Jak Ojrzyński nie został „młodym wioślarzem”

Pozwólcie mi zostać, pozwólcie mi być… Ja nie chcę, nie chcę, nie chcę odchodzić…

Decyzja działaczy Korony Kielce o zwolnieniu Leszka Ojrzyńskiego po trzeciej ligowej kolejce wprowadziła niemałą konsternację w piłkarskim środowisku i duży zamęt w kieleckim zespole. Czy zwalnianie trenera po trzech nieudanych spotkaniach i wprowadzanie rządów „nowej miotły” ma jakikolwiek sens?

Po sobotnim meczu Korony z łódzkim Widzewem zacząłem się zastanawiać kiedy złocisto-krwiści wreszcie „odpalą”, wszak po trzech kolejkach na ich koncie widniał ledwie jeden punkt. Postawmy sprawę jasno: w trzech meczach bieżącego sezonu Korona nie była gorsza od rywali, momentami brakowało jej wyrachowania, zimnej krwi, czy po prostu piłkarskiej fortuny, która jak wiadomo bywa kapryśna.

Na marniutki dorobek kielczan złożyła się suma zaćmień i nieszczęść poszczególnych zawodników. I tak w przegranym 2:3 w meczu z Wisłą po strzale Łukasza Garguły piłka odbiła się od pięty Pavola Stano kompletnie myląc Zbigniewa Małkowskiego, w doliczonym czasie gry Przemysław Trytko wzorcowo spartolił stuprocentową sytuację na 3:2, prokurując tym samym kontrę, po której Paweł Golański bezsensownie faulował w polu karnym Emanuela Sarkiego. „Jedenastkę” wykorzystał Michał Chrapek i zamiast 3:2 dla Korony, zrobiło się 3:2 dla Wisły.

W starciu z Widzewem, Małkowski z Golańskim zamienili się rolami. Ten pierwszy już w 3. minucie wyleciał z boiska za idiotyczny faul na szarżującym Marcinie Kaczmarku, zaś Golańskiemu zabrakło kilku centymetrów, by zdobyć drugą bramkę z rzutu wolnego i raczej pogrążyć chaotycznych łodzian… Dodajmy jeszcze, że w inauguracyjnym pojedynku ze Śląskiem Wrocław, kielczanie nie ustępowali pola rywalowi i bezbramkowy remis, którym zakończył się mecz, raczej ich krzywdził…

Dzieło autorskie
Leszek Ojrzyński trafił do Kielc w czerwcu 2011 roku. Wcześniej pracował m.in. w Zniczu Pruszków, Wiśle Płock, Rakowie Częstochowa czy Odrze Wodzisław Śląski. W Kielcach wreszcie miał stabilizację, która pozwoliła mu rozwinąć i pokazać pełnię warsztatu szkoleniowego. We wcześniejszych klubach zdarzało się, że Ojrzyński musiał dożywiać piłkarzy, bo nieotrzymujący nawet złotówki za grę futboliści podczas treningów słaniali się z głodu na nogach. Przy takich problemach niebogata, ale stabilna finansowo Korona wydawała się niemal eldorado.

Na drużynie z Kielc, ambitny szkoleniowiec niemal natychmiast postawił swój stempel. Ojrzyński w mig zorientował się, że nie ma co liczyć na sprowadzenie nad Silnicę futbolowych wirtuozów, toteż działał w myśl powiedzenia „Tak krawiec kraje…”. Dostał do prowadzenia zawodników trudnych charakterologicznie, skreślonych w innych klubach oraz graczy z etykietką zmarnowanych talentów. Trener wpoił im elementy, z których Korona była znana w całej lidze: walka, nieustępliwość, hart ducha i zespołowość. W teamie Ojrzyńskiego nie było ludzi przypadkowych, takich co to odstawią nogę w sytuacji stykowej. Wręcz przeciwnie, kielczanie grali tak, aż kości trzeszczały, bała się ich cała liga! Rywale jadąc do Kielc wiedzieli, że zostaną pokopani, będą sponiewierani, a może zdarzyć się, że dostaną łokciem w zęby.

Korona walcząca, Korona nieustępliwa, Korona momentami brutalna – to dzieło autorskie 41-letniego szkoleniowca. W polskiej ekstraklasie zbyt wiele jest drużyn bezpłciowych, ginących w tłumie. Po złocisto-krwistych raczej nikt nie spodziewał się fajerwerków technicznych, ale twardej, męskiej walki, popartej solidnym przygotowaniem kondycyjnym. Na polską ekstraklasę to absolutnie wystarczało.

Tylko jeden z nas może tu zostać…
Trener jednak nie jest rozliczany ze znaków firmowych, stempli, stylów czy dzieł autorskich. Do działaczy przemawia ilość punktów, zwycięstw, porażek. Korona nie wygrała dziesięciu ostatnich spotkań w lidze, a przez cały ubiegły i obecny sezon nie potrafiła przywieźć kompletu punktów z obcych boisk. Zdaniem działaczy z Kielc to zadecydowało o zwolnieniu Ojrzyńskiego z posady pierwszego trenera.

Albo włodarze Korony okazali się kompletnymi dyletantami, niemającymi pojęcia co dzieje się w drużynie, albo chcieli pokazać, że są twardymi i nieustępliwymi rewolwerowcami, którzy kwestie sporne rozwiązują w jedyny słuszny sposób. Gdy już wystrzelili z rewolweru, trafili we własną stopę. Bo wraz z trenerem Ojrzyńskim odszedł jego asystent (brawa za lojalność, niewielu ludzi na to stać…) Grzegorz Opaliński, a zawodnicy, których przygarnął i zaufał im, są ze szkoleniowcem za pan brat i zbuntowali się przeciwko decyzji kieleckich bossów. Przecież to właśnie Ojrzyński wyciągnął pomocną dłoń i znów zrobił ligowców pełną gębą z Golańskiego, Kuzery, Korzyma, Lisowskiego, Stano czy Janoty.

Ciekawe kto podejmie się teraz pracy w rozwalonej od środka Koronie? Następca zdymisjonowanego szkoleniowca musi sprostać wysoko postawionym wymaganiom przez działaczy, czyli atakować ligową czołówkę piłkarzami pokroju Kiercza, Lenartowskiego, Sierpiny, Stąporskiego czy Trytki. Zadanie ciężkie jak cholera, wręcz mission impossible. Tom Cruise może by się i podjął tego zadania, ale w Kielcach nie ma na niego kasy. Poza tym pożar wywołany przez kąpanych w gorącej wodzie bossów trzeba ugasić niemal natychmiast. Jedynym, który potrafiłby to uczynić jest… Ojrzyński. On doskonale zna kieleckie realia, przygotowywał drużynę do sezonu i wie dlaczego zespół nie zdobywa punktów, wszak nie gra przecież źle. Czy jednak działaczy z Kielc stać na przyznanie się do błędu?

Z Leszkiem Ojrzyńskim jest podobna sytuacja jak z bohaterem piosenki Kultu „Piosenka młodych wioślarzy”:
Ja widziałem, tak wielu trzymało się za ręce
Mówią, jeśli się zgodzimy, ty możesz zostać tu
Tylko jeden z nas może tu zostać, to nie będziesz ty
A ja nie chcę stąd odchodzić, ja nie chcę smucić się…

Grzegorz Ziarkowski