Witamy w Europie!

Polska – Irlandia Północna 1:0. Wreszcie widzieliśmy Polskę odpowiedzialną, która po zdobyciu gola nie cofnęła się na własną połowę, kurczowo i desperacko broniąc jednobramkowego prowadzenia…

Stało się. Po raz pierwszy od 42 lat zainaugurowaliśmy wielki turniej od zwycięstwa. Wydaje się, że wreszcie zerwaliśmy z tradycją meczu otwarcia, meczu o wszystko i meczu o honor.

Polska czy nie Polska?
Wczoraj pierwszy raz widziałem w wielkim turnieju reprezentację Polski, która kreowała grę, kontrolowała przebieg wydarzeń na boisku, była stroną dyktującą warunki. Graliśmy jak drużyny, które do tej pory były poza naszym zasięgiem. Pierwsza połowa to było przysłowiowe bicie głową w mur, bowiem selekcjoner Irlandii Północnej Michael O’Neill zdecydował się na wstawienie autobusu we własne pole karne.

Ale w drugiej połowie widzieliśmy Polskę odpowiedzialną, która po zdobyciu gola nie cofnęła się na własną połowę, kurczowo i desperacko broniąc jednobramkowego prowadzenia. Nadal utrzymywaliśmy się długo przy piłce, dyktując tempo gry, wypracowując kolejne sytuacje bramkowe. Pewność siebie i poczucie siły emanowały z każdego zagrania Polaków. Nie pozwoliliśmy na to, by o naszej wygranej zadecydował przypadek, czy głupi błąd. Graliśmy swoje – jak mawiają klasycy.

Z jednej strony szkoda, że precyzji zabrakło Jakubowi Błaszczykowskiemu, Krzysztofowi Mączyńskiemu czy Grzegorzowi Krychowiakowi. Z drugiej, wysokie zwycięstwo biało-czerwonych byłoby zamydleniem stanu faktycznego. Zmierzyliśmy się z Irlandią Północną, która nie należy do potęg europejskiego futbolu i chyba długo należeć nie będzie. Na szczęście nasi reprezentanci nie zachłysnęli się tą wygraną – w ich wypowiedziach nadal przeważa twarde stąpanie po ziemi.

Selekcjoner Adam Nawałka z pewnością sprowadzi zawodników na ziemię, gdy ci będą za bardzo bujać w obłokach. On wielki turniej zna z pozycji zawodnika (mundial 1978) oraz członka sztabu szkoleniowego (Euro 2008). Widział porażki, widział niesnaski, widział podziały. Nawałka to perfekcjonista, który wraz ze sztabem wiernych adiutantów ma wszystko dopięte na ostatni guzik i do minimum ogranicza działanie przypadku w swojej pracy. Nie boi się podjąć odważnej, czy niepopularnej decyzji i wziąć odpowiedzialności na klatę. Jest pewny siebie i swoich zawodników, a to cecha wielkich.

Irlandczycy jak… my
Na marginesie – czy reprezentacja naszego wczorajszego rywala nie przypominała wam Polski sprzed lat czterech, ośmiu, dziesięciu czy dwunastu? Cofnięta na własną połowę, czyhająca na kontrę, na błąd rywala, licząc na przysłowiowy łut szczęścia? Tchórzliwy trener, który boi się podjąć rękawicę? To już nie u nas…

Ktoś powie: ok, mecz z Irlandczykami był o tempo wolny od tego, co zagrali wczoraj Ukraińcy z Niemcami. Ale tam oba zespoły chciały grać w piłkę i wygrać. W meczu Polaków tylko jedna drużyna była nastawiona na ofensywę. I ta drużyna – skromnie, bo skromnie, ale wygrała.

12milik-poland

Poczet bohaterów
Wojciech Szczęsny w bramce właściwie roboty nie miał, w 71. minucie powstrzymał szarżę Conora Washingtona, w końcówce jego wyjście omal nie zdemolowało Łukasza Piszczka. Obrońca Borussii Dortmund był na prawej stronie motorem napędowym naszych akcji ofensywnych, współpracował z Jakubem Błaszczykowskim jak za starych dawnych lat. Kamil Glik wyłączył z gry Kyle’a Lafferty’ego oraz dzielił i rządził w naszej defensywie. Michał Pazdan zagrał na przyzwoitym poziomie, co też jest jego dużym sukcesem. Raz nawet zapędził się pod bramkę rywala, ale kopnął w boczną siatkę. Artur Jędrzejczyk po lewej stronie też nie zaliczył wielkich wpadek.

Na prawej stronie wspomniany już Błaszczykowski pokazał siłę doświadczenia. Trochę baliśmy się o jego formę, bo we Fiorentinie grywał rzadko, Nawałka wraz ze sztabem zdążyli go odpowiednio przygotować. Asysta do Milika – pierwsza klasa. Krychowiak w środku pola pokazał, że podczas ostrej walki czuje się jak ryba w wodzie i nie odpuści. Szkoda, że po pięknej indywidualnej akcji w końcówce minimalnie chybił. Mączyński zagrał na swoim normalnym poziomie, gdzieś tam dołożył asystę drugiego stopnia przy decydującej bramce. Mało widoczny, ale pożyteczny. Na lewej stronie niespodzianka – Bartosz Kapustka. W zapowiedzi pisałem, że jeśli ma być odkryciem Euro 2016 powinien grać w podstawowym składzie. Zagrał, i to jak! Wielka szkoda, że jego strzał z powietrza w końcówce pierwszej połowy zdołał wybronić Michael McGovern.

Arkadiusz Milik zdobył zwycięską bramkę i to rozgrzesza jego pudła z pierwszej połowy. Napastnik Ajaxu z zimną krwią wykorzystał podanie Błaszczykowskiego i został bohaterem. I niech nikt mi nie krytykuje Roberta Lewandowskiego. Nasz kapitan harował jak wół, skupiał na sobie uwagę obrońców rywala, cofał się, walczył, pomagał. Spokojnie, on jeszcze w tym turnieju coś strzeli. Rezerwowi, czyli Tomasz Jodłowiec, Kamil Grosicki i Sławomir Peszko z pewnością nie osłabili drużyny po wejściu na boisko.

Nie wiem, czy ta reprezentacja dokona cudu po raz drugi i w czwartek znów ogra Niemców. Pewne jest jedno: ekipa Nawałki znów dostarczy nam wielu emocji. Do tej pory nie wygraliśmy w Mistrzostwach Europy żadnego spotkania. Byliśmy w elicie Starego Kontynentu drużyną poniekąd – sorry – gorszego sortu. Po wczorajszym triumfie z pewnością możemy powiedzieć: witamy w Europie!

Grzegorz Ziarkowski