Widzewska odnowa

Trenerze, czy po zajęciach będzie odnowa? – pytają piłkarze. – Tak – odpowiada trener – Od nowa będziecie zapieprzać dziesięć kółek dookoła boiska…
Sylwester Cacek zamknął swój Widzew na cztery spusty i nie za bardzo przejmował się, gdy klubowi mijały terminy walki o licencję w drugiej i trzeciej lidze. Postępowaniem byłego właściciela czterokrotnych mistrzów Polski zniesmaczony i zirytowany był nawet prezes PZPN, Zbigniew Boniek, który Widzew nosi głęboko w sercu. Cacek po spadku drużyny z pierwszej ligi wycofał się bez słowa, odpuszczając wszelkie możliwości walki o uratowanie klubu. Do boju posłał byłego wiceministra sportu Wiesława Wilczyńskiego, który miał ratować Widzew. Wyglądało to mniej więcej tak, że Wilczyński wystosował apel do łódzkiego biznesu brzmiący w taki sposób: „Dajcie mi pieniądze, a ja postawię klub na nogi”. Śmiech na sali.
Grupka zapaleńców
Po likwidacji cackowego Widzewa nikt nie płakał. Biznesmen z Piaseczna przestał być wiarygodny. Już dawno przestali mu wierzyć kibice, a z kimkolwiek nie podejmowałby próby współpracy czy dialogu – kończyło się to w ten sam sposób: pan Sylwester był najlepszy, najmądrzejszy, najfajniejszy, a jego niedoszli partnerzy w widzewskich interesach okazywali się niepoważni, źli, niewiarygodni. Nowe Stowarzyszenie Reaktywacji Tradycji Sportowych Widzew zarejestrowano w ciągu 43 godzin. Stali za tym m.in. biznesmeni Stanisław Syguła (kiedyś inwestował w Sokół Aleksandrów Łódzki), Grzegorz Waranecki (chciał odkupić od Cacka akcje ekstraklasowego Widzewa) oraz byli piłkarze: m.in. Andrzej Możejko czy Marek Pięta.
Szybko powołano nowy zarząd, postanowiono, że nowy Widzew nie będzie łączył się z kibicowskim tworem TMRF Widzew (kibice powołali do życia swój klub rok temu, nawiązując do pierwotnej historycznej nazwy – w tym roku świętowali awans do A klasy), lecz rozpocznie samodzielne życie w B klasie. Jednak Łódzki Związek Piłki Nożnej od razu przesunął łódzki klub do A Klasy i wystosował do PZPN petycję, w której poprosił centralę o możliwość występowania Widzewa w IV lidze. To samo zrobiono dwa lata temu z ŁKS. W stolicy przychylono się do prośby z Łodzi i czerwono-biało-czerwoni zagrają w najbliższym sezonie w IV lidze.
Wraca charakter?
Do Widzewa przyszło nowe. Słusznie odcięto się od wyczynów poprzedniego właściciela. Nowy zarząd podjął decyzję, że drużynę od podstaw zbuduje Witold Obarek – były trener m.in. Ceramiki Opoczno, Górnika Łęczyca, a ostatnio Neru Poddębice. 57-latek jest łódzkim odpowiednikiem Bogusława Baniaka, specjalisty od awansów. Obarek także ma przypiętą takową łatkę, bowiem gdziekolwiek się nie pojawił, z reguły jego zespół uzyskiwał promocję do wyższej klasy rozgrywek. Nowy trener w metodach szkoleniowych oraz w obyciu przypomina… Franciszka Smudę. O Obarku krąży legenda, gdy w jednym z klubów piłkarze zapytali:
– Trenerze, czy po zajęciach będzie odnowa?
– Tak. Od nowa będziecie zapieprzać dziesięć kółek dookoła boiska…

To kompletne przeciwieństwo ostatnich szkoleniowców Widzewa, których korporacyjna nowomowa oraz powtarzane jak mantra frazesy irytowały kibiców do szpiku kości. Ich grzeczność, bezpłciowość i miałkość wypowiedzi doprowadzała ludzi do mdłości. Nie mówiąc już o obietnicach Ligi Mistrzów za trzy lata…
Jeszcze przed pierwszym treningiem Obarek udzielił dość obszernego wywiadu „Gazecie Wyborczej”, w którym mówił m.in. o tym, że do Widzewa nie przyszedł dla pieniędzy, bo ma całkiem dobrze płatną robotę nie związaną z futbolem, że szuka do drużyny jak najlepszych piłkarzy i że jego zawodnicy będą na boisku zapierdalać, bo każdy będzie chciał wygrać z Widzewem. Przekaz prosty, konkretny i komunikatywny. Na pierwszym treningu na obiektach Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Łodzi (stadion Widzewa jest w totalnej przebudowie) pojawiło się ponad 200 kibiców. Na facebooku i w mediach publikowano prośby trenera i zarządu o liczne przybycie fanów na trening. Klub chce być transparentny, nie chce niczego ukrywać przed kibicami. To próba odbudowania relacji klub – kibice, zmasakrowanej przez poprzednie władze czerwono-biało-czerwonych.
28 zawodników pojawiło się na inauguracyjnych zajęciach Widzewa. Ze starego zespołu nie było nikogo. Piłkarze rozjechali się po Polsce w poszukiwaniu nowych klubów. Obcokrajowcy znaleźli pracodawców za granicą – Japończyk Kosuke Kimura wrócił do USA, a reprezentant Kirgistanu Edgar Bernhardt wyemigrował aż do Tajlandii. Polacy szukają szczęścia w klubach pierwszej i drugiej ligi.
Obarek kupił fanów jednym stwierdzeniem, które rzucił do piłkarzy: „Nie interesuje mnie wasze zmęczenie, na boisku macie umierać za Widzew”. Akurat kilka razy widziałem w akcji Obarka podczas meczów niższych lig. I śmiem twierdzić, że nie są to puste słowa. Szkoleniowiec potrafi egzekwować od swoich podopiecznych realizację taktyki. Gdy piłkarze zagrywają nie po jego myśli, reaguje bardzo impulsywnie, waląc pięściami bądź kopiąc w ławkę rezerwowych, klnąc na czym świat stoi. Obarek nie znosi przegrywać. Charakteru nie można mu odmówić. Mógłby go zaszczepić piłkarzom, bowiem przez ostatnie sezony Widzew ze słowem charakter miał niewiele wspólnego…
Ludzie stąd
Było o trenerze, teraz o piłkarzach. Liderem nowej drużyny ma być Michał Czaplarski. Ten 30-latek to wychowanek łódzkiego klubu, ale jego umiejętności okazały się jednak zbyt małe by zadebiutować w ekstraklasie, nawet wtedy, gdy Widzew z niej spadał za czasów Franciszka Smudy i Andrzeja Grajewskiego. Przez ostatnie osiem sezonów ten środkowy pomocnik grał w trzecioligowej Omedze Kleszczów. Wydawało się, że po spadku Omegi do IV ligi, pomocnik przeniesie się do któregoś z trzecioligowców. On jednak wrócił pomóc macierzystemu klubowi.

W środku pola Czaplarskiemu może partnerować Nigeryjczyk Princewill Okachi, który dla łódzkiego klubu zagrał ponad 80 spotkań w ekstraklasie. Ostatnio przywdziewał barwy greckiego trzecioligowca, APS Panthrakikos. Kibicom Widzewa marzy się w drużynie jeszcze jeden były gracz okrzepły w ekstraklasie i w pierwszej lidze – Piotr Kuklis. Na razie ten 29-latek wybrał się na tournée z reprezentacją polskich piłkarzy… bezrobotnych, ale gdy wróci do Polski, to kto wie…
Za zdobywanie goli ma odpowiadać Mariusz Rachubiński, kolejny wychowanek Widzewa, ostatnio strzelający bramki dla prowadzonego przez Obarka Neru Poddębice (awans do III ligi). Na testach w łódzkiej drużynie przebywał także Wojciech Gradecki z wspomnianego TMRF Widzew. To widomy znak, że w nowym Widzewie będą stawiać także na zawodników, którzy są… kibicami łódzkiego klubu i pamiętają o widzewskiej tożsamości.
Pierwsze sparingi nowego Widzewa obserwowała liczna grupa fanów czerwono-biało-czerwonych. Wyniki: 2:1 z Żyrardowianką i 1:1 ze Stalą Głowno. Jak stwierdził Obarek, gra była fatalna, ale piłkarze grali ze sobą pierwszy raz. Większość z nich pożegna Widzew, przyjdą następni, lepsi. Bo Widzew to w regionie łódzkim wciąż największa marka. A po ostatnich upokorzeniach zwycięstwa nad Pilicą Przedbórz, Zjednoczonymi Stryków czy Borutą Zgierz dla sympatyków będą miały wyjątkowy smak. Bo wszyscy mają nadzieję, że wróci ich ukochany Widzew. Nie ten korporacyjny, bełkotliwy, zadufany w sobie, ale ten swojski, prawdziwy, szanujący historię i własnych, wiernych kibiców.
Grzegorz Ziarkowski