Wczorajsze mecze. Celta Vigo – Real Madryt 1:3, Manchester City – Tottenham Hotspur 2:2, Jagiellonia Białystok – Górnik Zabrze 3:1

Żona, która interesuje się piłką nożną, to chyba jedyne rozwiązanie, by prowadzić szczęśliwe życie.

Tak się złożyło, że w sobotę – jeden po drugim – grały kluby, których wyniki najbardziej mnie interesują. Z jednej strony – bajka, z drugiej – szkoda, że mecze nachodziły na siebie. No, ale ponoć nie można mieć wszystkiego.

Na początek Real Madryt (17:00), który już się skończył, choć nie zagrał jeszcze sparingowego meczu. Potem Tottenham Hotspur (18:30), który dokonał doskonałych transferów, choć za nami dopiero pierwsza kolejka Premier League. Na do widzenia Górnik Zabrze (20:00), który… Jakoś nie przyszła mi do głowy żadna głupota na temat 14-krotnego mistrza Polski wypowiedziana przez dziennikarza czy kibica. Aha, „Górnik kradnie jak Legia”. To już jakaś patologia z komentarzy na 90minut.pl.

Mecz Królewskich z Celtą leciał na polskich kanałach, do których akurat nie mam dostępu. Musiałem zadowolić się streamem, więc przepadło mi słuchanie Leszka „te boisko” Orłowskiego. Strata najmniej dotkliwa z możliwych.

***

Jest w ogóle dziś sens pisania o meczach, skoro każdy może obejrzeć skrót? No i jak o nich pisać? Może trzeba robić to tak, jak komentuje Kazimierz Węgrzyn – zawsze na najwyższym diapazonie. Dla byłego obrońcy Wisły Kraków chyba wszystko jedno, czy to finał Ligi Mistrzów Real – Atlético, czy ligowy szlagier Arka – Wisła Płock. Przewrotka Cristiano Ronaldo ma tę samą wartość, co wślizg Adama Dancha. Osobiście jestem za jakąś gradacją atrakcyjności czy też ważności meczów. Oczywiście, niekoniecznie musi być tak, że jak wyższy poziom, to większe emocje. Sam chętnie kupię dwa piwa i z przyjemnością zasiądę przy ul. Gwarków, żeby zobaczyć mecz Górnika 09 Mysłowice, a jeśli chodzi o większość spotkań fazy grupowej Ligi Mistrzów, wolałbym chyba iść do roboty niż na nie patrzeć.

No dobra, jedziemy.

***

17:00, Abanca-Balaídos, stadion z wiecznie popsutym dachem, Celta Vigo – Real Madryt (1:3).

W ubiegłym sezonie, gdy Barcelona traciła punkty, a Królewscy grali po niej i mieli jeszcze szanse na mistrzostwo… też punkty tracili. Nowy sezon Primera División zaczął się od meczu ponoć nudnego (oglądałem serial „Barry”), ale z mocnym kandydatem do gola sezonu.

Barry:

Gol sezonu:

Real miał fatalną pretemporadę, ale… nikt normalny nie przywiązuje wagi do przedsezonowych sparingów. Podniecają się nimi tylko kibice i dziennikarze. Martwić mogły kontuzje w drużynie z Madrytu. Chwilę przed meczem połamał się również Eden Hazard. W Celcie też wesoło.

Mimo to, że Real prowadził po świetnej akcji Garetha Bale’a (bardzo dobry mecz Walijczyka, który przecież wydawał się być na wylocie z klubu) i trafieniu Karima Benzemy, już miałem zacząć zrzędzić, że Królewscy, mający w składzie niesamowitych piłkarzy, grają nieefektownie, wręcz topornie, gdy… czerwoną kartkę – pierwszą w karierze – otrzymał Luka Modrić. Prawidłową, choć według mnie nowy przepis, do którego musiał się zastosować arbiter Javier Estrada, jest niemądry.

W dziesięciu zawodnicy Zizou chwilami grali doskonale. Cudowna bomba Toniego Kroosa (on i Casemiro wypadli jak profesorzy) i cała akcja przy drugim golu, autorstwa Lucasa Vázqueza, robiącego za symbol rzekomej degrengolady 13-krotnego zdobywcy Pucharu Europy, to poezja.

Chyba można sobie wyniki pretemporady wsadzić w w buty. Słowa Zidane’a, że Real jest przygotowany do sezonu, nie były jedynie robieniem dobrej miny do złej gry.

A tak w ogóle, warto prześledzić działanie VAR-u przy nieuznanym golu Celty na 1:1.

Real, w przeciwieństwie do Barcelony, bardzo udanie rozpoczął rozgrywki.

Na kompie Celta – Real, w tv już leci, prosto z Etihad Stadium, angielski hit Manchester City – Tottenham Hotspur (2:2).

Tu VAR też był arcyważnym graczem, ale o tym za chwilę.

Ponoć Marek Kuchciński, gdy odbierał telefon i okazywało się, że dzwoni Jarosław Kaczyński, podnosił się z fotela i rozmawiał z prezesem PiS na stojąco. Mam wrażenie, że Przemysław Rudzki, gdy kamera pokazuje Pepa Guardiolę, też wstaje w dziupli komentatorskiej. Mam nadzieję, że jest mu wygodnie. Ostatni raz piszę o dziennikarzu „Przeglądu Sportowego”, którego po prostu nie potrafię słuchać. Jako przeciwwaga inny Przemysław – Pełka, chyba mój ulubiony komentator.

Manchester City grał, Spurs… nie bardzo. Co z tego, skoro na jakieś 58 niewykorzystanych sytuacji gospodarzy, goście dwa razy zrobili to, co trzeba. Znów zadziwił kat Ajaxu w półfinale Ligi Mistrzów Lucas Moura, który zdobył bramkę na 2:2, w pierwszym swym kontakcie z futbolówką.

Guardiola i VAR – nie jest to dobrana para. Wystarczy przypomnieć mecz Champions League pomiędzy bohaterami wczorajszej potyczki w Manchesterze. W sobotnim meczu też nowa technologia zabrała byłemu trenerowi Barcelony trzy punkty. Nikt, dosłownie nikt nie widział, że Aymeric Laporte asystował ręką przy golu na 3:2. Nikt oprócz VAR-u.

Mnie najbardziej zaimponował Kevin De Bruyne. Z wybitnych zawodników, biegających po europejskich boiskach, Belg gra chyba najprostszą piłkę. Nie traci czasu na przypodobanie się kibicom – jakby był zaprogramowany wyłącznie na optymalne rozwiązania. Najprostszą, ale nie mało efektowną – trzeba by naprawdę nie lubić futbolu, żeby nie docenić geniuszu tego gracza.

***

Opuszczamy miasto Joy Division i Alberta Finneya i przenosimy się na Stadion Miejski w Białymstoku na mecz Jagiellonia – Górnik Zabrze (3:1).

Przy okazji piosenka, której bohaterowie – m.in. Szpotawy, Zbuk, Bigos, Łysy i Skurwysyn – niedawno podkreślali swoją polskość w tym mieście.

„Razem wsławimy imię polski, ja pierdolę!”.

Po podziwianiu artystów z Madrytu, Manchesteru i Londynu, ale także Vigo (przecież w Celcie grają chociażby Iago Aspas i Denis Suárez, który chyba wraca do świata żywych po dziwnie nieudanym wypożyczeniu do Arsenalu), trudno się oglądało – w sumie i tak całkiem dobry – mecz polskiej ligi.

Po prostu to piłkarskie popołudnie powinno się zacząć właśnie od meczu w Białymstoku, potem powinniśmy się przenieść do Vigo i Manchesteru.

Choć przegrał 1:3, bardziej podobał mi się Górnik. Podopieczni Marcina Brosza pomysłowo tworzyli akcje, widać było, że mają pomysł na grę. Co z tego, skoro Igor Angulo, Kamil Zapolnik czy Jesús Jiménez byli w formie, której spodziewam się po zawodnikach A-klasowego Górnika 09 Mysłowice na meczu o Puchar Polski w nadchodzący wtorek.

Nawiążmy też do komentatorów. Słuchanie Tomasza Ćwiąkały, choć nie ma raczej radiowego głosu, to przyjemność. Gorzej z Grzegorzem Mielcarskim. No, ale i tak miło, że to canalplusowe towarzystwo wzajemnej adoracji dopuściło Ćwiąkiego do siebie.

***

A bohaterem dnia i tak Dani Ceballos. Wypożyczony do Arsenalu pomocnik Realu Madryt, niemal każdym zagraniem doprowadzał do ekstazy kibiców, którzy przyszli na Emirates Stadium, by oglądać zwycięstwo 2:1 nad Burnley. No cóż, jak się oglądało człapiącego Mesuta Özila czy drętwego Granita Xhakę, na Ceballosa patrzy się niczym na Maradonę. Tak czy siak, nieco efekciarski, ale świetny występ zawodnika reprezentacji Hiszpanii.

Trzy mecze z rzędu – ostatni to już była przesada, więc dziś wolne od piłki.

I konkurs bez nagród: dlaczego na zdjęciu głównym widnieje Penélope Cruz? Odpowiedź jest banalna.

Marcin Wandzel