Trifon Iwanow (1965-2016)

Odeszła legenda bułgarskiego futbolu…

Nie żyje jeden z ulubionych piłkarzy mojej młodości. Nie Romario, nie Baggio, nie Bebeto, a właśnie niezbyt wyględny bułgarski stoper.

Podbił moje serce właściwie jedną sceną. Mistrzostwa Świata roku 1994, z racji różnicy czasu mecze rozgrywane były w mocno nocnych porach. Ale człowiek był młody, miał siłę, oceny na koniec roku zostały wystawione, a nawet jak nie – co z tego? Nastawiało się budzik na 2 w nocy, potem meczyk, rano do szkoły i tak w kółko. Albo zamiast nastawiać budzik oglądało się finały NBA, wtedy siłowali się New York Knicks i Houston Rockets. Trochę się wtedy działo w Ameryce.

Pikanterii mundialowi i finałom NBA nadawał fakt, że jakoś wtedy zaczęła się sprawa OJ Simpsona, który uciekał przez pół Kalifornii i nigdy nikogo nie zaciukał jak się miało potem okazać. A w ogóle rasizm to straszna rzecz…

Nieważne…

Były to również początki telewizji kablowej. W ofercie była między innymi niemiecka stacja SAT1 (czytaj zatainz), a może to było PRO7 (czytaj proziben) i ona przed ćwierćfinałowym meczem RFN z Bułgarią (ze śp. Iwanowem w składzie) zaserwowała taki oto reportaż; Bułgarzy na gołych klatach leżą w basenie na dachu jakiegoś wieżowca. Są wszyscy najwięksi: Christo Stoiczkow, Jordan Leczkow, Emil Kostadinow, Krasimir Bałykow, Trifon Iwanow itd. Wieżowiec znajdował się zapewne w Nowym Jorku gdzie miał odbyć się mecz, a każdy Bułgar jest nieogolony, każdy ma złoty łańcuch na szyi, w gębie peta lub cygaro, w dłoni kieliszki z szampanem. Nie rozumiałem ni w ząb nic po niemiecku i dziś nie rozumiem, ale wymowa tego reportażu była taka, że: ale nam się ogórki trafiły, bundes-drużyna na luzie ich powiezie. Zresztą tak się zachowywali podopieczni Dimitara Penewa pod okiem kamery. Można sobie wyobrażać co się działo gdy kamery nie było.

I tak było, Niemcy tuż po przerwie po strzale boskiego Loddara z mało zasłużonego karnego wyszli na prowadzenie. I gdy się wydawało, że to koniec, najpierw Hrabia Monte Christo Stoiczkow, a potem Jordan „wyglądam jak bandzior” Leczkow strzałem głową zapewnili Bułgarom awans do półfinału. To było jak zwycięstwo bułgarskiego dobra z niemieckim snem.

A że świetnie na tamtym mundialu poczynali sobie również Rumuni, dlatego ten turniej jest jednym z moich ulubionych. Aha, w meczu o III miejsce Bułgarzy byli tak zmęczeni, że już do przerwy przegrywali ze Szwecją 0:4. W drugiej połowie wystawiali piłkę Christo Stoiczkowowi, żeby ten wbił ją do siatki i został samodzielnym królem strzelców turnieju, ale ten był zbyt skacowany i musiał podzielić zaszczyt z ukraińskim Rosjaninem Olegiem Salenko. To był koniec ery prawdziwej piłki i prawdziwych piłkarzy.

Odpoczywaj Trifon. Należy Ci się, bo za życia wyglądałeś na zmęczonego.

1438678172-b82246826a12c4d00915d983bfd5aa4f

Maciej Słomiński