Magiczne dotknięcia (6). Lob Ronaldinho

Stary wyga zaskoczony przez młodego magika, który wkrótce stał się być może najlepszym piłkarzem świata.

Jeżeli porównamy statystyki boiskowe, jakimi może pochwalić się Ronaldinho, z osiągnięciami Cristiano Ronaldo czy Lionela Messiego, te nie wyglądają imponująco. Trzeba jednak powiedzieć, że to Brazylijczykowi jest bliżej do miana artysty futbolu, niż Portugalczykowi i Argentyńczykowi. Z drugiej strony… Obaj robią takie rzeczy, że odbierać im miana artystów, to chyba niesprawiedliwość. Powiedzmy, że Ronaldinho tworzył piękniejsze dzieła.

Osiągnął bardzo dużo, ale niejeden powie, że gdyby nie imprezowy tryb życia, mógłby więcej. No cóż, osiągamy tyle, ile możemy. Ani więcej, ani mniej. Może gdyby Brazylijczyk miał osobowość Xaviego lub Andresa Iniesty, zdziałałby mniej? Nie ma co gdybać.

Ma na koncie wiele goli, wiele zagrań magicznych, ale chyba najbardziej znanym jest strzał, którym przelobował Davida Seamana.

MŚ w Korei i Japonii, Shizuoka Stadium, 50. minuta ćwierćfinałowego meczu Anglia – Brazylia. Popatrzcie sami:

Pamięć płata figle. Byłem pewny, że Brazylijczyk ustawił piłkę znacznie bliżej linii środkowej boiska. Tak czy siak, piękny gol. Oddajmy głos Ronaldinho: – Strzeliłem i miałem trochę szczęścia. Zawsze gdy włączam telewizor i widzę Seamana, przypomina mi się tamta chwila. To coś, co zapamiętam na długo. (…) Było mi naprawdę smutno, gdy zobaczyłem Seamana płaczącego po meczu. Zawsze bardzo go podziwiałem, a on nie mógł niczego zrobić przy tej bramce.

Co do pamięci, to zupełnie nie pamiętam bramkarza – Marcosa, zdziwiony jestem, że Nicky Butt był na tyle ważną postacią u Angoli, że zagrał 90 minut.

Na stronie „Guardiana” można poczytać więcej o tamtym meczu.

No i, jak powiedział Tytus de Zoo, gdy miano wyzerować mu mózg: „Zostawcie mi tylko wyniki meczów i kto w której minucie strzelił”.

Marcin Wandzel