Wokół niedoszłego transferu

Od samego początku to nazwisko wydawało się znajome. To znaczy od momentu, w którym pierwszy raz o nim usłyszałem…

Tylko jeszcze wtedy (a było to co najmniej kilka miesięcy temu) za nic nie chciało się tego ewentualnego powiązania czy też pokrewieństwa sprawdzać. Dopiero wczoraj uznałem, że pora to w końcu zweryfikować.

Zrobiło się o nim już głośno, kiedy w trakcie mistrzostw świata do lat 20 w Polsce wbił Hondurasowi dziewięć goli. Ten nie lada wyczyn pozwolił mu uzyskać tytuł króla strzelców tego turnieju.

Następnie była bardzo udana runda jesienna, gdzie dał się poznać jako wyborny strzelec w Lidze Mistrzów w drużynie z Salzburga. Uznano go za objawienie grupowych zmagań. W sześciu meczach zdobył osiem goli. Czterokrotnie w sumie trafiał do siatki w meczach z Genk. Trzykrotnie z Napoli. Raz z Liverpoolem.

W grudniu ubiegłego roku docierały informacje, że największe zainteresowanie zakontraktowaniem tego napastnika urodzonego w Leeds przejawiały dwa kluby: Manchester United i Borussia Dortmund. Pierwsza, angielska, opcja była sensowna (jeśli się nad tym zastanowić): miała ręce i nogi. W końcu menedżerem tego wielkiego klubu jest rodak opisywanego – na razie skrycie – gracza.

Na swój sposób Ole Gunnar Solskjær próbuje też stawiać na młodość. Tutaj jednak pojawia się przed oczami, czy może się komuś pojawić i skojarzyć, przeszłość. Nikt o tym, przynajmniej sam nie słyszałem, jakoś szczególnie nie wspominał w tym kontekście. Otóż ojcem Erlinga Brauta Hålanda, o którym jest ten tekst, jest Alf-Inge Håland. A to, po pierwsze, były obrońca derbowego rywala Czerwonych Diabłów. A po drugie to właśnie krewki kapitan United Roy Keane zemścił się na ojcu dwudziestolatka i brutalnym wejściem przerwał jego karierę. Ta poniekąd rodzinna historia mogła mieć wpływ na decyzję o drugim wyborze: odrzuceniu oferty z Old Trafford i o zaakceptowaniu tej z Niemiec.

Możliwe jest również, że to za daleko idące wnioski z mojej strony. Kto jednak wie, jak było naprawdę. Sprawę zostawiam w spokoju i przejdę do samego bohatera, którym jest młody Håland…

Jest to wysoki napastnik, taki John Arne Riise ataku. Ruchliwy, szybki, silny, zdecydowany, z ciągiem na bramkę. Norwegia może mieć z tego chłopaka wielki pożytek. Po dwóch meczach styczniowych w Bundeslidze ma pięć goli na koncie! A na placu gry spędził w tych dwóch rywalizacjach łącznie 61 minut (dwukrotnie wchodził jako rezerwowy).

Wydaje się, że wybrał więc dobrą ścieżkę rozwoju. Ma jeszcze czas zebrać potrzebne doświadczenie i po kilku sezonach przejść do klubu z samego szczytu, jeśli ominą go oczywiście kontuzje i nie będzie ustawał w swojej pracowitości. Tę miał także w sobie przywołany wyżej J.A. Riise. Całkiem niedawno wspominał o tym w specjalnym wydaniu przedstawianego przeze mnie wielokrotnie u nas magazynu Premier League World. Na to, żeby stać się jednym z ważniejszych piłkarzy w historii The Reds, nieustannie pracował od najmłodszych lat. Harował za dwóch, nawet po treningach. Ten swoisty etos pracy niewykluczone, że daleko wyniesie E.B. Hålanda…

Paweł Król