej. Niecałe cztery złote za 100 gramów pysznego jedzenia.

Idąc w stronę stadionu w Pszczynie (ślimak nie mógł sobie odmówić tej przyjemności), uwagę zwraca świetnie odrestaurowany, poniemiecki budynek sądu rejonowego. Wreszcie sam stadion… Ten do nowych nie należy, jednak usiądzie na nim ponad 900 osób, a docelowo pomieści dwa tysiące kibiców. Trybuny od boiska oddziela żużlowa bieżnia, co nieco utrudnia oglądanie spotkań. Miejscowa Iskra gra w katowickiej lidze okręgowej, po 19. kolejkach zajmuje 4. miejsce. Ligowym rywalem Iskry jest m.in. zespół o wdzięcznie brzmiącej nazwie Fortuna Wyry.

Grzegorz Ziarkowski